Comolli przerywa milczenie
Damien Comolli przerwał ciszę na temat swojego zwolnienia z Liverpoolu. Przyznał, że nadal pozostaje "sfrustrowany" i "zirytowany" tym, w jaki sposób jego krótka kadencja na stanowisku dyrektora ds. piłki nożnej raptownie się zakończyła.
Comolli został zdymisjonowany w kwietniu. Prezes Liverpoolu Tom Werner bardzo mocno podkreślał, że "nadszedł czas, by działać" po tym, jak ustalono, iż Francuz "nie był właściwą osobą" powołaną do wdrożenia strategii, którą zaprojektował właściciel klubu - amerykańskie konsorcjum Fenway Sports Group (FSG).
Prywatnie FSG przytaczało zastrzeżenia do polityki transferowej Liverpoolu pod kierunkiem Comolliego, a główny zarzut dotyczył tego, że nie zdołał on zachować równowagi pomiędzy jakością a ceną w wielu transakcjach. W szczególności tyczy się to 35 milionów funtów, które wydano w styczniu 2011 roku, gdy Andy Carroll przeniósł z Newcastle United do Liverpoolu.
Comolli twierdzi jednak, że werdykt zapadł zbyt wcześnie i miał charakter wybiórczy, gdyż tacy zawodnicy jak Jordan Henderson, Jose Enrique, Stewart Downing nie mieli wystarczająco dużo czasu, by udowodnić swoją wartość. I dodaje, że nie docenia się wkładu w transfer Luisa Suareza z Ajaksu. Comolli niedawno wygrał proces o zwolnienie z pracy, choć niechętnie pozwał swojego byłego pracodawcę do sądu. FSG oddelegowało Eda Weissa - swojego radcę prawnego z USA - do sądu w Merseyside, ale jego kosztowna podróż nie zapobiegła rozstrzygnięciu na korzyść Francuza.
Niemniej jednak osiem miesięcy po tym, jak został wyrzucony, jego poczucie rozczarowania wcale się nie zmniejsza. Nie chodzi już tylko o to, w jaki sposób został potraktowany, ale również o decyzję FSG, aby rozstać się z Kennym Dalglishem w maju, mimo że Szkot poprowadził Liverpool do sukcesu w Carling Cup i do finału Pucharu Anglii w swoim pierwszym kompletnym sezonie w roli menedżera po raz wtóry.
- Przede wszystkim trzeba spojrzeć z dużo większej perspektywy - powiedział Comolli. - Dokonaliśmy 26 transakcji i założenie, że nie popełni się żadnych błędów przy tak ogromnej ilości transferów byłoby całkowicie nierealne. Nie sądzę, że mamy do czynienia z jakąś pomyłką, jeśli chodzi o transfery do innych klubów. Natomiast, mówiąc o piłkarzach, którzy przybyli, jestem zdania, że czas przyniesie odpowiedź.
- Czuję się niekomfortowo, kiedy ktoś ocenia zawodników po sześciu, ośmiu czy nawet 12 miesiącach. Czasami potrzeba dwóch lub trzech lat. Na przestrzeni lat można powiedzieć: "Damien i Kenny, byliście w błędzie". Albo stwierdzić: "Potrzebowali więcej czasu".
- Nie wiem, czy moja reputacja została zniszczona przez to co się stało. Rozmawiam z ludźmi, którzy pytają mnie: "A co z tym transferem?". Wyjaśniam im, a wtedy odpowiadają: "OK, teraz rozumiem twój punkt widzenia".
Główny właściciel Liverpoolu John W. Henry wypowiedział się publicznie, że cena za Carrolla była uzależniona od tego, ile Chelsea zapłaciła za Fernando Torresa. Liverpool usiłował odnotować 15 milionów zysku na dwóch transakcjach, co ostatecznie udało się zrealizować. Jednak ponieważ Carroll przebywa w West Ham United na wypożyczeniu w tym sezonie po tym, jak nie zdołał spełnić pokładanych w nim nadziei, Comolli znalazł się pod presją, by uzasadnić najdroższy transfer w jego własnej karierze.
- Jeśli chcesz porozmawiać o transferze Carrolla, to sytuacja była dość jasna - kontynuuje Comolli. - Rozpatrywaliśmy to w następujących kategoriach: sprzedaliśmy dwóch zawodników, czyli Fernando Torresa i Ryana Babela; przybyło dwóch piłkarzy - to znaczy Luis Suarez i Carroll. Odnotowaliśmy zysk, a do tego zmniejszył się budżet płacowy. Transakcja obejmowała czterech graczy.
- Chelsea składała coraz wyższe oferty, aż dotarliśmy do punktu, w którym różnica między ich pierwszą a ostatnią propozycją była dwukrotna. Właściciele zapytali mnie, jakie jest ryzyko. Odpowiedziałem im, że jeśli coś pójdzie nie tak, to stracą pieniądze na Andym, ale jednocześnie trudno oszacować, czy można coś zarobić, jeśli wszystko się ułoży, ponieważ Liverpool nie należy do klubów, której sprzedają dla zysku i równie dobrze Andy może być tu dziesięć lat.
- Nadszedł czas, kiedy z Kennym stanęliśmy przed pytaniem właścicieli: czy będziemy usatysfakcjonowani z transakcji. Odpowiedzieliśmy, że tak, natomiast oni stwierdzili, iż są gotowi podjąć ryzyko, ponieważ Fernando musiał odejść.
