Wywiad z Suarezem
W obszernym wywiadzie Luis Suarez podzielił się swoimi przemyśleniami na temat obecnej sytuacji Liverpoolu, wymieniwszy przy tym czynniki, które sprawiają, że swoją przyszłość widzi właśnie na Anfield.
Zapytany, co zamierza zrobić, gdyby Liverpool po raz kolejny nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, z początku udziela dość tajemniczej odpowiedzi, która jednak szybko przybiera formę, jakiej oczekiwał każdy fan the Reds.
- Poczekam do końca sezonu i wtedy ocenię naszą sytuację.
- Do tego czasu nie będziemy wiedzieć, gdzie się znajdujemy pod względem piłkarskim oraz w ligowej tabeli, dlatego też jestem gotów zaczekać.
- Jeśli pytacie, co się ze mną stanie, gdy nie zakwalifikujemy się do Ligi Mistrzów, odpowiem tak: Mam z Liverpoolem ważny kontrakt i jestem tu szczęśliwy. Zostaję na Anfield.
Wielu kibiców zastanawiało się, gdzie teraz znajdowałby się Liverpool bez swojego niesamowitego napastnika.
W 84 meczach w czerwonych barwach strzelił 43 bramki. Często jednak więcej mówiło się o jego wybrykach, aniżeli o umiejętnościach piłkarskich.
Steven Gerrard, którego wobec jego absencji właśnie Suarez zastąpił w roli kapitana Liverpoolu w meczu z Oldham, nie zawahał się swego czasu nazwać Urugwajczyka najlepszym napastnikiem, z którym miał okazję grać w całej swojej karierze.
Na wieść o pozostawieniu w pokonanym polu Michaela Owena, Robbiego Fowlera, Fernando Torresa oraz Wayne'a Rooneya, Suarez nabrał powietrza w policzki.
- Ta wiadomość wywołuje u mnie gęsią skórkę. W Urugwaju nazywany to Carne de Gallina, skórka kurczaka. Właśnie to teraz na sobie czuję.
- Gerrard to wielki piłkarz. Nigdy nie zapomnę jego słów na mój temat. On jest niewiarygodny. Na przestrzeni wielu lat spędzonych w angielskiej piłce osiągnął wspaniałe wyniki. Stanowi dla nas wszystkich wzór, w szczególności dla mnie.
- Każdy go szanuje. Wygrał niemal wszystko, co było do wygrania. W momencie, kiedy gra nie układa się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, nigdy nie używa w stosunku do partnerów z drużyny mocnych słów. Wszystko załatwia po meczu, wtedy okazuje się, że rzeczywiście miał rację. Usiłuje pomagać ludziom.
- Steven powiedział mi wiele rzeczy na osobności, których nigdy nie zapomnę. Mówił o przeszłości oraz o tym, co mogę jeszcze uczynić. Piłkarze rozmawiają między sobą właśnie w taki sposób. Postronni ludzie o tym nie słyszą, jednak te rozmowy są niezwykle istotne. Mają one znaczący wpływ zarówno na mnie jako osobę, jak i na karierę oraz życie.
- W tych rozmowach ujawnia się cała wielkość Stevena. Jego słowa są dla mnie motywacją do dalszej pracy i zwrócenia uwagi na wymienione przez niego aspekty. Naprawdę bardzo mi pomógł.
W 2009 Liverpool po raz ostatni nawiązał walkę o mistrzostwo Anglii, do czego w ogromnym stopniu przyczyniła się więź Gerrarda z Torresem. Cztery lata później, mimo że cele zespołu są skromniejsze, duet Gerrard-Suarez ma na wyniki zespołu podobny wpływ.
Urugwajczyk szczerze wierzy, że jest w stanie przywrócić na Anfield ligowy tytuł. Jego kontrakt obowiązuje do 2016, podczas gdy kariera Gerrarda powoli zmierza ku końcowi.
- Niesłychane, że Steven nigdy nie zdobył mistrzostwa.
- To jest po prostu szalone... Uczucie, niczym zalegająca w gardle ość. Musi odczuwać wielką irytację. Naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Trzeba pamiętać, jak wielkim jest on graczem.
- To legenda klubu, triumfator Ligi Mistrzów. Czyni go to kimś wyjątkowym. W końcu ilu piłkarzom w Europie udało się tego dokonać?
