Podsumowanie meczu
Każdy miłośnik wyspiarskiego futbolu przecierał ręce na samą myśl o meczu Obywateli z The Reds i mecz z pewnością nie zawiódł żadnego postronnego widza. Konfrontacja wyżej wymienionych zespołów obfitowała w piękne bramki i wielkie emocje. Czy jednak wszyscy po tym pojedynku mogli czuć się zadowoleni?
Hit 24 kolejki angielskiej Premier League nie tylko był łakomym kąskiem dla fanów piłki nożnej. Zarówno drużyna z Eastlands jak i ekipa z Merseyside łasa była na komplet punktów w tym spotkaniu, by utrzymać tlący się płomień nadziei na spełnienie własnych śmiałych aspiracji.
Etihad Stadium od dłuższego czasu jest istną warowną twierdzą. W tym sezonie po dramatycznym meczu tylko odwieczny rywal City - Manchester United, zdołał przezwyciężyć obronę The Citizens i wrócić z tarczą po wizycie w błękitnej części miasta. Mało tego, najlepszy zespół ubiegłych rozgrywek może się pochwalić najbardziej zorganizowaną defensywą, tracąc ledwie 19 goli w trakcie tego sezonu.
Sobotnia wygrana Czerwonych Diabłów nad stołecznym Fulham powiększyła ich przewagę nad podopiecznymi Manciniego do bagatela 10 punktów, dlatego też The Citizens nie mogli sobie pozwolić na wpadkę w rywalizacji z Liverpoolczykami. A takową byłby każdy inny wynik, prócz zwycięstwa gospodarzy.
Dla Czerwonych miniony tydzień był niezmiernie pracowity. Wpierw doznali szokującej porażki po wycieńczającym meczu z Oldham w Pucharze Anglii. Nie opadł jeszcze kurz po tej bitwie, a jedenastka Rodgersa musiała stawić czoło Arsenalowi. Po zaciętej walce niemalże do ostatniej kropli krwi udało się wywieźć ze stolicy jeden punkt.
Kończyć miał go pojedynek w delegacji z dzierżącym insygnia mistrzowskie Manchesterem City. Poprzedni mecz nie przyniósł rozstrzygnięcia, bowiem ostatecznie na tablicy wyników widniał rezultat 2:2.
Brendan Rodgers miał do dyspozycji przed spotkaniem pełny skład, nie wliczając w to sprowadzonego w ostatnich dniach okienka transferowego Phillipe Coutinho, który siłą rzeczy nie mógłby być gotowy na niedzielny szlagier. Największym wzmocnieniem zdawała się być obecność powracającego do pełni zdrowia Jose Enrique, który był nawet awizowany do pierwszego składu i jak się miało okazać, znalazł się w nim.
Ponownie na murawę wybiegł od pierwszego gwizdka weteran Jamie Carragher, który wygryzł z pozycji środkowego obrońcy Martina Skrtela. Słowak w sierpniowym starciu wpierw pokonał Joe Harta, by później swym nierozważnym zagraniem sprokurować gola dla przyjezdnych. Tym samym Czerwoni nie wygrali w tamtym spotkaniu i do tej pory nie pokonali nikogo z pierwszej szóstki angielskiej ekstraklasy.
Dużo miejsca w przedmeczowych zapowiedziach poświęcano Danielowi Sturridge'owi. Słusznie - Anglik będący w bardzo wysokiej formie pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu stawiał przywdziewając błękitny trykot. Przy każdym kontakcie napastnika Liverpoolu z piłką, z trybun można było słyszeć przeraźliwe buczenie. Wielu kibiców Obywateli nie wybaczyło Danielowi, że ten bez żadnych sentymentów rozstał się z ich klubem nie przedłużając umowy.
Na większe kłopoty kadrowe mógł narzekać włoski szkoleniowiec. Ukarany czerwoną kartką kapitan zespołu Vincent Kompany zmuszony był pauzować w tym spotkaniu. Wielką stratą był również brak przebywającego na Pucharze Narodów Afryki Yaya Toure, będącego głównym spoiwem środka pola gospodarzy.
W klubie z Eastlands nie było też już Mario Balotelliego. Czara goryczy niesfornego pupila trenera Roberto nieodwracalnie się przelała i czarnoskóry napastnik został oddany za 20 milionów funtów do swojego ukochanego klubu - Milanu.
Do składu powrócił po urazie Nikola Nastasić, co mogło cieszyć sympatyków The Citizens. Jedyną kością niezgody wydawała się być obsada ataku. Miejsce na szpicy kosztem Carlosa Teveza zajął Bośniak Edin Dżeko, zaś pertnerował mu nietykalny na tej płaszczyźnie Sergio Aguero. Tyle ogłoszeń parafialnych z Manchesteru, obie ekipy paliły się do gry!
