Comeback z Młotami dobrze wróży
Byłem zachwycony nastawieniem, jakie pokazał Liverpool w zeszły weekend. Kiedy zaledwie 15 minut przed końcem przegrywaliśmy 2-1, mogliśmy się martwić, jednak drużyna Rodgersa walczyła do końca i grając z niezwykłą werwą wyrwała zwycięstwo.
Wiem, że to był tylko West Ham, jednak te trzy punkty przyniosły wielką satysfakcję.
W ostatnich latach zbyt często przegrywaliśmy nie walcząc do końca. Wydawało się, że po prostu akceptujemy, że to nie jest nasz dzień.
Wszystkie wielkie drużyny Liverpoolu w historii potrafiły odwrócić przebieg meczu, kiedy piłkarze byli przyparci do ściany i miejmy nadzieję, że ostatnie spotkanie to był krok właśnie w tym kierunku.
Podczas mojej kariery na Anfield, kiedy przegrywaliśmy, prawie zawsze znajdowaliśmy sposób, aby poprawić naszą grę i wywalczyć korzystny rezultat, nawet jeśli nie graliśmy na miarę naszych możliwości.
W niedzielę z West Hamem graliśmy do samego końca i zostaliśmy nagrodzeni za wysiłek, jaki włożyliśmy w ten mecz.
Pod względem kondycyjnym drużyna wyglądała wspaniale.
Glen Johnson został graczem meczu będąc zdecydowanie najlepszy na boisku. Ten boczny obrońca jest we wspaniałej formie.
Jordan Henderson dobrze sobie poradził wchodząc z ławki na tę pozycję. Przed młodym pomocnikiem wciąż długa droga, aby zostać prawdziwym graczem Liverpoolu, jednak dobrze jest widzieć, że pnie się on do góry.
Teraz przed Liverpoolem stoi zadanie, aby podtrzymać dziś dobrą passę z Aston Villą.
To mecz z rodzaju tych, które trzeba wygrywać, jeśli na poważnie chce się walczyć o top 4.
Villa jak do tej pory w lidze gra słabo i nie stanowi zbyt wielkiego zagrożenia w ataku. Musimy od początku wziąć sprawy w swoje ręce i upewnić się, że nie damy im dobrze poczuć się na boisku.
Komentarze (2)