Co by zrobił Shankly?
Niedawno ktoś spytał mnie: "co w takiej sytuacji zrobiłby Shanks, Tommy?". Prawdę mówiąc nie jest to łatwe pytanie, z prostego powodu - nigdy grając pod wodzą Billa, Boba Paisleya i Joe Fagana nie zdarzyła się taka sytuacja.
Nie miałem okazji grać w meczu, w którym ktoś ugryzł rywala, nie pamiętam też bym w ogóle słyszał o takim incydencie. Jestem jednak pewny, że Shanks byłby niesamowicie zaskoczony tym, co zrobił Luis Suarez przed The Kop. Z pewnością strasznie by się na niego zdenerwował i domagał wyjaśnień.
Nie ma wątpliwości, że czyny Suareza - i cała dyskusja, jaką wywołały - po raz kolejny uderzyły w wizerunek Liverpoolu. A Shankly zrobił więcej niż ktokolwiek inny, by uczynić ten wizerunek wspaniałym. Czy pozbyłby się Suareza? Nie mogę tego powiedzieć z pewnością. Byłby na pewno zdumiony i rozwścieczony, ale nie inaczej jest pewnie z Brendanem Rodgersem.
Jest pewne też to, że Bill nie pozostawiłby Luisowi złudzeń i jeśli ten chciałby kontynuować grę w naszym wspaniałym klubie w kolejnym sezonie, musiałby przyrzec, że nic takiego w przyszłości się już nie zdarzy.
Moim zdaniem Suarez swoimi przeprosinami, grzywną i zawieszeniem jeszcze się uratował, zanim drzwi się przed nim zamknęły. Z pewnością jest niesamowitym piłkarzem, jednak co z tego? Oczywistym jest, że potrzebuje pomocy w kontrolowaniu gniewu.
Powiedziałbym więc, że należy mu porządnie skopać cztery litery by wiedział jak bardzo krzywdzi nas, a także samego siebie. Potrzebna jest mu pomoc ekspertów i - jak w sytuacji z United i Cantoną - ostatnia szansa na odkupienie swoich win, ponieważ wsparcie również będzie mu bardzo potrzebne.
Jednak kolejny wybryk powinien już być ostatnim. Niestety, ale w takiej sytuacji będziemy musieli się go pozbyć. Nikt nie jest ważniejszy od klubu.
Tommy Smith
Komentarze (5)
A skoro Smith uważa, że następnym razem musimy się go pozbyć to się pytam czy inny klub ma prawo go trzymać mimo jego występków a my nie?
Zgadzam się, ale przez zachowanie Luisa ,LFC bardzo ucierpiał na wizerunku. Niestety nie jesteśmy Manchester U, gdzie prawie wszystkie wybryki są zamiatane pod dywan. U nas wszystko jest roztrząsane przez setki "znawców", a teraz nawet premier się dołączył.
Liverpool to nie jest "inny klub".