Analiza taktyczna meczu z Oldham
Piłkarze Rodgersa doświadczyli najbardziej upokarzającej porażki pod rządami Irlandczyka z rąk drużyny League One, Oldham Athletic. To nie sam rezultat był słaby, czy frustrujący - chodzi o styl. Rywal nie grał lepiej, nie miał ‘szczęścia’ po swojej stronie. Liverpool nie popełnił większych błędów taktycznych. Gospodarze walczyli z sercem, determinacją i wolą zwycięstwa. Po prostu pragnęli go bardziej, wkładając w to spotkanie więcej wysiłku. To nie indywidualne umiejętności zdecydowały o wyniku, ale właściwa mentalność.
Skład
Menedżer zdecydował się na kilka zmian w składzie. Miejsca w wyjściowej jedenastce dostali gracze rzadko dostający szanse – Coates i Robinson. Włączenie do niej Skrtela przy jednoczesnym pominięciu Carraghera sugerowało, że ten ostatni rozpocznie mecz z Arsenalem w środku tygodnia. Rodgers zdecydował się na frontalny atak od samego początku spotkania wystawiając wszystkich trzech doświadczonych napastników: Suareza, Boriniego i Sturridge’a obok Raheema Sterlinga.
Pilne Oldham
Tak jak wspomniano wcześniej, Oldham wygrało ten mecz za sprawą ciągłej energii i wynikającej z tego pilności. Gospodarze starali się ze wszystkich sił, aby zapewnić swojej drużynie odpowiednią efektywność. Nie było niepotrzebnych podań, starań o utrzymywanie się przy piłce, skomplikowanych akcji. Przed nimi stał tylko jeden cel – wybić piłkę do przodu, po czym wbić ją do siatki. Takie podejście w pewnym sensie pokazuje niekonsekwencję słabszych zespołów. Z jednej strony byłyby skazane na pożarcie w realiach Premier League, z drugiej ‘magia pucharów’ pozwoliła Oldham na awans.
Szybkie przeniesienie piłki na połowę przeciwnika i szukanie czegoś efektywnego, co można z nią zrobić było zupełnym przeciwieństwem gry Liverpoolu. The Reds brakowało pilności gospodarzy, ich zawodnicy często tracili posiadanie będąc liczebnie zdominowani przez rywala.
Oldham przyciskało gości przez całe spotkanie na obu połowach boiska. Często takie nastawienie skutkuje utratą energii w późniejszych fazach meczu, ale ludziom Dickova udało się ją zachować. Nawet przy prowadzeniu i kilku minutach do końca menedżer rzucił do boju młodego napastnika, a nie obrońcę. Pokazuje to mentalność drużyny oraz jej nastawienie na atak.
Brak szerokości
Gospodarze ścisnęli swoją formację, przez co Liverpool grał tak, jak chciał tego trener rywali. Najlepszą metodą w walce z zespołem ciężko pracującym pressingiem jest wykorzystanie zostawionego przez nich miejsca. Naciskający zespół zawsze zostawia przestrzeń oraz luki, które można obrócić na jego niekorzyść. W przypadku the Reds drużynie nie udało się szeroko rozprowadzać piłki i pracować w ‘kanałach’ pomiędzy rywalami.
Młodzi boczni obrońcy Liverpoolu nie zdołali się przebić dostatecznie głęboko lub zrobić czegokolwiek sensownego w ofensywie. Jeszcze gorsze było ściśnięcie the Reds w ostatniej tercji boiska. Rodgers zdecydował postawić całkowicie na atak, nie ma w tym nic złego, jednak żaden z napastników nie grał szeroko. Wszyscy byli skupieni na środku – czterech atakujących graczy, każdy z nich w, lub przy polu karnym.
Powyższe zdjęcie pokazuje, na czym polegał ten problem. Warto zauważyć, że żaden z piłkarzy nie wchodzi w wolną przestrzeń na flankach. Ponieważ Liverpool grał formacją zbliżoną do 4-4-2, istniała wielka przestrzeń pomiędzy bocznymi obrońcami a pomocą. Skrzydłowi grali bliżej środka pola, ponieważ zespół z Merseyside w ogóle nie wykorzystywał skrzydeł. Zaskakujące, że Rodgers tego nie zauważył. Dopiero po wejściu Gerrarda w drugiej połowie meczu flanki zaczęły funkcjonować w miarę normalnie (Henderson przesunął się na szerszą pozycję).
