Podsumowanie meczu
W jednym z ostatnich meczów fazy grupowej Ligi Europy, Liverpool przegrał na wyjeździe z Anży Machaczkała, prezentując styl nieprzystający drużynie angielskiej Premier League. Wczorajsi bohaterowie, na co dzień rezerwowi, z pewnością będą chcieli o tym spotkaniu jak najszybciej zapomnieć.
Brendan Rodgers, w związku ze zbliżającym się wielkimi krokami, niezwykle prestiżowym meczem z Chelsea, postanowił pozostawić w Anglii kluczowych piłkarzy pierwszej drużyny, umożliwiając tym samym szansę występu mniej eksploatowanym graczom. Jeden z nich, Jordan Henderson, w przedmeczowym wywiadzie wyznał, jak wielkie znaczenie ma dla niego czwartkowe spotkanie, w którym upatrywał nadzieję na przekonanie do siebie nieprzychylnego mu trenera.
Był to także niezwykle istotny dzień dla Joe Cole'a. Brendan Rodgers sprawił mu prezent na 31. urodziny i wystawił go w pierwszym składzie, umożliwiając tym samym kolejną, być może ostatnią już szansę na udowodnienie przydatności dla drużyny.
W składzie znalazło się także miejsce dla powracającego po kontuzji Jona Flanagana oraz błyszczącego w rezerwach Adama Morgana.
Pierwsze dwadzieścia minut spotkania mogło wprawić nawet najcierpliwszych kibiców w stan znużenia. Zawodnicy obu drużyn razili nieporadnością i bojaźliwością, rozgrywając piłkę głównie w środkowej strefie boiska.
W 23. minucie Liverpool przeprowadził akcję, która powinna zakończyć się golem. Henderson wbiegł w karne przeciwnika, otrzymał podanie od Morgana, lecz zamiast strzelać, postanowił oddać piłkę Morganowi. Futbolówkę z łatwością przechwycili defensorzy Anży.
Mecz ponownie zaczął toczyć się dawnym tempem, aż nadeszła 35. minuta i pierwszy poważny błąd obrońców the Reds. Ich gapiostwo umożliwiło Żirkowowi na szarżę lewą flanką i dogranie piłki do zupełnie niekrytego w polu karnym Samuela Eto'o. Na szczęście dla Liverpoolu, Brad Jones potwierdził swoją dobrą dyspozycję, broniąc we wspaniałym stylu strzał Kameruńczyka.
Akcja Żirkowa i Eto'o wyraźnie pobudziła gospodarzy do działania i pozwoliła upatrywać realnej szansy na zdobycie gola jeszcze przed przerwą. The Reds potrafili odpowiedzieć jedynie nieudaną próbą Downinga, który wychodząc na wolne pole nie zdołał opanować piłki.
Kiedy Rodgers i zawodnicy przygotowywali się już na 15-minutowy odpoczynek, gospodarze postanowili raz jeszcze spróbować oszukać obrońców the Reds. Błąd popełnił Sebastian Coates, który nie przejmując podania ze środka pola, pozwolił Traore pomknąć na bramkę i lobem skierować piłkę do siatki nad bezradnym Jonesem.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, Czerwoni nie potrafili znaleźć sposobu na przebicie się przez obronę gospodarzy. Tymczasem Eto'o i Traore coraz usilniej dawali się we znaki defensorom Liverpoolu, lecz ich zagraniom brakowało precyzji.
Obserwujący z niepokojem poczynania swoich podopiecznych, Rodgers zdecydował się przeprowadzić podwójną zmianę. Na boisku zameldowali się Dani Pacheco oraz Suso, dając nadzieję na większą kreatywność the Reds w ataku. Zanim jednak do tego doszło, gospodarze przeprowadzili kolejną groźną akcję, jednak podobnie jak Czerwoni, grzeszyli niedokładnością, wskutek czego strzał Tagirbekova wylądował jedynie obok bramki.
Ten sam zawodnik przypomniał o sobie również w 76. minucie celnym dograniem do Traore. The Reds po raz kolejny z opresji uratował świetnie dysponowany tego dnia Jones.
Na pierwszy rzut oka można było dostrzec wpływ Suso na ofensywne poczynania Liverpoolu. Osamotniony w atakach Hiszpan umiejętnie rozprowadzał piłkę, aż w końcu zdecydował się na indywidualną akcję. Przed golem uchronił gospodarzy bramkarz Gabułow. Od tego momentu zarówno zawodnicy the Reds jak i Anży zaczęli chętniej podejmować ryzyko i atakować. Oznaką tego była natychmiastowa odpowiedź Traore, który jednak zmarnował sytuację sam na sam z Jonesem.
The Reds rozpaczliwie poszukiwali wyrównującej bramki, jednak brak odpowiedniej jakości w ataku uniemożliwiał osiągnięcie celu. Najlepszym tego dowodem okazały się strzały Jonjo Shelveya oraz Hendersona, które tylko wywołały kolejny grymas na twarzy Rodgersa.
Wraz z końcowym gwizdkiem nastąpił niepohamowany wybuch radości wśród 15 000 publiczności i drużyny gospodarzy, którzy dzięki wygranej umocnili się na pozycji lidera w grupie A.
Tak naprawdę jedynym zawodnikiem Liverpoolu, który z rozrzewnieniem będzie wspominał spotkanie z Rosjanami, jest Conor Coady. 19-letni Anglik spełnił jedno ze swoich najskrytszych marzeń debiutując w pierwszym zespole ukochanego klubu. W pomeczowej wypowiedzi posłał wyrazy wdzięczności w kierunku Brendana Rodgersa, który przyzwyczaił nas już do odważnego stawiania na młodych zawodników. Podczas wieczornej konferencji menedżer, choć rozczarowany wynikiem, skierował słowa uznania w stronę młodzieży, chwaląc ją za zdyscyplinowanie taktyczne, a także w stronę oddanych kibiców, którym nie straszna była długa podróż do Rosji. Niestety, do domu wracali w smutnych nastrojach.
Komentarze (0)