Zapowiedź meczu
Serca kibiców nie zdążyły jeszcze zwolnić po środowym rozczarowującym remisie na Emirates, a tymczasem kalendarz Premier League przygotował im drugie pod rząd spotkanie o sile defibrylatora - wyjazd na jeden z najbardziej niegościnnych terenów ligi, Etihad Stadium, gdzie Liverpool spotka się jutro z broniącym tytułu mistrzowskiego Manchesterem City.
Ostatni mecz pomiędzy obiema drużynami przypominał w kilku aspektach ten z Arsenalem. Najważniejszym podobieństwem było to, że the Reds mogli go z powodzeniem wygrać, ale poniekąd na ich własne życzenie skończył się wynikiem 2:2. Liverpool pokazał jednak wtedy, że się mistrza Anglii nie boi i potrafi strzelać mu bramki, problemem było raczej ich tracenie.
W City zaszło kilka zmian od tego sierpniowego popołudnia. W upokarzający sposób klub pożegnał się z Ligą Mistrzów, a w tabeli ligowej nie potrafi dogonić lidera, którym jest śmiertelny rywal zza miedzy. Gubi punkty tak, jak choćby we wtorkowym bezbramkowym remisie z bywalcami dna ligi, QPR. Styczniowe okno transferowe przyniosło jedną ważną zmianę, z angielskim futbolem pożegnał się najbardziej chyba kontrowersyjny piłkarz w Premier League, Mario Balotelli. Choć niejeden kibic będzie tęsknił za wybrykami Włocha w rodzaju wynajęcia taksówki, by pilotowała go w drodze z Londynu do Manchesteru, trudno znaleźć wielbicieli jego brutalnych fauli czy talentu do psucia atmosfery w szatni.
Z punktu widzenia siły ofensywnej trudno uznać to za pocieszenie dla Liverpoolu, kiedy w City wciąż są Aguero, Dzeko i Tevez. Każdy z nich w pojedynkę może być problemem dla niepewnie grającej obrony the Reds. W drużynie z Manchesteru jest kilku wielkich nieobecnych, od kontuzjowanego kapitana Vincenta Kompany'ego, po przebywających w Afryce Yayę i Kolo Toure. Kibic Liverpoolu szukający pocieszenia w statystykach może pokrzepić się informacją, że z 17 spotkań między obiema drużynami, City wygrało tylko 2. Każdy jednak, kto spojrzy na to, jakim klubem było City 17 spotkań z the Reds temu, przekona się, że na tej statystyce polegać za bardzo nie można.
Te liczby mogą bardziej oddać rzeczywistość, przed którą staje klub z Merseyside: w 30 ostatnich ligowych meczach City przegrało 2 razy, a w ciągu minionych 2 lat na własnym stadionie z możliwych 114 straciło tylko 11 punktów. Zespół Roberto Manciniego jest zdesperowany, by zasypać lukę dzielącą go w tabeli od Manchesteru United.
Liverpool będzie przede wszystkim chciał wyjść z tego meczu z podniesioną głową, tym bardziej, że ma za sobą dwa rozczarowujące spotkania. Kompromitującą porażkę z Oldham, która wyeliminowała zespół z udziału w FA Cup, sami zawodnicy określili jako "niesmaczną", a oddanie dwubramkowego prowadzenia z Arsenalem na wyjeździe jest trudne do obrony, chociaż to właśnie próbował robić Brendan Rodgers po zbesztaniu piłkarzy za pucharowy występ w niedzielę.
Liverpool potrzebuje uskrzydlającego występu, bo bez niego nie starczy motywacji do walki o cokolwiek w tym sezonie. Dotychczas te budujące ducha spotkania zagrał z Fulham, Norwich, QPR czy Sunderlandem, ale po nich mentalnego paliwa nie starczyło na długo. Z tej perspektywy to City może się uważać za mocnego faworyta w tym meczu, wątpiąc w to, że akurat na nich the Reds zbiorą pierwsze skalpy z czoła tabeli. Drużyna z Merseyside musi jednak uwierzyć w zwycięstwo, musi uznać ten mecz za najważniejszy w sezonie i nie akceptować kompromisu, bo to chyba najbardziej w środę zabolało kibiców LFC.
Do wyjściowej jedenastki może powrócić Jose Enrique, a to oznaczałoby przesunięcie Glena Johnsona na prawą stronę i wzmocnienie skrzydeł. Oprócz tego trudno spodziewać się wielkich zmian w stosunku do meczu z Arsenalem, bo większość zawodników z ławki jest daleko od formy meczowej, co udowodniła w blamażu z Oldham. Na pewno na boisku nie pojawi się nowy nabytek klubu, Philippe Coutinho.
Miejmy nadzieję, że spotkanie dwóch klubów, którym jak nigdy potrzebne jest teraz zwycięstwo zagwarantuje nam w niedzielę piłkarską ucztę, z której oby z tarczą wyszedł Liverpool. W to wierzmy do samego końca, jak również w to, że uczty tej nie zepsuje sędzia Anthony Taylor. Początek spotkania o 17:00 czasu polskiego, transmisja telewizyjna w Canal+ Sport.
Komentarze (2)