Bellamy wraca do ataku na Riise
Były napastnik Liverpoolu, Craig Bellamy, w swojej nowej autobiografii GoodFella ujawnia okoliczności ataku na Johna Arne Riise z użyciem kija golfowego.
Reprezentant Walii przeżył barwną karierę zarówno na, jak i poza boiskiem, jednak to właśnie incydent z kijem do golfa , który przydarzył się przed meczem Ligii Mistrzów z Barceloną w 2007 roku jest tym, dla którego głównie będzie się o nim pamiętać.
W swojej autobiografii, prezentowanej w odcinkach przez gazetę The Daily Mirror, Bellamy ujawnia, jak nocna eskapada w Vale do Lobo wraz ze Steviem Finnanem, Samim Hyypią i Riise, znanym jako Ginge, wymknęła się spod kontroli wskutek pijaństwa.
– Powiedziałem Ginge’owi, że musi zaśpiewać piosenkę. Być może powtórzyłem to kilka razy. Odpowiedział, że nie chce tego zrobić – relacjonuje Bellamy.
– Powiedziałem to ponownie, a on warknął. Bardzo się zdenerwował. Wstał i zaczął krzyczeć. „Posłuchaj”, krzyknął, „ja nie śpiewam i mam dość twojego marudzenia o tym bez przerwy”.
– Sami powiedział, żebym go zignorował i Ginge niedługo potem wyszedł. Jednak wraz z upływem czasu i ilością alkoholu, który wypiłem, zaczęło mi to doskwierać. W tamtym momencie, w stanie, w jakim się znajdowałem, nie wiedziałem, jak kontrolować swoje emocje, gdy ktoś okazuje mi brak szacunku wobec reszty zawodników.
– Nasze kije golfowe znajdowały się w salonie w hotelu. Wziąłem jeden z nich, gdy ciągle męczyło mnie to, co zrobił Ginge. Była to żelazna ósemka. Zrobiłem nią kilka ćwiczebnych zamachów. „Chodźmy i pogadajmy z nim teraz”, powiedziałem. – Tak więc poszliśmy do jego pokoju i zapukaliśmy do drzwi. Nie było odpowiedzi. Sprawdziłem drzwi i okazało się, że są otwarte. Wszedłem do środka i włączyłem światło. Ginge leżał w łóżku.
Był odwrócony ode mnie i zakrywał oczy ze względu na włączone światło. Wtedy po prostu uderzyłem go kijem w plecy. Nie bardzo można było to nazwać uderzeniem z zamachem. To było jedynie pacnięcie, naprawdę. Gdybym wziął odpowiedni zamach, uderzyłbym wcześniej w sufit. Finny, nawiasem mówiąc, w tamtej chwili chował się za drzwiami.
– Teraz patrzę na to, co zrobiłem i podkulam ogon. To było niepotrzebne. Największa możliwa głupota. To było pijackie, brutalne zachowanie.
Komentarze (12)
Przecież są!
Gerarda, Fowlera i chyba Dudka.
W którejś zakładce w kolumnie po prawej stronie, nie pamiętam dokładnie.
A historia popaprana. Nic dziwnego, że jego kariera w klubie w tamtym okresie skończyła się właśnie wtedy. Niemniej tego ich wspólnego wyczynu z Barceloną nie da się zapomnieć. Niesamowite było, że akurat oni wtedy strzelali a już cieszynka Bellsa była wybitna.
Cwany zrobił się dopiero jak się dobrze na... ,z kijem,na śpiącego...prawdziwy kozak.