Łyżka dziegciu w beczce miodu
W trakcie niedzielnej potyczki z Manchesterem United można było zobaczyć wiele obrazków podnoszących na duchu, jednak grupki idiotów musiały się upewnić, żeby ten mecz nie był jednoczącym wydarzeniem.
Kiedy na początku spotkania na Anfield rozbrzmiał hymn „You'll never walk alone” ozdobiony wspaniałą mozaiką stworzoną przez fanów zawierającą słowa „Justice”, „Truth” oraz liczbę 96 można było pomyśleć, że jest to dobry dzień dla piłki nożnej.
Chwilę później wzruszający hołd ofiarom Hillsborough oraz tym, którzy kontynuują walkę o sprawiedliwość złożył nie kto inny jak Sir Bobby Charlton, podczas gdy gracze Manchesteru United szykowali się do meczu z „96” na dresach. Niestety tylko głuchy mógłby określić to spotkanie jako jednoczące, na co oba kluby miały wielką nadzieję.
Jak tylko Charlton zajął miejsce w loży dyrektorów z sektora gości rozbrzmiało pytanie “Where’s your famous Munich song?”. Podtekst jest oczywisty - kibice Liverpoolu przez ponad dwie dekady śpiewali o katastrofie w Monachium, dopóki ich też nie spotkała tragedia. Charlton, który stracił wtedy ośmiu kolegów, nie był rzecz jasna prowokacją kibiców United zachwycony - nikt nie mógł być, kto darzy któryś z tych klubów choć odrobiną szacunku.
O Monachium nikt w niedzielę nie śpiewał, podobnie pominiętych zostało klika innych niesmacznych przyśpiewek. Atmosfera była jednak napięta, a oliwy do ognia dodała wrogość kibiców gospodarzy w stosunku do Patrice'a Evry, obwinianego za oskarżenie Luisa Suareza o zniewagę na tle rasowym.
Niektórzy źle ocenili dopuszczalne granice. Twitter Sky News raportował, że kibice gości „zignorowali hołd dla ofiar Hillsborough i śpiewali w jego trakcie”. W rzeczywistości śpiewali „United-United-United” podczas „You’ll Never Walk Alone”, o co trudno mieć do nich jakiekolwiek pretensje.
Prawdziwe oblicze kibiców jednej i drugiej drużyny ukazało się gdy obiekt opustoszał. Na zachowanie fanów Liverpoolu, którzy opuszczając obiekt wykonywali gesty „samolotów”, goście odpowiedzieli „Always the victims, it’s never your fault”. Ze wszystkich dni, wyśmiewanie tragedii w Monachium przez kibiców Liverpoolu akurat w niedzielę, było wyjątkowo kretyńskie.
Mnóstwo widzieliśmy wczoraj obrazków chwytających za serce, jednak wciąż było im daleko do tego, co mogliśmy oglądać w trakcie derbów Manchesteru w 50. rocznicę katastrofy w Monachium. Istniała nadzieja, że widząc potrafiącą się zachować większość kibiców, idioci również się opamiętają. Jeśli jednak idiota nie potrafi okazać odrobiny przyzwoitości w taki dzień jak wczoraj, ciężko jest się łudzić, że kiedykolwiek to nastąpi.
Oliver Kay
Komentarze (3)
Wszędzie znajdą się jacyś idioci