Trzeba grać najlepszymi
Być może wielce naiwne jest stwierdzenie, iż menedżer powinien w każdym meczu wystawiać najsilniejszą jedenastkę, a zmęczenie i kontuzje zawodników odstawiać na drugi plan.
Liga jest dla Brendana Rodgersa priorytetem, dalej na liście znajdują się rozgrywki europejskie. Zdając sobie sprawę ze słabej liczebności kadry, doszedł do wniosku, że na Puchar Ligi zwyczajnie zabraknie sił.
Z drugiej strony, Liverpool zawsze walczy o trofea. Każdy mógł przekonać się o radości, jaką wzbudza walka o medale, w zeszłym sezonie, kiedy dwukrotnie zawitaliśmy na Wembley.
Teraz wydaje się, jakbyśmy po prostu odpuścili to trofeum. Liverpool z pewnością chciał wygrać w środowy wieczór, jednak tak naprawdę nie był to dla nikogo cel nadrzędny - co widoczne było w postawie kilku zawodników.
Brendan Rodgers umożliwił Joe Cole'owi szansę powrotu do drużyny i udowodnienia swej wartości, gdyż wierzył, że Anglik wciąż ma coś do zaoferowania drużynie. Być może zrobił to z sentymentu.
Ocenianie graczy na podstawie 45-minutowego występu nie jest sprawiedliwe, jednak po takim właśnie czasie Rodgers poczuł potrzebę zmian. Kiedy mogliśmy ujrzeć rozgrzewających się Stevena Gerrarda i Luisa Suareza nietrudno było przewidzieć, że w drugiej odsłonie nie zobaczymy już Cole'a i Sameda Yesila.
Jan Molby
Komentarze (3)
Jones, Robinson, Coates, Henderson, Cole, Downing
ogrywali się właśnie w takich spotkaniach. Dostali szansę i niektórzy zawiedli.