Podsumowanie meczu
Liverpool po raz kolejny nie zdołał odrobić strat i odwrócić losów spotkania na swoją korzyść, przegrywając na White Hart Lane 1:2 z Tottenhamem. Rezultat ten jest równoznaczny ze spadkiem pozycji w tabeli oraz podniesieniem się głosów na temat styczniowych wzmocnień.
Przed spotkaniem właśnie owe doniesienia transferowe wywoływały najwięcej dyskusji. Brendan Rodgers na przedmeczowej konferencji nie ukrywał, iż jego pragnieniem jest ściągnięcie do klubu kilku nowych twarzy, gdyż tylko wówczas możliwe stanie się podjęcie rywalizacji o najwyższe lokaty w lidze. Jako przykład klubu, który na swoją pozycję musiał zapracować udanymi transferami na przestrzeni kilku lat, podał Tottenham. Nie obyło się również bez słów skierowanych do obecnych graczy, z których to jasno wynikało, że najwyższa pora zacząć przekuwać wypracowaną przewagę w konkretne wyniki.
Wybrana przez Rodgersa wyjściowa jedenastka ponownie mogła wywołać wśród kibiców skrajne uczucia. Mimo konsekwencji, z jaką Stewart Downing oraz Jordan Henderson prezentują poziom nieprzystający zawodnikom takiego klubu, jak Liverpool, Rodgers po raz kolejny zdecydował się dać im szansę na poprawę. Tymczasem z optymizmem można było spojrzeć na ławkę rezerwowych, na której miejsca zajęli między innymi wracający po kontuzji Andre Wisdom oraz bardzo oszczędzany przez szkoleniowca Oussama Assaidi.
Kibic oglądający pierwsze minuty spotkania mógł odnieść wrażenie, że gospodarze dążą do poprawienia rekordu pt. "Najwyższe zwycięstwo nad Liverpoolem", czyli osiągnięty w 1963 roku rezultat 7:2. Szczególnie zmotywowany okazał się być Gareth Bale, który niezwykle mocno dawał się we znaki pilnującym go zawodnikom rywali. Ich obecność nie przeszkadzała mu w przeprowadzaniu efektownych rajdów zarówno lewą flanką jak i środkową strefą boiska. W jednej z takich akcji, poprzedzonej zamieszaniem w polu karnym Pepe Reiny oraz szybkim kontratakiem gości zakończonym stratą piłki, Bale był niezwykle blisko zdobycia pierwszego gola, lecz jego strzał wylądował obok prawego słupka bramki.
Więcej szczęścia dopisało Walijczykowi minutę później. kiedy to wręcz zawstydził defensorów gości. Minąwszy kilku z nich, dograł w pole karne piłkę do czyhającego na nią Aarona Lennona, który po jej otrzymaniu pewnym strzałem dopełnił formalności.
Radość gospodarzy nie musiała trwać długo. Na przestrzeni czterech minut the Reds stworzyli sobie dwie dogodne akcje, jednak najpierw Suarez przegrał pojedynek sam na sam z Llorisem, a chwilę później Jordan Henderson po zamieszaniu tuż przed polem karnym rywali nie zdołał umieścić piłki do pustej bramki. Niestety, gościom z Merseyside nie dopisywało dziś szczęście, a co więcej, Gareth Bale za cel obrał sobie strzelenie w meczu co najmniej kilku bramek. W 14. minucie podszedł do rzutu wolnego, po którym futbolówka, ocierając się jeszcze o mur, nabrała w połączeniu z siłą strzału nieprzyjemnej dla bramkarza rotacji i ostatecznie wylądowała w środku strzeżonej przez Reinę bramki.
Liverpool przez następne minuty musiał sobie radzić z huraganowymi wręcz atakami Kogutów, niekiedy przejmując piłkę, ale nie potrafiąc wymyślić niczego konstruktywnego. Gospodarze stosowali podwójne krycie oraz pressing, który nie pozostawiał wielkiego manewru kluczowym zawodnikom the Reds. Mimo to w 35. minucie udało się przeprowadzić akcję, której efektem mogła być bramka kontaktowa. Suarez przyjął w polu karnym piłkę i oddał strzał, lecz nieuchronnie zmierzającą do bramki futbolówkę z linii wybił Kyle Walker. W tej samej sytuacji po interwencji Sandro Steven Gerrard upadł na murawę, jednak zdaniem sędziego nie doszło do przewinienia i Liverpool nie otrzymał pierwszego w tym sezonie rzutu karnego. Goście usiłowali wykorzystać wypracowaną przewagę w posiadaniu piłki, jednak nie przyniosło to żadnych wymiernych korzyści. Do przerwy 0:2.
W drugiej odsłonie spotkania the Reds kontynuowali ataki na bramkę Llorisa, lecz w ich poczynaniach brakowało nie tylko dokładności, ale i pomysłu, szczególnie przed polem karnym rywali. Liverpool wyraźnie potrzebował wzmocnienia siły w formacji ofensywnej, dlatego też Rodgers zdecydował się w 62. minucie zmienić Hendersona na rzecz Jonjo Shelveya. Młody Anglik wprowadził ożywienie do gry zespołu, a najmocniej zasłużył się w 71. minucie. Piłka po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego trafiła kolejno do Gerrarda i Aggera, po czym interweniujący Lennon niefortunnie trafił nią w Bale'a, który skierował ją do własnej bramki.
W sercach kibiców gości pojawiła się nadzieja na odwrócenie losów spotkania, tym bardziej, że Tottenham traci w tym sezonie najwięcej bramek w ostatnim kwadransie gry. Z drugiej strony Liverpool to jedyna drużyna, która nie zdołała w tym okresie pokonać bramkarza rywali, jednak wiele zwiastowało, iż w końcu nastąpi długo oczekiwane przełamanie. W 80. minucie bliski szczęścia był Suarez. Po ofiarnej walce o piłkę przy linii końcowej, Agger przewrotką dograł futbolówkę do Urugwajczyka, który posłał atomowy strzał z powietrza. Niestety, tuż na bramką. Kilka minut później doszło do kolejnej kontrowersyjnej sytuacji w polu karnym gospodarzy, kiedy to arbiter nie dopatrzył się przewinienia na Suarezie. W 86. minucie próbował jeszcze Enrique, jednak jego strzał o centymetry minął bramkę Llorisa. Gracze Tottenhamu umiejętnie spowalniali grę i zdołali szczęśliwie utrzymać do końca korzystny rezultat.
Brendan Rodgers w pomeczowym wywiadzie był wyraźnie niezadowolony z zachowania sędziów wobec faulowanych w polu karnym zawodników, przyznając, iż Liverpoolowi zwyczajnie nie dopisuje w tym sezonie szczęście. Jako że szczęściu trzeba pomóc, konieczne są styczniowe ruchy transferowe. Bez nich, Liverpool może zacząć przyzwyczajać się do obecnego miejsca w tabeli.
Komentarze (1)