Pamiętny tydzień
W swoim najnowszym artykule felietonista Paul Tomkins podzielił się przemyśleniami na temat minionego, pamiętnego dla klubu i miasta tygodnia, w którym to światło dzienne ujrzał raport Niezależnej Komisji Hillsborough.
W moim odczuciu zeszła środa była jednym z najlepszych dni w historii klubu. To, co Liverpool osiągnął podczas ostatnich 23 lat, wszystkie triumfy, piękny futbol, gra w Lidze Mistrzów wydają się być niczym w porównaniu ze zmazaniem tej skandalicznej i nieuzasadnionej plamy na charakterze fanów.
Zwykle radujemy się, gdy zespół dobrze się prezentuje. Tym razem to komisja, złożona jak wspaniała jedenastka, zagrała bezbłędnie. Co istotne, dzięki swemu neutralnemu statusowi raport jest traktowany jak najbardziej poważnie, co jest konieczne, by zmienić myślenie ludzi.
Jako że nie byłem świadkiem tej katastrofy, a na stadionie pojawiłem się dopiero rok później, nigdy nie lubiłem rozmawiać o tej sprawie, o jej wpływie. Nie urodziłem się w Liverpoolu, wobec czego nie doświadczyłem bezpośrednio ani tragedii tego kwietniowego dnia, ani jej powolnych następstw.
Pamiętam dobrze, że bardzo poruszył mnie widok kwiatów na murawie, płakałem. Nigdy też nie zapomnę, gdzie wówczas byłem: słuchałem w samochodzie audycji radiowej dotyczącej uroczystości i spieszyłem się do domu, by jak najszybciej obejrzeć to w telewizji.
Zaledwie pięć dni wcześniej otrzymałem prawo jazdy, a dwa dni później skończyłem 18 lat. Szalona myśl kręciła mi się po głowie - ten półfinał mógł być moim pierwszym meczem, mogłem już sam prowadzić. Oczywiście, nie miałem pojęcia, jak zdobyć bilety, których już dawno nie było w sprzedaży. Wobec tego, chociaż nie mogłem się tam pojawić, część mnie mówiła "pojadę tam, nie wiadomo, może się coś uda".
Niezależnie od tego, naprawdę nie czuję, bym posiadał odpowiednie kwalifikacje uprawniające do rozmowy z wielkimi autorytetami. Całe szczęście, wielu z nich, mam na myśli tych, którzy stracili swoich bliskich, tych, którzy tam byli oraz przemawiające w naszym imieniu grupy wsparcia, zrobiło tak dużo i w tak elokwentny sposób, podczas gdy komisja w końcu oddała głos tym najbardziej dotkniętym (ten głos, który zawsze był ignorowany przez wszystkich z wyjątkiem kibiców Liverpoolu).
Odrzucono sugestię straży pożarnej, zapisy zostały sfałszowane przez policję i pogotowie. Stadion nie miał żadnego certyfikatu gwarantującego bezpieczeństwo. Przeprowadzono testy na obecność alkoholu we krwi na zmarłych, w tym na 10-letnim chłopcu, byle tylko zrzucić winę na ludzi i móc nazwać ich nawalonym motłochem. Z tego wynika, że kilka małych piw wystarczyło, by kryteria nietrzeźwości zostały spełnione. Pytam się więc, ile wina piją ludzie przed sztuką w operze? Czy ich ciała zostałyby zbadane, gdyby nagle osunął się balkon?
Najsmutniejsze jest to, że, jak wywnioskował koroner, po godzinie 15:15 można było ocalić 41 ludzi. Zatem wcześniejszych uratować się nie dało, z kolei tych po owej godzinie jak najbardziej. W najgorszym wypadku powinniśmy dopominać się sprawiedliwości dla 55, a nie tylu ilu było faktycznie.
Nawet jeśli nie do końca czuję się uprawniony, nie mogłem napisać tego tekstu bez poruszenia najważniejszych kwestii. Obecnie niemal wszystkie media i fani innych klubów mogą szukać innych źródeł wyjaśnienia tej sprawy niż wywołujący tak ciepłe reakcje na całym świecie raport, jednak do czasu, aż wszystkie możliwości nie zostaną wyczerpane (w tym samo dochodzenie), ta sprawa pozostanie dla nas kluczowym zagadnieniem.
