Bellamy o Stevenie, Suárezie i Rafie
Craig Bellamy nie przebiera w słowach, jeśli chodzi o swoją autobiografię, zatytułowaną „GoodFella”. Kilka rozdziałów zostało umieszczonych w internecie, w tym te, które zawierają informacje o pracy z Rafaelem Benítezem i o słynnym konflikcie Walijczyka z Johnem Arne Riise.
Oto niektóre fragmenty dotyczące pobytu piłkarza w Liverpoolu:
Byli na topie w latach 80., wtedy gdy dorastałem. To nie jest jedyny powód, dla którego im kibicowałem. Byłem zakochany w stroju. Czerwony zawsze pięknie wyglądał na zielonym boisku. Dołóżmy do tego wielkiego Liverbirda na piersi. Coś wspaniałego. Pierwszy strój, który miałem to żółty, wyjazdowy z sezonu 1985/86.
O kibicowaniu LFC.
Gerrard to uosobienie wszystkiego, czego się oczekuje i jeszcze więcej. Przewyższa każdego, z kim grałem. Zawsze wnosi ze sobą tak wiele. Jest to wielki piłkarz i wszystko robi szybciej, zanim inni zdążą pomyśleć, nawet ktoś taki jak Alonso. Steven wkłada całego siebie w swoje działania. Były dni, kiedy wiedzieliśmy, że jeśli mamy wygrać, Stevie musi dać z siebie wszystko. On też o tym wiedział i znosił tę wielką presję. Dlaczego jest taki dobry? Nie ma dla niego rzeczy niemożliwej. Jest mądry. Postrzega grę tak, jak nikt inny. Widzi wszystko. Jest inteligenty i przygotowany fizycznie. Jest szybki, potężny. Wielki sportowiec. Potrafi uderzać z dystansu. Uderzy główką, też strzeli.
O Stevenie Gerrardzie.
Crouchie powiedział, że jeśli zagra i strzeli bramkę, zamachnie się jak kijem golfowym. Ja też o tym pomyślałem. Gdy ten moment przyszedł, zapomniałem o wszystkim na 20 sekund. Ludzie się oburzyli, zarzucali mi brak żalu, czy skruchy. To nieprawda. Wyrażałem swoją radość i chciałem pokazać, że jest we mnie coś więcej niż skłonności do złego zachowania. Poczułem się dumny, gdy spojrzałem na tablicę z wynikiem na Camp Nou i zobaczyłem swoje imię. Wiedziałem, że mój syn też na to kiedyś popatrzy.
O celebracji przeciwko Barcelonie.
Jego wykończenie było jak z bajki. Potrafił zrobić z piłką cokolwiek tylko chciał. Był do tego świetnym gościem.
O grze u boku Robbiego Fowlera.
Rafa zawsze wybierał wykonawcę karnego na mecz. Tamtej nocy był to Robbie. Gdy dostaliśmy jedenastkę, zdecydowałem, że to ja chcę ją wykonać. Chwilę dyskutowaliśmy z Robbiem, ale się odsunął. Uderzyłem piłkę, ale Maik Taylor, bramkarz Birmingham, obronił. Następnego dnia Rafa wezwał mnie do siebie. Zapytał dlaczego to zrobiłem. Powiedziałem, że czułem się bardzo pewnie i chciałem strzelić gola.
– Nie było Cię na treningu, na którym ćwiczyliśmy karne – powiedział – muszę Cię ukarać.
– Naprawdę? – spytałem.
– Tak – powiedział Rafa – nie wykonujesz już karnych.
Nie wiem gdzie w tym wszystkim była kara. Nie myślę o tym, bo bym pewnie oszalał.
O swojej karze.
Czułem się, jakbym miał złamane serce. Gdy wracaliśmy do hotelu, chłopaki dziwiły się, że Rafa mnie nie wprowadził. To było miłe, ale nic nie zmieniło. Szansa przepadła. Jako fan klubu musiałem odchorować porażkę. Jako piłkarz, który nie dostał szansy w najważniejszym meczu swojej kariery, czułem wielką pustkę.
O przesiedzianym na ławce spotkaniu w Atenach.
Liverpool przejął inicjatywę. Wysłali helikopter do Cardiff. Gdy wylądowaliśmy w Merseyside, zadzwonił do mnie Harry Redknapp i mówił, żebym nie podpisywał kontraktu. Tottenham owszem, był lepszą drużyną, ale w moim sercu był Liverpool. Miałem coś do udowodnienia. Za czasów Rafy nie czułem, że dostałem właściwą szansę. Chciałem mieć lepsze wspomnienia związane z klubem, który kocham.
O ponownym dołączeniu do klubu.
Była minuta ciszy ku pamięciu Speedo przed meczem. Stałem w szeregu, u boku innych graczy Liverpoolu. Czułem się w porządku. Fani Liverpoolu zaczęli skandować jego nazwisko. Wtedy się rozpłakałem. Jestem mężczyzną, nie powinienem płakać. Nie lubię fanów Chelsea, nie chciałem tego robić przy nich. Nie mogłem jednak nic poradzić. Obiecałem sobie, że zagram dobrze. Tak się stało. Był to jeden z moich najlepszych meczów. Wygraliśmy 2:0 i asystowałem przy obydwu golach. Samo spotkanie to było małe piwo w porównaniu z poprzednimi dwoma dniami. Był to występ godny pamięci Speedo. Kenny zdjął mnie 10 minut przed czasem. Przytulił mnie bardzo mocno. Jak zawsze. Schodząc założyłem swoją kurtkę, usiadłem i znowu się rozpłakałem.
O powrocie na boisko, po śmierci Gary’ego Speeda.
Ludzie mówię, że jest najlepszym piłkarzem Liverpoolu w historii. Prawdopodobnie. Na pewno jest najlepszym człowiekiem, który kiedykolwiek grał w Liverpoolu. Wspaniale było grać pod jego wodzą.
O Kennym Dalglishu.
Genialny gracz, wspaniały człowiek. Ciężko trenował i dawał z siebie wszystko w trakcie meczów. Ludzie mówią, że jest nurkiem, ale sporo mu się obrywa na boisku. Po meczu, gdy ściągał swoje getry widzieliśmy czarne i niebieskie ślady po kopnięciach na jego łydkach i kostkach.
O Luisie Suárezie.
Poszliśmy do pubu. Usiedliśmy i obserwowałem, gdy nabijał się z każdego fana Evertonu, który przechodził przez drzwi. Oni tylko patrzyli się na niego i przewracali oczami. Uśmiechali się jednak. Wiedzieli, że nie da im spokoju. Nie dał. To była wspaniała noc.
O świętowaniu zwycięstwa w półfinale FA Cup z Carrą.
Komentarze (0)