Trudne zadanie przed Suarezem
Wiadomo było od zawsze, że gra Liverpoolu w dużej mierze zależeć będzie od Luisa Suareza, jednak nie da się ukryć, że w związku z kontuzją Fabio Boriniego odpowiedzialność zdobywania goli będzie o wiele cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.
Po odejściu Andy'ego Carrolla w oczach wielu zajaśniało widmo pozostania w drużynie jednego napastnika.
Nie mamy wystarczająco wielu graczy zdolnych zapewnić nam bramki. Dopóki nie nadejdzie styczeń, Suarez musi wziąć na siebie ten ciężar.
Ostatni czas był dla Urugwajczyka bardzo wymagający, wziął z kadrą udział w trudnych meczach z Argentyną i Boliwią.
Wrócił dopiero wczoraj wieczorem, więc najlepszym rozwiązaniem byłoby odpuszczenie mu meczu z Reading. Wiadomo jednak, że to niemożliwe.
Tygodnie do stycznia będą upływać mozolnie, a tymczasem menedżer nie ma godnych zastępów dla kluczowych graczy.
Na całe szczęście, Suarez wygląda na zawodnika dysponującego nieskończonymi pokładami energii. Jedyne nad czym musi popracować, to odrobina spokoju w polu karnym rywala.
Gdyby Borini doznał urazu na początku września, każdy byłby pełen obaw. Natomiast w tej chwili mamy kilku młodych, którzy rodzą nadzieję na dobre występy.
Rodgers pokazał wszystkim, że wierzy w ich umiejętności. Właśnie oni będą musieli poprowadzić nas do stycznia.
Chciałbym zobaczyć jutro Sameda Yesila. Trzeba mieć na ławce napastnika, nawet jeśli nie jest on w 100 procentach gotów do gry w Premier League. Yesil dobrze sobie poradził w debiucie z West Bromwich.
Mecz z Reading u siebie trzeba po prostu wygrać.
Nie będą wielkim zagrożeniem i powodem frustracji dla Liverpoolu. Nie są na tyle silni fizycznie, a ponadto pozwolą nam grać piłką.
To będzie dla nich długi sezon. Co prawda ostatnio zremisowali 2:2 ze Swansea, jednak nie mam pojęcia, jak tego dokonali, skoro zmarnowali tyle okazji. Z podobną sytuacją spotkamy się na Anfield. Musimy tylko wykorzystać nasze szanse.
Słuszna decyzja właścicieli
Właściciele Liverpoolu podjęli logiczną decyzję z pozostaniem drużyny na Anfield i planami rozbudowy obiektu kosztem inwestycji w nowy stadion.
Mogę sobie łatwo wyobrazić te wszystkie atrakcje związane z przeprowadzką na Stanley Park, jednak nie sądzę, by to było korzystne wyjście.
Chodzi o to, że nikt nie chce sytuacji, w której spłaty stadionu uniemożliwiałyby nam działalność na rynku transferowym.
Mam nadzieję, że wybrane rozwiązanie pozwoli nam zwiększyć pojemność bez większego wpływu na budżet.
Długie zastanawianie się właścicieli mogło wydawać się odrobinę irytujące, jednak po prostu musieli sprawdzić wszystko z każdej strony.
Wciąż jest kilka przeszkód do pokonania, lecz im wcześniej zaczną się prace, tym lepiej.
Jan Molby
Komentarze (1)