Podsumowanie meczu
We wczorajsze popołudnie doszło do starcia dwóch drużyn związanych mocno z osobą Brendana Rodgersa. Obecny szkoleniowiec Liverpoolu w swoim drugim starciu przeciwko byłemu klubowi, Swansea, poprawił rezultat z poprzedniego, przegranego spotkania, jednak kibice the Reds, patrząc na przebieg całego meczu, mogli być nieco rozczarowani bezbramkowym remisem.
W ostatnim czasie pojedynki Liverpoolu ze Swansea zyskały na znaczeniu. Brendan Rodgers jako szkoleniowiec rewelacyjnego beniaminka, który w ostatnim meczu sezonu zwyciężył z the Reds, znalazł uznanie w oczach właścicieli drużyny z Merseyside, co zakończyło się przejęciem w klubie posady menedżera po Kennym Dalglishu. Jednak nie tylko dla Rodgersa wczorajsza podróż wywoływała wiele emocji. Joe Allen, wychowanek Łabędzi, choć zarzekał się w przedmeczowym wywiadzie o zachowaniu pełnej koncentracji, z pewnością musiał poczuć sentyment do klubu, w którym przecież spędził 13 lat. W składzie the Reds zabrakło leczącego uraz Fabio Boriniego, który również wiąże z zespołem z Liberty Stadium miłe wspomnienia, jako że pod wodzą Rodgersa występował tam przez trzy miesiące.
Rodgers przyjechał walczyć o pełną pulę, dlatego wielu kibiców przyprawiła o zdziwienie desygnowana przez Irlandczyka z Północy jedenastka. W składzie znalazło się miejsce dla niecieszących się jego poparciem Stewarta Downinga oraz Jordana Hendersona, którzy w powszechnej opinii powinni ustąpić miejsca zawodnikom takim jak regularnie grający w ostatnim czasie Suso, czy też bardzo oszczędzany przez menedżera Oussama Assaidi. Z kolei w drużynie gospodarzy od pierwszych minut wystąpił Leon Britton, który może pochwalić się reprezentowaniem barw klubu w czterech klasach rozgrywkowych.
Pierwsza połowa zaczęła się stosunkowo spokojnie, obie drużyny czujnie wymieniały się futbolówką poszukując odpowiedniej przestrzeni na zaskakujące zagranie. Takowe miało miejsce w 9. minucie, kiedy to po lekkim zamieszaniu w polu karnym gospodarzy Sterling oddał strzał, który okazał się jednak zbyt słaby na golkipera Łabędzi. Od tego momentu nastał czas przewagi gości, przeplatanej niekiedy groźnymi zagraniami ze strony Swansea, jak choćby tego z 13. minuty, zakończonego silnym strzałem Routledge'a w dobrze ustawionego Pepe Reinę.
Po kwadransie the Reds poczuli, że nie taki diabeł straszny, decydując się na przeprowadzanie coraz większej liczby ofensywnych akcji. Na szczególne wyróżnienie zasługują występujący na przeciwnych flankach Glen Johnson oraz Jose Enrique, którzy od kilku spotkań napędzają poczynania the Reds, stanowiąc ogromne zagrożenie dla rywali wynikające z ich wspaniałego przygotowania kondycyjnego oraz wyraźnej chęci do gry. W 17. minucie kibice mogli podziwiać akcję obu panów, która powinna była zakończyć się golem, jednak po dośrodkowaniu Anglika z prawego skrzydła piłka po odbiciu brzuchem Enrique wylądowała obok bramki.
Kilka minut później ponownie w głównych rolach wystąpili ci dwaj zawodnicy. Johnson popisał się dryblingiem godnym Suareza, wpadł w pole karne i tracąc, a za chwilę odzyskując piłkę, wykonał klepkę z Hiszpanem, który wystawił partnerowi z drużyny futbolówkę na wolnej pozycji. Jednak i tym razem zabrakło odrobiny szczęścia, gdyż zmierzający do bramki strzał Johnsona zdołał udanym położeniem nogi obronić Tremmel.
