O zakładach w Anglii słów kilka
Powszechnie uwielbienie dla zakładów bukmacherskich w Wielkiej Brytanii nie jest żadną nowością, a raczej stałym trendem. Wystarczy przejść się ulicami jakiegokolwiek wyspiarskiego miasta, a poczujemy się prześladowani przez punkty zakładów do typowania dosłownie wszystkiego.
No właśnie, poddani Elżbiety II obstawiają wszystko – często też za wszystkie pieniądze. Historia zna wiele szalonych typów, my skupimy się na tych dotyczących Liverpoolu.
Początek ubiegłego sezonu, przez pryzmat ostatnich lat, wcale do najgorszych nie należał. Wprawdzie wpadki ze Stoke czy 0-4 z Tottenhamem to żaden powód do dumy, to na Stamford Bridge piłkarze Dalglisha jechali po pełną pulę.
Podobnej nadziei był pewien 41-letni Maltańczyk, który w gąszczu dziewiętnastu typów, postawił również na wygraną LFC. Czerwoni mają to do siebie, że lubią grać na nerwach nie tylko swoim kibicom, bowiem gdy osiemnaście pierwszych meczów Maltańczykowi weszło, Liverpool do zwycięstwa nie kwapił się. Dopiero w 87. Minucie trzy punkty przyjezdnym zapewnił Glen Johnson, zapewniając jednocześnie całkiem pokaźny dobytek owemu mężczyźnie. Wyspiarz z ciepłej Malty za sprawą 1 euro wzbogacił się o 585 tys. Funtów. Jak sam przyznał, nigdy nie kibicował Liverpoolowi, ale po tym zakładzie, z pewnością zacznie.
Inny bukmacherski szaleniec zdecydowanie należy do tych ślepo wierzących w swój klub. Głód Scouserów na kolejny po latach przerwy Tytuł mistrzowski rośnie z każdym kolejnym sezonem, na tyle, że jeden z nich przed aktualną kampanią postawił 44 tys. Funtów. W tej chwili kibic na pewno nie ma łatwego życia w domu, bo na pierwsze jak i drugie miejsce w tabeli jednak się nie zanosi. W przypadku zwycięstwa ekipy Rodgersa, „crazy fan” – jak określiły go brytyjskie media – wygrałby ponad 777 tys. Funtów, za drugie kwota zmalałaby do 205 tys.
Nikt na miano „crazy” nie zasłużył bardziej od Adriana Haywarda. Jakiegoż trzeba mieć nosa, by przy jakimkolwiek meczu oddać bukmacherowi 2 tys. Funtów na bramkę zdobytą… z własnej połowy. I obstawić trafnie! Nieprzeciętny wyczyn udał się 42-latkowi przy okazji meczu z Luton w 2006 roku w ramach FA Cup. Mecz zakończył się hokejowym wynikiem 5-3 dla LFC, a jedną z bramek Xabi Alonso zdobył z własnej połowy. Wydawać by się mogło – szczęście w najczystszej postaci. Zwycięzca 25 tys. Funtów miał na ten temat swoją teorię.
– Kibicuję Liverpoolowi od 26 lat i zauważyłem w poprzednim sezonie, że Alonso czasami próbował lobować bramkarza gdy ten wędrował zbyt daleko od własnej bramki. Nie mogłem pozbyć się myśli, że uda mu się to właśnie w tym meczu – mówił po odebraniu wygranej.
− Ciągle siedziało mi to z tyłu głowy i nie mogłem uwierzyć, gdy bramkarz Luton pobiegł na rzut rożny w nasze pole karne. Myślałem, że zemdleję. Gdy piłka wpadła, już tylko szalałem ze szczęścia.
Czasami w świetle fleszy poopalać się chcą same firmy bukmacherskie. Jedna z nich zaszła za skórę piłkarzom i włodarzom Liverpoolu swoimi nietypowymi kursami. W 2009 roku miasto Liverpool i jego okolice obeszła fala włamań do domów piłkarzy. Trend stał się na tyle częsty, że owa firma postanowiła wprowadzić typy na to, którego piłkarza posesja stanie się kolejnym celem złodziei. Klub natychmiast zareagował określając tego typu rozrywkę za haniebną i bez smaku, a kursy szybko zostały usunięte. Faworytami były domy Carraghera, Gerrarda i Torresa…
Daniel Pachła
Artykuł sponsorowany
Komentarze (10)
A tak całkiem poważnie to piszę, że to artykuł sponsorowany.
widział ktoś może na to kursy? :p
Wszyscy to wiedzą przecież. Swoją droga, wielkie podziękowania dla tych, którzy poświęcają swój czas i wykorzystują swoje umiejętności, by można było poczytać o lfc w języku ojczystym.
Zapewne chodzi o 62. urodziny Kenny'ego, które były w poniedziałek.