Warto dodać, że trenerzy, którzy wczoraj mierzyli ze sobą siły, byli bardzo blisko nawiązania współpracy na początku kariery na Wyspach Roberto Manciniego. Rodgers miał rzekomo zostać asystentem byłego gwiazdora Sampdorii Genua, jednak ten zdecydował się mianować na tę funkcję Davida Platta, który zna język włoski. Czy Irlandczykowi z Północy udało się ,,utrzeć nosa'' bardziej znanemu koledze po fachu? Po środowym podziale punktów z zamykającym stawkę QPR, Manchester City chciał, ba, musiał zwyciężyć!
Już po niespełna minucie Pepe Reina pierwszy raz interweniował. Groźnie z dystansu uderzył David Silva, lecz na szczęście dla sympatyków z miasta Beatlesów jedynie w środek bramki i golkiper przyjezdnych zdołał wybić piłkę poza bramkę.
Po kwadransie wyrównanych zawodów pierwszy raz The Reds ,,pogrozili'' Obywatelom. Glen Johnson ochoczo podłączył się do akcji ofensywnej. Wypatrzył urywającego się 20 metrów dalej Sturridge'a. Piłce posłanej w kierunku Liverpoolskiego numeru 15 nasz prawy obrońca nadał wysoką parabolę, jednak mimo wszystko okazała się być zabójczo dokładna i nieprzyjemna dla defensywy wicelidera. Joe Hart wyszedł z bramki, jednak nie zdołał uprzedzić Daniela, który doskonałym przyjęciem minął golkipera i tylko ofiarna interwencja Zabalety uchroniła gospodarzy przed stratą gola.
W 20 minucie znów w głównej roli wystąpił były piłkarz City i Chelsea. Zszedł do lewego skrzydła i w momencie otrzymania podania bezproblemowo wygrał pojedynek biegowy z Nastasiciem. Wpadł w boczny sektor pola karnego i wyłożył piłkę na 11 metr do Suareza, jednak futbolówka jedynie ,,przelała'' się po nodze Urugwajczyka i po jego uderzeniu zmierzała na aut.
Trzy minuty później było już 1:0. Czerwoni niemiłosiernie zaspali w defensywie. Kombinacja Aguero - Silva ,,związała'' 4 naszych graczy na prawej flance. Hiszpan wykorzystał to wypuszczając w uliczkę dobrze wychodzącego na skraju pola karnego Milnera, który bez namysłu wstrzelił piłkę na trzeci metr do Dżeko, który dopełnił formalności. Duży błąd przy tej bramce popełnił Daniel Agger. Nie przypilnował Bośniaka w polu karnym, choć był on jedynym piłkarzem w błękitnym stroju w promieniu kilkunastu metrów.
29 minuta przyniosła wyrównanie. Edin Dżeko był bezpardonowo potraktowany przez Aggera i domagał się za to odgwizdania przewinienia u arbitra. Pan Anthony Taylor nakazał jednak kontynuować grę. Ospała akcja Czerwonych została przerwana przez Javiego Garcię, jednak jego niefortunne wybicie piłki trafiło wprost pod nogi Gerrarda, który podał bez zastanowienia do ustawionego centralnie Sturridge'a. Napastnik zdecydował się na strzał z 25 metrów z ,,krótkiej nogi'', futbolówka przemknęła między gąszczem nóg defensorów City i zatrzepotała w lewym dolnym rogu Harta. 1:1. 4 gol w 6 meczu styczniowego nabytku Rodgersa.
Od tej chwili wyraźnie zarysowała się przewaga przyjezdnych. Zawodników gości cechowała dojrzałość w grze. Rzucała się w oczy swoboda w rozprowadzanie ataków. Druga linia Manchesteru oddała w zupełności pole, z czego skwapliwie korzystali stawiani w roli outsiderów Liverpoolczycy.
W 45 minucie doszło do fatalnego nieporozumienia między Zabaletą a Hartem. Pełniący funkcję kapitana Argentyńczyk doznał chwilowego ,,zaćmienia umysłu''. Pierwszy bramkarz Synów Albionu wyszedł do bezpańskiej piłki asekurowanej przez Pablo. Gdy znalazł się tuż przy niej obrońca w wiadomy tylko dla siebie sposób chciał mu ją dograć. Wyszło tak, że zdezorientowany Anglik mógł odprowadzać jedynie piłkę wzrokiem. Na szczęście dla gospodarzy, ugrzęzła tylko w bocznej siatce. Bramka kuriozum wisiała w powietrzu.
Obie jedenastki schodziły na przerwę przy wyniku 1:1. W lepszych nastrojach mogli być piłkarze Rodgersa, którzy prezentowali się lepiej na Etihad Stadium. The Citizens pomimo kilku zrywów grali bez pomysłu.
