Dudek: Wiele mu zawdzięczam
Bohater finału Ligi Mistrzów z 2005 roku, Jerzy Dudek, przyznał, że gdyby nie rada Jamiego Carraghera tuż przed konkursem rzutów karnych w pamiętnym meczu z Milanem, być może losy rywalizacji potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Polski bramkarz odegrał kluczową rolę w tym spotkaniu, a kibicom szczególnie mocno zapadła w pamięci interwencja z dogrywki, kiedy to dwukrotnie obronił strzały Andrija Szewczenki z kilku metrów. Dzięki temu doszło do rzutów karnych, w których to Dudek swoim zachowaniem zdeprymował zawodników Milanu. Jednak według Dudka wielka w tym również zasługa Carraghera, który w odpowiednim momencie przypomniał bramkarzowi mecz sprzed 21 lat i rozpraszające zachowanie Bruce'a Grobbelaara.
– Przygotowywałem się do karnych, kiedy nagle podbiegł do mnie Jamie i usilnie namawiał, żebym zdekoncentrował Włochów i zrobił coś w stylu Grobbelaara – wyznał Dudek.
– Mieliśmy tylko dwie minuty, więc powiedziałem mu, żeby dał mi spokój, gdyż chciałem przestudiować szybko sposób wykonywania jedenastek przez Milan. Kiedy już zbliżała się pora rozpoczęcia karnych, pomyślałem, że spróbuję rywali jakoś zdekoncentrować.
– Gdyby nie Jamie, który szarpał mną i wrzeszczał, błagając mnie, żebym zachował się jak Grobbelaar, nie wiem, co by się wydarzyło. Co prawda miałem zamiar ruszać się na linii, ale na pewno nie wykonywałbym tak ekspresyjnych ruchów nogami...
– Jeśli coś zaczyna przynosić efekty, robisz to dalej. Tak było i w tym wypadku. Nikt inny nie podbiegłby do mnie w sposób, w jaki to uczynił Jamie, on po prostu chciał, żebyśmy zrobili wszystko, by wygrać. Po meczu mieliśmy z tej sytuacji wiele uciechy. Podziękował mi, że go posłuchałem, a ja na to odparłem, że dzielimy się zasługami po równo.
Tuż po decydującym karnym wykonywanym przez Szewczenkę, Carragher pobiegł jak szalony w kierunku swojego golkipera i zaczęło się wspólne świętowanie zdobycia piątego w historii klubu Pucharu Europy.
– Cudownie się czułem, widząc biegnącego ku mnie Jamiego. Zdałem sobie wówczas sprawę, że jest to prawdopodobnie nasz najwspanialszy moment w życiu. Każdy pracował ciężko na ten sukces, również Jamie.
– Z powodu częstych zmian menedżerów oraz pozycji na boisku, Carra nie miał z początku łatwego życia na Anfield. Jednak cierpliwość i konsekwencja w końcu się opłaciły.
– W tym finale pokazaliśmy charakter, z którego słynie Liverpool. Walczyliśmy do końca i czekaliśmy, co się wydarzy. Nawet w przypadku niepowodzenia, należy wyciągnąć odpowiednie wnioski i po prostu uczyć się na błędach. Następnym razem jest się już silniejszym. Kariera Jamiego jest jak finał Ligi Mistrzów – chodzi o znalezienie się w czołówce. Niezmiernie się cieszę, że mogłem go poznać i występować z nim w jednym zespole.
– Zawsze byłem spokojniejszy, kiedy miałem przed sobą Carrę. Nawet jeśli jakiś napastnik już składał się do strzału, nagle znikąd pojawiał się Jamie i skutecznie hamował zapędy rywala.
– W Stambule w doliczonym czasie gry Carra był po prostu wszędzie. Pomimo że cierpiał niemiłosiernie z powodu skurczy, biegł dalej i nieustannie przerywał akcje. Pokazał w tym meczu wszystko, z czego słynął.
– Wielka szkoda, że już odchodzi, ale na zawsze pozostanie wzorem do naśladowania dla młodych piłkarzy. Znał wszelkie tajniki gry w piłkę.
– Powinien zostać zapamiętany jako człowiek, który potrafi poświęcić się dla tego, co robi. Wszyscy znają go z murawy, ale mogę zapewnić, że poza boiskiem to bardzo miły i pomocny gość.
– Można powiedzieć, że jeśli Steven Gerrard jest motorem napędowym poczynań zespołu, to Carragher stanowi serce tej drużyny – zakończył.
Komentarze (3)