Podczas rozmowy Suarez sięga po wodę, by przygotować tradycyjny dla Ameryki Południowej napój, zwany Yerba Mate. Na naczyniu widnieje naklejka przedstawiająca imię oraz twarz dwuletniej córki, Delfiny. Co ciekawe, jej imię stanowi anagram słowa Anfield. Być może to przypadek, ale jedno jest pewne - Suarez po każdym golu całuje prawy nadgarstek w wiadomym celu.
- Najpierw całuję tylną część palca, na którym spoczywa obrączka. Robię tak, by uhonorować moją żonę i wszystko, co jej zawdzięczam.
- Następnie przychodzi kolej na nadgarstek, ponieważ mam tam wytatuowane imię mojej córki.
Wśród kibiców Liverpoolu popularne stało się nagranie, na którym Delfina, siedząca na kolanach ojca i trzymająca w górze szaliczek Liverpoolu, śpiewa You'll Never Walk Alone.
- Ma zaledwie dwa i pół roku, a potrafi zaśpiewać po angielsku dosłownie całą pieśń! - stwierdził Suarez ze śmiechem.
- Przyznaję szczerze, że ja jej tego nie nauczyłem. Nabyła to dzięki regularnej obecności na meczach, jest stałym gościem.
- Polubiła swój szalik, więc teraz na początku meczu może wymachiwać nim jak pozostali kibice. Razem z moją żoną Sofią zawsze przychodzi na mecze, bez różnicy, o której godzinie się odbywają. To dla mnie niezwykle istotne. One są najważniejszymi osobami, które mogłyby mnie oglądać.
- Dla mojej małej dziewczynki bardzo ważna jest możliwość oglądania swojego taty w pracy. Była dla mnie nieoceniona podczas trudnego okresu w Anglii. Kiedy wracałem do domu, zawsze witała mnie z uśmiechem na twarzy. Tego nie da się zapomnieć.
Historia związku Luisa z Sofią jest rodem z tradycyjnej opowieści miłosnej. Poznali się jako nastolatkowie, jednak z uwagi na biedę Suareza, którego rodzice żyli w separacji, musiał on znaleźć niekonwencjonalne sposoby na utrzymywanie tej relacji.
- Gdy grałem w Nacionalu, zawodnicy mieszkający poza Montevideo otrzymywali od klubu pieniądze na opłacenie kosztów podróży.
- Mój dom znajdował się w mieście, zatem nie byłem do tego uprawniony. Czasami musiałem zdać się na małe kłamstwa. Mówiłem wówczas, że potrzebuję tych pieniędzy, by spotkać się z kimś z rodziny. Zgadzali się, a ja mogłem w ten sposób zabrać Sofię na randkę.
Kiedy jednak ukochana zdecydowała się wyjechać na studia do Barcelony, dla Suareza nastały ciężkie chwile.
- Byliśmy bardzo młodzi. Nie miałem pieniędzy na wspólne życie, nie mogłem sobie pozwolić na wyjazd do Barcelony. Nie było mnie nawet stać na utrzymywanie z nią kontaktu.
Wkrótce Suarez również wyruszył do Europy, podpisawszy kontrakt z holenderskim Groningen. Decyzja ta była kluczowa dla przyszłości ich związku. Nie trudno jest się też domyślić, jak potoczyłyby się losy młodego zawodnika, pozostawionego samemu sobie w obcym mieście.
- Oczywiście, miewaliśmy trudne momenty, jednak zdołaliśmy to przezwyciężyć.
- Ona jest wyjątkowa, a znaczenie naszego związku ujawnia się na wiele sposobów. Potrafi być wobec mnie naprawdę twarda!
- Mówi, że ludzie, widząc jak ekspresyjnie zachowuję się na boisku, są przekonani, że jestem zawsze wściekły i to zachowanie przenoszę do domu. Rzecz jasna, poza boiskiem jestem inną, spokojną osobą. Ona jednak twierdzi, że ludzie o tym nie wiedzą.
- Kiedy nie podoba jej się moje zachowanie na murawie, nie szczędzi słów krytyki. Wydaje mi się, że pomogło mi się to stać odrobinę spokojniejszym. Zdecydowanie wolę otrzymać reprymendę od Brendana Rodgersa, aniżeli od niej. Brendan jest bardziej wyważony w słowach niż moja żona.