Walka w powietrzu
Oldham zdominowało walkę w powietrzu za sprawą fizycznej gry. W ataku Liverpool był bardzo słaby w powietrzu, ponieważ Sterling i Suarez nie mogli się równać z wysokimi obrońcami gospodarzy. Podobnie rzecz się miała w środku pola i odpowiednio z Allenem i Hendersonem. Najbardziej zaskakująca była indolencja Skrtela i Coatesa w tym aspekcie gry. Ta dwójka środkowych obrońców jest po prostu do tego stworzona. Także Andre Wisdom, który został wyszkolony na środkowego, a nie bocznego obrońcę bardzo dobrze sobie z tym radził. Jednakże każdy z nich bezustannie przegrywał pojedynki główkowe, co pozwoliło Oldham na przejęcie kontroli i stwarzanie sobie sytuacji bramkowych. 198-centymetrowy Matt Smith był dla nich ciągłym zagrożeniem w powietrzu, goście nie mogli go powstrzymać.
Dwie z trzech bramek gospodarzy były rezultatem łatwo oddanych główek z punktu widzenia Liverpoolu. Po wygraniu pojedynku z Coatesem po zaledwie dwóch minutach gry Smith zdobył pierwsze trafienie dla Oldham. Odbiło to swoje piętno na przebiegu całego spotkania, w jego dalszym ciągu zarówno urugwajski jak i słowacki defensor nie radzili sobie z ‘bombardowaniem’ gospodarzy. Można powiedzieć, że zabójczy dla przebiegu spotkania okazał się gol na początku drugiej połowy meczu, ale ten tuż przed przerwą był równie kluczowy. W tym drugim wypadku również mogliśmy zaobserwować łatwo oddaną główkę, tym razem ze strony Jacka Robinsona, który nawet nie starał się jej wygrać.
Luka pomiędzy pomocą a atakiem
Rzadko się zdarza, że Rodgers wystawia zaledwie dwuosobową linię pomocy. Oznaczało to, że nie było tam żadnego gracza defensywnego, ale także nikt nie mógł w pełni zaangażować się w grę ofensywną. Dwójka pomocników nie była w stanie w dostateczny sposób łączyć akcji zespołu. Tymczasem pomocnicy Oldham mieli swój dzień, czuli się tam bardzo komfortowo i dominowali liczebnie dwójkę swoich odpowiedników w drużynie the Reds. Sterling i Borini, którzy mieli grać szeroko, a także żaden z bocznych obrońców nie zapewniali im niezbędnej pomocy. Allen i Henderson byli po prostu zaszczuci w środku pola.
Dopiero po wejściu Gerrarda wszystko zaczęło się układać. Stevie G. pokazał znakomitą formę, a jego koledzy lepiej wypełniali swoje role. Henderson przesunął się w prawo i zapewniał wsparcie w ataku, Sterling zszedł bardziej do boku. Kapitan był w stanie dyktować warunki gry, przez co Liverpool atakował bardziej efektywnie, rozrywając formację Oldham. Goście wreszcie zdobyli flanki, rozszerzając przestrzeń do budowania akcji.
Przed zmianą pomoc nie wspierała dostatecznie ataku. Przestrzeń pomiędzy liniami był zbyt duża, przez co na napastnikach spoczywał zbyt duży ciężar. Gerrard będąc dodatkowym zawodnikiem w środku pola zajął tą kluczową strefę, pozwalając ofensywnym graczom Liverpoolu na szerszą grę.
Wnioski
To jedno z tych spotkań, które trudno analizować, ale jak wspomniano wcześniej, to Oldham bardziej pragnęło zwycięstwa. Drużyna, która pokonała the Reds przegrała 7 z 8 ostatnich spotkań w League One, a przed meczem z Liverpoolem ostatni raz wygrała na własnym stadionie 24 listopada ubiegłego roku.
Komentarze (0)