Ciężka próba patriotyzmu
W czasie trwania przedłużającej się sagi transferowej z Luisem Suárezem wiadomość o podpisaniu kontraktu przez kapitana klubu jest naprawdę pozytywną odskocznią. Można dostrzec, że nikt w klubie nie próżnuje pomimo braku nowych transferów.
Przyznam się szczerze, że nienawidzę spekulacji transferowych, bo mało kiedy te rzeczywiście ciekawe kończą się happy endem. Przykład Mchitariana dobitnie to pokazuje. Człowiek robi sobie nadzieje, wyczekuje kolejnych newsów tylko po to żeby ostatecznie żałować. Tak samo nie lubię jak przeciąga się sprawa odejścia zawodnika do innego klubu. Nawet jeśli zawodnik ten nazywa się Suárez. Nie ma raczej na świecie drużyny, której fani nie byliby zmęczeni spekulacjami transferowymi, w momencie kiedy każda nowa wiadomość różni się praktycznie wszystkim od poprzedniej. Przy naprawdę gorącej temperaturze można zwariować, widząc komentarze zawodnika dotyczące chęci gry w nowym klubie, czy też chociażby widząc zdjęcie na lotnisku w momencie rozdawania autografów… To wszystko przyprawia o zawrót głowy.
Najgorsze jest jednak, kiedy naprawdę myślisz, że nie znajdzie się już drugi taki sam piłkarz jak Owen czy Torres. Wierzysz, że wreszcie w zespole jest wojownik, ktoś kto rzeczywiście uratuje zespół w ważnym momencie, nie podda się kiedy inni będą leżeć i płakać. Ba, nawet więcej – on podniesie także ich i zmotywuje do działania. Myślałem, że właśnie taki będzie Suárez. Po udanym debiucie i późniejszym wejściu na dobre do zespołu oczekiwałem, że zostanie w nim na długie lata (przecież przychodził w znacznie gorszym momencie niż jest teraz, pomimo wcześniejszej gry w LE). Liczyłem na to, że Urugwajczyk pokona wszystko w Liverpoolu i stanie się legendą. Problem bycia legendą jest jednak taki, że nie łatwo jest nią zostać, ale bardzo łatwo jest ten status stracić. Wystarczy jedno złe zdanie, jeden zły ruch i lawina problemów może spaść na głowę. I czasem myślę, że Luis nie zdaje sobie sprawy z tego co zrobił i wciąż robi. Obraził/nie obraził (niepotrzebne skreślić), ugryzł, pokazał fanom co myśli. Jedni powiedzą, że głupek inni, że „ma jaja”. Dla jednych zawsze będzie wielki, dla drugich już jest nikim. Kibice potrafią szybko skreślić piłkarza. Tylko jak można wciąż go wspierać skoro sam mówi o odejściu? Jeśli rzeczywiście podczas jakiejś konferencji prasowej padną słowa z ust Urusa, że chce odejść, to niech chociaż zrobi to w dobrym stylu. Choć na dzień dzisiejszy będzie to trudne zadanie.
Nie żyjemy w łatwych dla piłki nożnej czasach. Lojalności już nie widać prawie wcale, grające legendy powoli kończą swoje kariery bądź już je zakończyli a piłkarze cenią inne wartości niż przywiązanie do klubu, herbu czy też kibiców. Ich to nie obchodzi. Oni chcą zdobywać trofea (to potrafię zrozumieć), chcą zarabiać więcej (w nie-szejkowskich klubach też rozumiem) oraz chcą zostać zapamiętani. Zastanawia mnie jak zostanie zapamiętany El Niño, czy też Cavani. Albo na przykład jak ludzie zapamiętają Lewandowskiego, jak w końcu zmieni klub. Czy w ogóle ktoś o tym jeszcze myśli? Ciekawe jak my zapamiętamy Suáreza…
Steven Gerrard pokazuje od dawien dawna, że można grać w jednym klubie przez lata. Wiadomo, że gdy się jest wychowankiem, to jest to coś trochę innego, ale przecież on także dostawał oferty z innych klubów. Wiedział, że w klubie nie dzieje się dobrze. Lata mijały, a kapitan wciąż był i jest kapitanem tej lepszej drużyny z Liverpoolu. I co najważniejsze wciąż będzie. To właśnie tacy piłkarze powinni uczyć młodszych przywiązania do zespołu. Sam stwierdził, że zdobycie tytułu mistrzowskiego tylko z Liverpoolem będzie dla niego wielką radością. I umówmy się, coś w tym jest. Fani kochają każdego zawodnika, który przychodzi do klubu (chociaż początki bywają trudne). Wydaje mi się, że w Madrycie kibice nie okażą takiego wsparcia jak w Liverpoolu (nie uznajcie mnie za megalomana, po prostu widzę co się dzieję). Dlatego może właśnie to kapitan powinien porozmawiać z Suárezem? Może by wtedy zmienił swoje nastawienie? Przecież naprawdę przyszły sezon może być kluczowy. Jeśli nie uda się w tej kampanii, śmiało może odejść. A w razie gdyby słowa Gerrarda nie pomogły, może pomogło by coś innego od Aggera?
W każdym razie podpisanie kontraktu przez Stevena poprawiło nastroje na Anfield. Dodało to odrobinę uśmiechu w ciągu ostatnich kilku smutnych nowin. Okno transferowe wciąż trwa, na pewno jeszcze nie jeden news nas zdenerwuje i nie jeden zadowoli. Chciałbym abyśmy pamiętali jednak o jednym – są piłkarze, których nikt nigdy nie kupi. O nich powinno się mówić. Ich powinno się zawsze wspierać, im powinno się budować pomniki. Są klubowymi patriotami i ich koszulki na pewno nigdy nie będą palone. Oni znają prawdziwe wartości. A jeśli inni chcą znać tylko wartość pieniądza, to Liverpool jest złym miejscem.
Komentarze (4)
Problem w tym, że coraz trudniej o zawodników, dla których pieniądze nie są najważniejsze. Pewien okres w piłce nożnej się skończył. Zdecydowanie trudniej teraz o przywiązanie do klubu. Piłkarze mają całkiem inną mentalność. Jest czas, że wręcz manifestują swą miłość do klubu, a potem okazuje się, że to było tylko na pokaz i czy będzie grał przy takich, czy takich kibicach jest dla niego mało ważne. Liczą się przede wszystkim trofea, a czasem nawet bardziej od nich wypchany portfel.
Chciałbym żeby tak było jak mówisz. Obawiam się jednak, że przy nadarzającej się okazji każdy, komu będzie się oferowało dobra kasę i rzeczywistą walkę o trofea, odejdzie. There is only one Steven Gerrard;-)