Gdy Liverpool przełknął w niedzielę gorycz porażki z Oldham, Rodgers nie pozostawił na zawodnikach, szczególnie tych młodych, suchej nitki. Krytyka jednak nie dotyczyła Luisa, który wywiązał się z zadania, zdobywając gola. Podobnie uczynił w meczu z Arsenalem. Pierwsza część sezonu przekonała wszystkich, jak ważnym elementem zespołu jest Urugwajczyk i wystarczy sobie tylko wyobrazić, co się wydarzy, gdy menedżer otoczy go zawodnikami odpowiedniego kalibru.
- Jest jak jest. Czasem prezentujemy się rzeczywiście porządnie, niczym drużyna z czołowej czwórki. Niestety, następnie zupełnie nie możemy zbliżyć się do tego poziomu. Jest to jedna z tych charakterystycznych dla futbolu rzeczy. Chcę wygrywać w każdym spotkaniu, lecz czasami po prostu nie gramy wystarczająco dobrze.
- Każdy inaczej rozumie piłkę nożną, jesteśmy wszak różnymi ludźmi. Ja zawsze dążę do zwycięstwa. Nienawidzę przegrywać.
- Nasi młodzi zawodnicy są bardzo utalentowani, a co więcej, wielu z nich to wychowankowie. Dzięki mają w sobie pasję do tego klubu. Jestem przekonany, że dają z siebie wszystko.
- W tym sezonie gramy dobrze przeciwko słabszym zespołom i potrafimy to przekuć w wygraną. Rok temu mieliśmy w tym aspekcie poważny problem.
- Wierzymy, że uda nam się grać lepiej w meczach z mocnymi drużynami. Wtedy będziemy mieć szansę na triumf, ale musimy stać się silniejsi mentalnie.
- Wystarczy spojrzeć na ostatni mecz z Manchesterem United. Druga połowa w naszym wykonaniu mogła się spodobać, byliśmy wówczas lepsi od rywali. Wtedy też czuliśmy się dobrze psychicznie, tak powinno być co tydzień. Mimo iż przegraliśmy, mogliśmy być zadowoleni.
- Chcielibyśmy zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. Jeśli udałoby się tego dokonać, również tytuł stałby się realnym celem na przyszłość.
- Wszystkim podobają się metody pracy menedżera. Lubimy preferowany przez niego styl gry. Istotne w drodze do wygrania mistrzostwa jest osiągnięcie przez zawodników większej dojrzałości.
Od przyszłości Suareza na Anfield w dużym stopniu zależą stosunki między piłkarzem a szkoleniowcem, który starał się wychowywać swą gwiazdę na wiele różnych sposobów.
- Wszyscy moi dotychczasowi trenerzy uczulali mnie, bym nie angażował się w boiskowe sprzeczki.
- Miałem w zwyczaju żywo gestykulować. Mówiono mi, że powinienem się poprawić.
- Osobiście uważam, iż mój styl musi uosabiać całą mą pasję, taki już jestem. Nigdy nie pozwolę, by mi to zabrano.
- Wiele Brendanowi zawdzięczam. On wie, jak bardzo doceniam jego pracę. W rozmowie z mediami zawsze wypowiada się o mnie w ciepłych słowach, co jest dla mnie bardzo pomocne. W ten sposób zdejmuje ze mnie część presji.
- To naprawdę wielki klub. Wszyscy chłopcy od małego pragną reprezentować jego barwy. Dlatego właśnie tu przybyłem. Spełniło się moje marzenie.
- Cztery czy pięć lat temu zawsze wybierałem Liverpool podczas gry na PlayStation, możecie zapytać o to moich braci i przyjaciół, oni to potwierdzą. Oczywiście, wszystkie mecze kończyły się moim zwycięstwem. Jednak w prawdziwym życiu jest o wiele ciężej - zakończył.
Komentarze (20)
NAM STRZELAĆ NIE KAZANO...
pozdrawiam
ok, dzięki / g.
Ten akapit skierowałbym do WSZYSTKICH co myślą, że są geniuszami footballu bo ogarniają Fife, PES albo FM.