Małymi kroczkami do przodu
Ostatnie kilkanaście dni z pewnością dostarczyło wszystkim związanym z Liverpoolem sporo powodów do radości. W lidze po raz pierwszy od dawien dawna The Reds osiągnęli 2 zwycięstwa z rzędu (!) a w międzyczasie udało nam się świetnie wykonać włoską robotę, kwalifikując się do fazy pucharowej Ligi Europy.
Rozpoczyna się jednak przed nami dość zdradliwy czas w Premier League jeśli mówimy o końcówce 2012 roku. Czerwonym do rozegrania pozostają 4 spotkania z teoretycznie słabszymi przeciwnikami (okey, aktualnie Stoke wyprzedza nas o 1 punkt w ligowej tabeli). Kibice oczekują zwycięstw, które przybliżą nas jeszcze mocniej do upragnionego TOP 4, ale nie będzie to wcale droga po komplety punktów usłane różami.
Aston Villa po spokojnym wczorajszym zwycięstwie z Norwich w Pucharze Ligi przyjedzie na Anfield ze świadomością, że na dość gościnnym w tym sezonie terenie Liverpoolu może coś ugrać. Podopieczni Paula Lamberta od 4 spotkań są w Premier League niepokonani, mało tego stracili w tym okresie tylko 1 bramkę. Christian Benteke to belgijski snajper, na którego nasi obrońcy będą zmuszeni zwrócić czujną uwagę. Tydzień później zagramy jeszcze z Fulham, żegnając się ze swoim stadionem w tym roku.
Ostatnie 2 wyjazdy sezonu także nie zapowiadają się komfortowo podopiecznym Rodgersa. The Potters to zdecydowanie odpychający mnie zespół z uwagi na swój fizyczny, siłowy i najzwyczajniej w świecie nudny futbol, który w dobie zmian w Premier League w ostatnim 20-leciu jest słabo sprzedającym się produktem. Trzeba im jednak przyznać, że pod względem gry defensywnej są wyróżniającym się w tym sezonie zespołem na Wyspach, gdyż stracili tylko 12 bramek w 16 meczach (najlepszy wynik w lidze).
Żałuję, że nie poczekano jeszcze trochę ze zwolnieniem menadżera w zachodnim Londynie. Queens Park Rangers wciąż bez wygranej, ale Harry Redknapp może się okazać osobą, która na tyle poukłada wszystkie zabawki w Londynie, by klub ostatecznie zachował w maju byt w najwyższej klasie rozgrywek w Anglii.
Nie akceptuję sytuacji, gdy po raptem kilku zwycięstwach, od razu pojawiają się w mediach na oficjalnej stronie klubu czy Echo, wywiady z piłkarzami, legendami, czy sztabem trenerskim, którzy szumnie wypowiadają się już o rzekomym powrocie Liverpoolu do czołowej czwórki ligi angielskiej.
Liverpool cały czas jest w fazie rozwoju, spokojnej przebudowy i postępu, który jest dostrzegalny nie tylko przez osoby związane z The Reds.
Przecież dopiero po 16 kolejce (!) Liverpoolowi udało się zameldować w górnej części tabeli. Co ciekawe tracimy zaledwie 4 punkty do miejsca gwarantującego udział w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Ścisk zrobił się niebywały, dlatego też najbliższe konfrontacje z zespołami teoretycznie słabszymi (trzeba przyznać, że radzimy sobie w tym sezonie w takich starciach wyjątkowo dobrze) będą niezwykle istotne.
Nie wylatujmy jednak z wyobraźnią zbyt daleko. Rodgers doskonale wie, że jego zespół musi rozpocząć marsz po regularne zwycięstwa, chcąc dokonać kolejnych podbojów w rozgrywkach ligowych.
Drużynie potrzeba spokojnej, systematycznej pracy, by przy odpowiednich wzmocnieniach zimą (Sturridge i Ince to dla mnie przy obecnych możliwościach Liverpoolu w miarę satysfakcjonujące rozwiązanie) i dawce szczęścia, bez której w futbolu niewiele się znaczy, walka o triumfalny powrót na europejskie salony nie była wciąż sferą marzeń dla Kopites na całym świecie.
Komentarze (6)
Zbaczając z tematu, ale apropos fergie association, to wszczeło ono śledztwo odnośnie rzucania monetami w ferdinanda przez kibiców City, a jak fani Evertonu rzucali w Suareza, to w ogóle ich to nie ruszyło. Nie da się już na to spokojnie patrzeć.
Air ma dużo racji pisząc o małych kroczkach. Ciągle mamy 4pkt do 4. pozycji, chociaż możliwe, że rozsądniej jest mierzyć w 7pkt do Chelsea. Manchestery odjadą a Benitez jeszcze potraci punkty. Jest jeszcze wiele do rozegrania. Nie możemy jednak dziś myśleć, że już jesteśmy blisko. Zachowajmy to fajne nastawienie na progres z ostatnich tygodni. Przecież tam jest 10 drużyn w niezłym ścisku i każdy ma prawo myśleć, że za na koniec roku to ona będzie na górze. Rodgers wydaje się trzymać w ryzach swoją drużynę i wprowadza w niej odpowiednią mentalność. Jednak jest świadomy też jej ograniczeń. Myślę, że mecz z AV musi wygrać, ale później będzie już trudniej. 4 mecze w 10 dni to typowo świąteczny okres szaleństwa, gdzie zdarza się wiele nieprzewidywalnych wyników. My mamy w tym wariactwie do dyspozycji tylko kilku ofensywnych a co jeśli przydarzą się kontuzje czy zawieszenia(odpukać)? Liverpool nie zdobywa w święta przewagi. On zawsze czekał na ten okres z nadzieją, żeby potem żałować łatwo traconych punktów. Mam nadzieję, że będziemy cieszyć się meczem z AV, bo to rzadki przypadek, gdy mamy tydzień przed i po meczu wolnego.