Dobrych akcji kolegom wyraźnie pozazdrościł Raheem Sterling, który, zaliczywszy niemrawy początek spotkania, z każdą kolejną minutą sprawiał wrażenie coraz bardziej głodnego goli. W 33. minucie odezwały się znane dobrze kibicom i piłkarzom the Reds demony z zeszłego, naznaczonego strzałami w obramowanie bramki, sezonu. Sterling, otrzymawszy piłkę w polu karnym, huknął z całej siły z powietrza, lecz lecąca z niezwykłą siłą oraz rotacją piłka trafiła jedynie w poprzeczkę. Nie było jednak czasu na długie rozpamiętywanie tej akcji, jako że minutę później, po dograniu Suareza z prawej strony, kibiców gości w ekstazę wprawił Enrique, otwierając wynik spotkania. Niestety, radość trwała zaledwie kilka sekund, gdyż chwilę później okazało się, że niezwykle czujne oko asystenta sędziego wypatrzyło Hiszpana na pozycji spalonej.
Przewaga Liverpoolu utrzymywała się do końca pierwszej połowy, a wielka w tym zasługa nie tylko graczy ofensywnych formacji, ale może i przede wszystkim dwójki obrońców. Martin Skrtel i Daniel Agger nie pozwalali rozwinąć skrzydeł ani Michu, ani Shechterowi, niekiedy jedynie zezwalając na strzał niezwykle ruchliwego Pablo Hernandeza.
Pierwsze 45 minut spotkania pozwalało żywić nadzieję na jeszcze bardziej emocjonujący spektakl w drugiej odsłonie, najlepiej okraszony kilkoma bramkami.
Godna uwagi akcja miała miejsce dopiero w 58. minucie, kiedy to dał o sobie przypomnieć do tej pory starannie kryty Suarez, na którego jednak drodze stanął świetnie tego dnia dysponowany Tremmel, który z każdą minutą wydawał się być coraz bardziej poirytowany poczynaniami swoich obrońców.
Tymczasem mecz zaczął toczyć się w niesamowicie szybkim tempie, lecz obie drużyny grzeszyły zarówno niedokładnością w podaniach, jak i nieskutecznością pod bramką. Groźna sytuacja miała miejsce w 64. minucie, lecz tym razem Liverpoolowi dopisało szczęście przynajmniej we własnym polu karnym, a konkretnie Joe Allenowi, który zdołał wybić piłkę z linii bramkowej.
Jednak największe emocje wzbudziła sytuacja z 73. minuty. Downing, walcząc o piłkę po prawej stronie boiska blisko bramki Reiny, w dziecinny sposób dał się oszukać Dyerowi. The Reds przed stratą bramki uchronił hiszpański golkiper, który rzuciwszy się ofiarnie pod nogi rywala, został zraniony przez niego w twarz. Przez resztę spotkania na lewym policzku Hiszpana wyraźnie odznaczał się czerwony ślad po bucie Dyera.
Dziesięć minut później the Reds przeprowadzili kontratak, który wręcz nie miał prawa nie zakończyć się zdobyciem zwycięskiej bramki. Po rzucie rożnym Swansea, wybita przez Reinę piłka wylądowała pod nogami Suareza, który razem ze Sterlingiem pognał na bramkę rywali, mając przed sobą zaledwie jednego obrońcę. Dwójkowa akcja zakończyła się jednak niepowodzeniem z winy młodego Anglika, który nie dograł w tempo do wychodzącego na wolną pozycję Suareza. Ten jeszcze zdołał przejąć piłkę i oddać strzał, jednak nie sprawił on bramkarzowi większych problemów.
Ostatnie minuty spotkania były popisem golkiperów obu drużyn. Najpierw groźny, choć wydaje się, że niezmierzający do bramki, strzał z rzutu wolnego wykonywanego przez Pablo wybronił Reina, a następnie jego vis-a-vis odbił piekielnie silne uderzenie Shelveya z dystansu.
Zarówno Brendan Rodgers jak i Michael Laudrup wypowiadali się po meczu w ciepłych słowach na temat postawy swoich zawodników, uważając remis za korzystny rezultat. Wynik ten jednak nie poprawił humorów kibicom the Reds, którzy nadal przeglądając tabelę ligową zmuszeni są oglądać swoich pupili na zaledwie 11. miejscu.
Komentarze (0)