Comolli opuścił najbardziej znaczący moment Carrolla w roli piłkarza Liverpoolu ze względu na decyzję o powrocie do domu we Francji dwa dni po utracie pracy. Zamiast być na Wembley, gdzie odbywał się półfinał Pucharu Anglii, a przy tym derby Merseyside, Comolli leciał do Nicei i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Carroll strzelił decydującą bramkę, aż do chwili, kiedy wylądował i włączył telefon komórkowy.
- Dołożyłem starań, żeby wystartować samolotem, gdy Liverpool rozpocznie półfinał Pucharu Anglii przeciwko Evertonowi. Nie mogłem na to patrzeć - dodał Comolli. - Wylądowałem w Nicei i odczytałem wiadomości, że wygrali. Widziałem, że Andy zdobył zwycięską bramkę. Pomyślałem sobie wtedy: "Wiemy, że jest dobrym zawodnikiem, ale zobaczymy, ile osiągnie za kilka lat." Jeden dobry albo zły mecz nie skłoni mnie do wniosku, że mieliśmy rację albo nie. Należy spojrzeć na całość kariery piłkarza.
Nawet gdy Liverpool świętował na Wembley, przyszłość Dalglisha na stanowisku menedżera była pod znakiem zapytania, gdyż włodarze byli niezadowoleni z kłopotów ze zdobywaniem goli, co skłaniało do pytań o to, czy posiada on zdolność do posunięcia klubu naprzód.
- Udałem się na Florydę w marcu. John Henry przyjął mnie w swoim domu na trzy dni - powiedział Comolli. - Właściciele nie byli zadowoleni z faktu, że nie zdobywaliśmy wystarczającej ilości bramek. Byli zdania, że nie graliśmy aż tak pozytywnej piłki, więc odbyliśmy dyskusję na ten temat.
- Tom Werner powiedział: "Czy uważasz, że Kenny jest właściwą osobą?". Odpowiedziałem, że "zdecydowanie tak". John Henry zgodził się ze mną. Kenny zasługiwał na więcej czasu i wiele razy powtarzałem to właścicielom. Nigdy nie uważałem, że zwolnienie go było słuszną decyzją.
Plany, które Comolli i Dalglish mieli na ten sezon nie doszły do skutku. Przyjmuje się, że Shinji Kagawa, Olivier Giroud i Demba Ba byli głównymi celami na rynku transferowym, gdyż drużyna potrzebowała większej siły ognia. Comolli postrzega to jako straconą szansę, szczególnie biorąc pod uwagę postęp, jaki dokonał się w klubie.
- Mieliśmy ustalone trzy nazwiska - dodał. - Jeden zawodnik, który mógłby grać jako ofensywny pomocnik, a także po prawej stronie; miał wysoką skuteczność strzelecką. Było także dwóch napastników. Decyzja o wyborze jednego wariantu należała do nas. Wiedzieliśmy czego i gdzie szukać. Punkt przełomowy był w pojedynku z Arsenalem, tydzień po wygranej w Carling Cup. Gdyby udało nam się wygrać, wszystko byłoby możliwe. Zmarnowaliśmy rzut karny i przegraliśmy w doliczonym czasie gry.
- Nadal jednak postęp był głównym elementem naszych rozważań. Wystarczy spojrzeć na akademię. Sprowadziliśmy fantastycznych młodych graczy. Właściciele przyznali, że tego właśnie oczekiwali. Powtarzałem jednak nieustannie, że plan był rozpisany na pięć lat.
- Udało się sięgnąć po trofeum od bardzo dawna oraz uzyskać awans do finału Pucharu Anglii. Myślę, że pod względem finansowym byliśmy w bardzo dobrym położeniu. Zdołaliśmy zredukować budżet płacowy. Właściciele byli bardzo zadowoleni z tego. Oglądanie Liverpoolu przychodzi mi z ogromnym trudem. Jestem wkurzony, sfrustrowany i zirytowany, ponieważ tą sprawę zostawię niezałatwioną.
Comolli miał oferty pracy od czasu, gdy zakończyło się jego 17-miesięczne urzędowanie w Liverpoolu, ale czeka na okazję, która najlepiej będzie mu odpowiadała. Wierzy, że jego przyszłość leży w angielskiej Premier League, która jego zdaniem będzie się polepszać w nadchodzących latach.
- Jeśli spojrzeć na sytuację ekonomiczną, w jakiej znajdują się ligi w Hiszpanii, Portugalii, Belgii i Holandii, to jest bardzo ciężko z finansami - powiedział Comolli. - Dzięki nowej umowie telewizyjnej, Premier League zostawi w tyle całą resztę, no może z wyjątkiem ligi niemieckiej. Przyszłość jest tutaj.
- Nie mówię o pieniądzach dla siebie. Mówię o zdolności do prowadzenia klubu, wyszukiwania dobrych graczy, posiadania niezbędnej bazy i możliwości sprowadzania zawodników na poziomie dzięki tym środkom. Rozmawiałem z klubami w różnych krajach, ale pobyt w Premier League byłby idealnym scenariuszem.
Tony Barrett
Komentarze (9)
Gadanie o tym że trzeba czekać parę lat żeby oceniać ich prace to też jakiś totalny zgrzyt. Nikt zdrowy nie będzie czekał 3 lata aż się Downing rozegra. To nie jest młody Lucas który uczy się od starszych i lepszych od siebie do tego ogrywa się w nowej lidze. Trzeba robić takie transfery żeby od pierwszego dnia znacząco pomagali klubowi a nie płacić im wypłatę przez 900 dni co by Ci zaskoczyli.