Podsumowanie meczu
Zawodnicy Liverpoolu, rozsierdzeni kompromitującą porażką z Aston Villą, postanowili za wszelką cenę nie dopuścić do powtórki z rozgrywki i tym razem nie okazali przyjezdnym gościnności, zwyciężając z Fulham we wspaniałym stylu aż 4:0.
Przed spotkaniem w drużynie gospodarzy panowały mieszane nastroje spowodowane z jednej strony nie dającą o sobie zapomnieć klęską z Aston Villą, a z drugiej nieustającymi pogłoskami o przenosinach na Anfield Daniela Sturridge'a oraz Toma Ince'a. Tymczasem Brendan Rodgers oprócz chęci sprowadzania do klubu nowych zawodników, jest też świadom potencjału drzemiącego w posiadanych już przezeń graczach, do jakich niewątpliwie zalicza się Raheem Sterling. Ku uciesze i wielkiej uldze rzeszy kibiców, młody Anglik po dość żmudnych negocjacjach podpisał z klubem nowy kontrakt, stając się tym samym kolejnym zawodnikiem wiążącym swą przyszłość z zespołem z Anfield. Był to z pewnością dobry prognostyk przed nadchodzącym meczem ze znajdującą się o jedną pozycję niżej drużyną Fulham.
Początek spotkania to okres wyraźnej przewagi gospodarzy, którzy nie kazali długo czekać na rezultaty dobrej gry. W 8. minucie po dośrodkowaniu Stevena Gerrarda z rzutu rożnego piłkę w polu karnym przejął Martin Skrtel, który silnym strzałem z półwoleja nie pozostawił Markowi Schwarzerowi na udaną interwencję żadnych szans.
Niespełna dwadzieścia minut później za sprawą Daniela Aggera gospodarze powinni podwyższyć prowadzenie. Akcję zapoczątkował Suarez podając piłkę do Gerrarda, która z kolei, po ekwilibrystycznym uderzeniu zza pola karnego, ponownie znalazła się w posiadaniu Urugwajczyka. Adresatem kolejnego podania Suareza był niekryty Agger, jednak niefortunne ułożenie stopy sprawiło, że znajdujący się przed pustą bramką Duńczyk nieczysto trafił w futbolówkę i ostatecznie posłał ją na najwyższe kondygnacje stadionu. Na szybką odpowiedź zdecydowali się goście, jednak strzał Richardsona wybronił nogami Pepe Reina.
Czerwoni wyraźnie dominowali w meczu, stale dążąc do zdobycia kolejnej bramki, jednak na przeszkodzie stawały spalone oraz nieskuteczność zawodników. Przełamanie nastąpiło w 36. minucie, która to za sprawą Stewarta Downinga na długo zapadnie w pamięci kibiców. Otoczony przez rywali Anglik sprytnym podaniem w pole karne odnalazł nadbiegającego Gerrarda, który mocnym strzałem podwyższył prowadzenie gospodarzy.
Liverpool do zakończenia pierwszej połowy nie ustawał w atakach. Na sześć minut przed końcem wyborną okazję miał Suso, występujący po raz pierwszy od kilku spotkań w pierwszym składzie, jednak piłka po jego uderzeniu nabrała kierunku odchodzącego od bramki Schwarzera. Z kolei w 43. minucie niezwykle bliski szczęścia był Suarez, lecz strzałem z ostrego kąta nie zdołał zaskoczyć australijskiego bramkarza.
Druga odsłona spotkania rozpoczęła się od akcji Downinga i jego dośrodkowania do Suareza. Urugwajczyk jednak zdecydował się przedłożyć efektowność nad efektywność, wobec czego jego strzał, choć miły dla oka, nie odnalazł drogi do bramki.
W 52. minucie ponownie dał o sobie przypomnieć Downing, który rozgrywał swój najlepszy mecz w barwach Liverpoolu. Aktywny, nie tracący piłek, udanie odszukujący partnerów w polu karnym, popisujący się najwyższej klasy zagraniami - do pełni szczęścia brakowało pierwszego gola w lidze. Przepełniony pewnością siebie Anglik postanowił skorzystać ze sprzyjającej mu tego dnia fortuny. Pobiegłszy prawym skrzydłem oszukał obrońcę i znajdując się już bliżej bramki oddał silny strzał. Schwarzer po raz trzeci zmuszony był wyciągać piłkę z siatki.
Od tego momentu gospodarze nieco spuścili z tonu, jednak goście nie potrafili wykorzystać swoich nielicznych okazji. W 60. minucie zapędy Dajegaha w polu karnym powstrzymał Reina, który sporadycznie zmuszany był do jakiejkolwiek interwencji. Duża w tym zasługa bloku defensywnego oraz Lucasa, dzięki któremu gra obronna the Reds ponownie charakteryzuje się spokojem, a co za tym idzie, większą swobodę otrzymują w ataku tacy zawodnicy, jak Gerrard czy Shelvey.
W 69. minucie Downingowi zabrakło kilkunastu centymetrów do strzelenia bramki, która z pewnością kandydowałaby do miana gola sezonu. Otrzymawszy piłkę od Shelveya, znajdujący się na prawej flance Stewart ponownie jednym ruchem zwiódł rywala i długo się nie zastanawiając, huknął w kierunku dalszego słupka. Jedynym pocieszeniem może być fakt, iż od zdobycia gola nie powstrzymała Downinga poprzeczka...
Na dziesięć minut przed końcem bliski podwyższenia wyniku był Suarez. Urugwajczyk wpadł w pole karne, do sił ostatnich goniąc futbolówkę, jednak na jego nieszczęście z interwencją zdążył Schwarzer, który mimo walczącego do końca rywala, zdołał opanować piłkę.
W doliczonym czasie gry obydwie drużyny stworzyły sobie po jednej okazji, jednak tego dnia szczęście sprzyjało gospodarzom. Najpierw po strzale Rodallegi z rzutu wolnego piłka trafiła w słupek bramki Reiny, a następnie Liverpool wyprowadził akcję, w której w rolach głównych wystąpili Enrique i Suarez. Hiszpan, choć naciskany przed dwóch rywali, wbiegł w pole karne i oddał piłkę Urugwajczykowi, który pewnym uderzeniem w prawy róg bramki powiększył swój ligowy dorobek strzelecki do jedenastu trafień.
Dzięki tej wygranej the Reds zbliżyli się do czołowej czwórki na odległość pięciu punktów. Być może był to dzień słabości Fulham, być może przebłysk formy Downinga, nie ulega jednak wątpliwości, że za takimi spotkaniami stęsknili się wszyscy fani Czerwonych i miejmy nadzieję, że podopieczni Rodgersa, wedle słów Lucasa z przedmeczowego wywiadu, uczynią z Anfield fortecę.
Komentarze (0)