Potrafię sobie wyobrazić fanów Liverpoolu, którym mówi się, by już nie rozpamiętywali i szli do przodu. Ludzie niezwiązani z tym niesprawiedliwym wyrokiem łatwo zapominają, co oznacza on dla tych, którzy cierpieli. "Nadal się tym zamartwiasz? Daj spokój!" - takie zdania niejednokrotnie padną w wielu domach. Walka jednak nie dobiegnie końca, aż będzie można z pełną stanowczością stwierdzić, że doczekano się sprawiedliwości. To dopiero początek.
Niektórzy mogą czuć się tym znudzeni, ale nie my.
Co do meczu z Sunderlandem, mając w pamięci ten pełen emocji tydzień, wydawało mi się, że Liverpool grał całkiem dobrze, szczególnie w drugiej połowie.
Cztery pierwsze spotkania złożyły się na bardzo trudne otwarcie sezonu. Dwa wyjazdowe mecze z drużynami ze środka tabeli (w zeszłym sezonie, wtedy cieszył nawet jeden punkt), dla których w dodatku był to pierwszy mecz na własnym stadionie. Z kolei na Anfield przyszło mierzyć się z czołowymi zespołami poprzednich rozgrywek, w tym z samymi mistrzami.
Powiedziałbym, że Liverpool grał dobrze przez dwa i pół meczu (wliczając w to ten z grą w 10), zasługując na więcej punktów. Kosztowne okazały się indywidualne błędy, jednak ogólny obraz gry wygląda dość zachęcająco. Miejmy nadzieję, że te problemy to po prostu wynik bólu dorastania, jako że gracze dopiero uczą się nowych schematów, jak choćby nie wybijania piłki na oślep. W ostatnich meczach zaprezentowali się lepiej niż w pierwszych dwóch, co jednak nie oznacza, że nie przydarzy się już więcej błędów.
Być może tym, co najbardziej lubię w Brendanie Rodgersie, jest jego pełna odpowiedzialność za owe błędy. To nie ten typ menedżera, który krytykuje graczy za zbytnią kreatywność w grze. W przeciwnym razie mogliby przestać podejmować jakiekolwiek ryzyko i po prostu wybijać piłkę do kolegi, byle tylko zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego.
Dostało się Glenowi Johnsonowi za zbyt bierną postawę, wskutek czego padła bramka dla rywali i powrócił tym samym temat jego zaniedbań w defensywie. Tymczasem zajmuje on siódme miejsce w lidze pod względem utrzymywania się przy piłce (pierwszy jest Joe Allen). To tylko potwierdzenie stronniczości, której ofiarą pada Johnson. Nawet jeśli przegrałby walkę o piłkę raz na 90 minut, czy nawet na 90 spotkań, krytyk zawsze się do niego przyczepi.
Oczywiste jest, że dopracowanie wszystkiego będzie trwało przez kilka najbliższych miesięcy, szczególnie w aspekcie celności podań w pole karne oraz strzałów. W moim odczuciu było zbyt wiele nieprzemyślanych zagrań przy małej liczbie dokładnych i zamierzonych, jednak i to powinno się wkrótce poprawić.
Sprawy nie ułatwia rozgrywany kilka dni po Lidze Europy mecz z Manchesterem United na Anfield. Trzecia drużyna wchodząca w skład czołówki poprzedniego sezonu już w piątym spotkaniu the Reds w tym sezonie. Ostatecznie potyczki następujące po starciu z United pozwalają zachować nadzieję.
W Lidze Europy byłbym skłonny rozpocząć mecz siedmioma rezerwowymi z sobotniego meczu, uwzględniając rzecz jasna Sahina i Assaidiego. Warto byłoby postawić na 18-letniego Suso, który choć był w składzie na poprzedni mecz, nie zagrał ani minuty. Ponadto można by dodać do tego grona jeszcze ze dwóch piłkarzy i w ten sposób najlepsi byliby w pełni sił na wielkie starcie z United.
Podsumowując, to był tydzień świętowania tak długo wyczekiwanego objawienia prawdy oraz czasu na refleksję o samej tragedii i wszystkich tych, którzy stracili wtedy życie. Piłka nożna zawsze będzie wiele znaczyła, jednak czasami są ważniejsze sprawy, które powodują, że futbol schodzi na drugi plan.
Paul Tomkins
Komentarze (0)