Rocznica drugiego Pucharu Europy
Z okazji 35-lecia naszego drugiego zwycięstwa w Pucharze Europy, Brian Reece dla oficjalnej strony klubu wspomina chwałę z wygranej na Wembley w 1978 roku.
W finale Pucharu Europy na Wembley w 1978 roku Liverpool zmierzył się z belgijskim Club Brugge.
Nasza podróż do finału, nie była usłana różami, zwłaszcza kiedy porównamy lżejszą przeprawę jaką miało Club Brugge.
The Reds rozgromili Dynamo Drezno 6:3 w dwumeczu, a następnie pokonali Benfikę 5:3.
W półfinale czekała Borrusia Moenchengladbach, a po porażce 2:1 na wyjeździe, podopieczni Boba Paisleya zapewnili sobie udział w finale wygrywając 3:0 na Anfield. Panujący mistrzowie Europy zmierzali na Wembley!
10 maja 1978 roku, mój ojciec i ja udaliśmy się na spacer przez Green St i przystanek tramwajowy na Upton Park, by dotrzeć na stadion Wembley.
Pomyślałem, że rodzina Liverpoolu ma w Londynie pewną przewagę.
Gdy zatrzymaliśmy się na przystanku Euston Square, mieliśmy wrażenie, że cała populacja Liverpoolu zalała Londyn. Wagony były pełne śpiewających i klaszczących ludzi ubranych w czerwone barwy. To był po prostu niesamowity widok.
Atmosfera jak na imprezie zaczynała się rozkręcać, a mój tata zaczął rozmawiać z innym kibicem Czerwonych. Napięcie rosło.
Kiedy dotarliśmy na stacje Wembley Park, zostaliśmy przywitani przez biało-czerwone morze flag i banerów.
Gdzie się nie obejrzałeś widziałeś kibica Liverpoolu - nigdy tego nie zapomnę.
Mój ojciec znalazł bar wypełniony fanami the Reds, usiadłem na zewnątrz z dzieciakami w moim wieku, którzy przybyli tutaj z Liverpoolu. Rozmawialiśmy na temat finału, naszych ulubionych zawodników i próbowaliśmy przewidzieć wynik meczu.
Kiedy spotkaliśmy fanów Club Brugge, młodsi zostali z nami i każdy się przedstawił.
To ekscytujące móc rozmawiać z kibicami z innej części świata, zwłaszcza kiedy masz siedem lat. Dowiedzieliśmy się, że nasi nowi przyjaciele z Belgii byli takimi pasjonatami na punkcie swojego klubu jak my na punkcie Liverpoolu.
W końcu każdy zaczął zmierzać w kierunku stadionu. Pożegnaliśmy się i życzyliśmy powodzenia. Pamiętam, myślałem w tym momencie, że taka powinna być właśnie piłka. Żadnych animozji, żadnej nienawiści, tylko ludzie, którzy chcą wspierać swój zespół i cieszyć się z takiej możliwości.
To była opinia dziecka, ale już jako dorosły, również chciałbym trzymać się tego konceptu. I wierzę, że fubol może tak wyglądać.
Wejście na Wembley było niewiarygodne. Mój wzrok przyciągnęły słynne bliźniacze wieże, które były naprzeciwko mnie. Pięknie wyglądały w słońcu.
Nastęnie, pięć minut później, piłkarze zaczęli wychodzić na murawę, a hałas stał się ogłuszający. Miałem wrażenie, że milion ludzi śpiewa i krzyczy naraz w tym samym momencie.
The Reds grali bez Tommy'ego Smitha, który złamał palec u stopy oraz Davida Johnsona, który wypadł z gry z powodu urazu kolana. Za nich grali Alan Hansen i David Fairclough.
Liverpool dominował w pierwszej połowie, swoje szanse mieli Case, Kennedy, Hansen, Fairclough i Graeme Souness, ale Belgowie zdołali utrzymać bezbramkowy remis do przerwy.
Druga połowa rozpoczęła się tak samo jako skończyła pierwsza, Czerwoni kontrolowali przebieg gry, okazje zmarnowali Dalglish i McDermott.
Nagle, w 64 minucie Souness zagrał wspaniałą piłkę zza pola karnego do Dalglisha, a ten podciął futbolówkę nad bramkarzem i wyprowadził Liverpool na prowadzenie.
Wembley wpadło w ekstatyczny szał. Mój szalik znalazł się 10 rzędów za mną, a czapka udała się w drugą stronę.
Skakałem w górę i w dół chyba przez 5 minut. Teraz Liverpool miał prowadzenie i kontrolował mecz. To było fascynujące doświadczenie.
Kiedy spotkanie zbliżało się ku końcowi, wydawało się, że na Wembley są tylko kibice Liverpoolu. Następnie sędzia zagwizdał po raz ostatni.
Radość i histeria towarzyszyły nam i trwały jeszcze długo po tym, jak Emlyn Hughes podniósł puchar drugi raz w ciągu dwóch lat. Liverpool stworzył właśnie historię brytyjskiej piłki.
Podróż powrotna z Wembley była niezapomniana. Wracaliśmy przepełnionym pociągiem pełnym kibiców Liverpoolu. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy w rozkoszy.
To jedno z moich najpiękniejszych wspomnień, nie tylko z 40 lat kibicowania Liverpoolowi, ale z całego mojego życia.
Komentarze (3)
YNWA!!!