W drugiej odsłonie przewaga Liverpoolu rosła z każdą minutą. W 73 minucie Jose Enrique posłał mocno bite dośrodkowanie w pole karne, niestety przecięte przez Gaela Clichy'ego. Francuz nieporadnie wybił piłkę przed pole karne, gdzie czyhał Gerro. Przyjął piłkę na klatkę piersiową i fenomenalną bombą w boczną siatkę nie pozostawił złudzeń Hartowi. Sektory zajmowane przez Scouserów tak jak nasz kapitan eksplodowały z radości!
Gdy wszystko zdawało się być pod kontrolą, podobnie jak w pierwszym meczu zostało zmarnotrawione przez ,,indywidualny'' popis zawodnika z Liverbirdem na piersi. Do wyganiającego podania z pola karnego autorstwa Garetha Barry'ego, ruszył niepotrzebnie Reina. W wyścigu on - Aguero zwycięzca mógł być tylko jeden. Genialny napastnik z Ameryki Południowej doszedł do podania tuż przed Hiszpanem i bez chwili zastanowienia z ostrego kąta posłał piłkę w kierunku bramki. Ku zdziwieniu trybun i wszystkich piłkarzy zdołał umieścić futbolówkę w siatce. Cudowna bramka po tragicznym w skutkach błędzie bramkarza The Reds.
City głównie dzięki przebłyskom świetnie prezentującego się strzelca drugiego gola czasem odgryzało się gościom, stąd też końcowy wynik wciąż był sprawą otwartą.
Najbliżej szczęścia był ponownie Sturridge, który w końcowych minutach spotkania znów zza pola karnego próbował zaskoczyć Harta. Tym razem golkiper Obywateli okazał się być lepszym. Mecz ponownie na dwa - dwa. Drugi raz Liverpool był lepszy; drugi raz na własne życzenie nie wygrał meczu, inkasując z mistrzem tylko dwa punkty.
Fani wracający nad rzekę Mersey mogli czuć niedosyt. Niedosyt, który patrząc obiektywnie dobrze rokuje na przyszłość. Podejmował nas na własnym terenie obecny mistrz, który odpadł już z rozgrywek Ligi Mistrzów i skupia się wyłącznie na wyścigu o koronę Premier League. Błękitny kolos został jednak zdominowany, powłóczył nogami nie potrafiąc w niedzielę nabrać rozpędu. Wszak wydarł 3 punkty The Reds, co jest znamieniem wielkości ekipy Manciniego.
A Liverpool? Wydaje się, że największy kryzys już ma za plecami i właśnie wchodzi w najlepszy moment, by nabrać prędkości. Bez zbędnych kalkulacji trzeba biec przed siebie, gdyż to czołówkę czekają heroiczne potyczki między sobą. By zgarnąć upragnione trofeum, trzeba krok po kroku zdobywać medale wykonane z mniej cennego kruszcu. Może te dwa ostatnie mecze są zwiastunem jednego z nich? Kto wie, może uda się coś ugrać w tym sezonie? Może słabnąć będą wycieńczeni na finiszu oponenci? Oczywiście, na prężenie muskuł jest jeszcze dużo za wcześnie, gdyż formowanie składu nie zostało ukończone i brakuje nam sztukmistrzowskiej regularności, aczkolwiek podwaliny w materii konstruowania solidnego teamu są dostrzegalne nawet przez ludzi, którzy żywią do Scouserów awersję.
Mecze takie jak z Oldham przypominają, że czeka nas jeszcze wiele pracy, nim dobijemy do ekipy nadającej tempo Premier Leauge. Pomimo kakofonii sprzecznych myśli bijących się w głowie fana 18-krotnego mistrza Anglii trzeba sobie uzmysłowić, że już teraz winniśmy szlifować swą formę na pohybel przyszłych sukcesów, o których każdy marzy. Mecz z City pokazał, że materiał do rzeźbienia swej renomy jest wysokiej jakości.
Czy City może być zadowolone? I tak i nie. Tak, bowiem remis to wszystko, co mogli ugrać w rywalizacji z piłkarzami Rodgersa. Nie, gdyż United powiększa dystans nad swymi rywalami zza miedzy. Czy Liverpool może być zadowolony? I tak i nie. Tak, ponieważ pokazał wielką klasę, która prosperuje na przyszłość. Nie, bo takich ,,potencjalnie wygranych'' potyczek w tym sezonie było już sporo, a w końcu powinniśmy nauczyć się utrzymać w garści pełną pulę.
Marsz na szczyt będzie okraszony jeszcze wieloma potknięciami, na które musimy być niestety gotowi. Powiadają, że nie ma chwały bez cierpienia. Powiadają też, że wariatem jest osoba, która robiąc ciągle to samo oczekuje innych rezultatów. Rewolucja w Merseyside powoli krystalizuje zespół, z którego niebawem możemy być bardzo dumni. Przyznał to i Wenger w środę i Mancini w niedzielę. Chociaż ślepej wierze źle z oczu patrzy... Lecz tylko ślepiec nie widzi jaskrawych symptomów poprawy.
Komentarze (1)