Co powinien zrobić Suárez?
Saga, która rozpoczęła się w końcówce ubiegłego sezonu, przysparza wiele zmartwień kibicom i drużynie. Irytacja rośnie wraz z każdym kolejnym wywiadem udzielanym przez Urugwajczyka.
Wygląda na to, że jeśli naprawdę obchodzą go sprawy jego obecnego klubu, okazuje to w bardzo specyficzny sposób. Jest to tym bardziej bolesne, że nasz delikwent wyraźnie robi maślane oczy do swoich potencjalnych pracodawców.
Za każdym razem, kiedy udziela wypowiedzi w swoim kraju, brak szacunku wobec ekipy i kibiców, jaki okazuje jest wręcz niewiarygodny.
Od momentu, w którym FA ukarało Suáreza zakazem występów w kolejnych dziesięciu meczach ligowych za kwietniowe ugryzienie zawodnika Chelsea, Branislava Ivanovicia, jasnym było, że załamany ogromem kary napastnik może szukać okazji do ucieczki spod topora kata.
Brendan Rodgers liczy na bezwarunkowe wsparcie dla zawodnika – zjednoczenie w walce z wypędzeniem demonów z Luisa pomoże w przekonaniu go do pozostania na Anfield?
Prawdę mówiąc, to Suárez ma u nas dług wdzięczności. Oczywiście, the Reds korzystali z jego talentu przez ostatnie dwa i pół roku, ale nie rekompensowało to jego braków na innych płaszczyznach, za które klub musiał słono płacić.
Okrył siebie, a co za tym idzie również Liverpool, wstydem, kiedy ugryzł w ramię Ivanovicia. Podobnie rzecz miała się, kiedy starł się na tle rasistowskim z Evrą i odmówił uściśnięcia mu dłoni. Czy było to warte niemal dwudziestu meczów kary? Po tym wszystkim klub zasłużył przynajmniej na odrobinę uczciwości z jego strony.
Zamiast oficjalnie poprosić o możliwość zmiany miejsca zatrudnienia, zaczekał na moment, w którym był sześć i pół tysiąca mil od Anfield, aby zakomunikować to za pośrednictwem południowoamerykańskich mediów. Zadeklarował wtedy potrzebę opuszczenia Anglii, gdyż jego rodzina doznaje wielu cierpień ze strony tamtejszej prasy. Przyznał, że już nigdy nie będzie czuł się tu dobrze. Próba sugerowania, że jest ofiarą polowania na czarownice, może tylko śmieszyć. Powinien zorientować się, że jego największym wrogiem jest on sam.
Suárez posunął się do wygłaszania kwiecistych peror na temat zalet Realu Madryt, mówiąc, że dawałby z siebie wszystko, gdyby tylko mógł tam grać. Po pierwszym szoku klub odpowiedział stanowczym stwierdzeniem, że nie jest on na sprzedaż. Dzięki długiemu kontraktowi zawodnika, mogą oni w pełni kontrolować sytuację.
Jednakże Madryt ciągle nie zgłosił się po swoją, jak mniemano, przyszłą gwiazdę. Nikt nie dobił do sumy pięćdziesięciu milionów funtów, wstępnie otwierającej negocjacje. Tylko Arsenal wyrwał się naprędce ze śmieszną kwotą trzydziestu milionów, która od razu została zanegowana, ale można uznać to za próbę sprawdzenia poziomu desperacji Luisa.
Co skłoniło go do przerwania urlopu i udzielenia urugwajskiej stacji radiowej wywiadu, który okazał się być rozpaczliwą próbą zwrócenia na siebie uwagi?
Suárez, początkowo chcący uciekać jak najdalej od brytyjskich gazet, nagle zmienił zdanie o sto osiemdziesiąt stopni, zapominając o niepisanym zakazie wzmacniania konkurencji. Mogliśmy usłyszeć od niego, że czuje się zaszczycony zainteresowaniem klubu z Londynu.
Zapewnił też, że stawi się w Melwood 21 lipca i poleci do Melbourne, by tam uczestniczyć w przedsezonowych przygotowaniach, ale jednocześnie zaznaczył: – Jeden telefon może zmienić wszystko. Klub zna moje oczekiwania.
To było już za wiele dla kibiców. Okazuje się, że nie tylko Torres zagrał nieczysto, próbując odejść od nas dwa i pół roku temu, kiedy nie dał wyraźnego sygnału, że jest do wzięcia. Luis prawdopodobnie dołączy do niego na liście antybohaterów, którzy mogli zostać legendami, a zniszczyli to przez sposób w jaki opuszczali klub.
John Barnes powtarzał kibicom: – Miłością obdarza się klub, nie zawodników.
W czasach, kiedy tak wielu zaczyna kariery całując herb, nieszczerze zapewniając o przywiązaniu do drużyny i dzięki temu ciągnąc z niej spore pieniądze, to mądre słowa. Wyszło w końcu na jaw, że Suárez traktuje obecny klub tylko jako odskocznię, przejściowy moment swojej kariery.
A mógł załatwić wszystko, zachowując o wiele więcej klasy… Jeśli tylko powiedziałby, że chce grać w Lidze Mistrzów z Realem, wielu kibiców zrozumiałoby to – przecież swoją grą pokazał, że należy mu się miejsce w europejskiej elicie, a tego Liverpool zapewnić mu nie mógł.
Jednak powinien pamiętać, że to pod skrzydłami Rodgersa, grając w systemie układanym pod niego, mógł rozwinąć się najbardziej i udowodnić swoją jakość. Poza tym, mimo jego słów o dwóch czy trzech opcjach, które posiada, stan faktyczny jest zupełnie inny. Może tylko wrócić do Liverpoolu i postarać się, by fani mu wybaczyli, a kto wie, może nawet zapomnieli.
Ciężko przewidzieć, co stanie się w następnym odcinku tej opery mydlanej, ale jeśli Suárez naprawdę czeka na poważną ofertę, niech nie udziela więcej wywiadów – i tak zostało już powiedziane zbyt wiele.
James Pearce
Komentarze (11)
Niekiedy jesteś zbyt prostolinijny i groteskowo lecz teraz nie sposób się z tobą nie zgodzić :)
niestety ale to bzdura. Tyle czasu już czytam wypowiedzi ludzi i widzę że większość nie potrafi zrozumieć że Liverpool nie jest klubem z najwyższej światowej półki i uważa nas ciągle za super ekipę w której każdy piłkarz powinien marzyć aby zagrać. Co by Suarez nie powiedział i tak zostałby zjechany jak pies, taka mentalność ludzi.
Należy mu się szacunek i jakieś wsparcie za to co zrobił dla klubu. Media celowo pompują bańkę, bo temat świetnie się sprzedaje. Poczekajmy na powrót Ursusa i zobaczymy co powie i jak się sprawy potoczą.