Podsumowanie meczu
Gol z pierwszej odsłony spotkania autorstwa Stevena Gerrarda oraz trafienie z końcówki meczu Iago Aspasa zapewniło the Reds kolejne zwycięstwo podczas tournée przygotowawczego. Prawdziwymi bohaterami meczu okazali się jednak fani zgromadzeni na stadionie Melbourne Cricket Ground.
Australijscy kibice Czerwonych stworzyli niesamowitą atmosferę – 95 tysięcy gardeł śpiewających hymn Liverpoolu – bezcenne. Można rzec tylko jedno – chapeau bas!
Co do samej konfrontacji przeciwko Melbourne Victory – bramki Stevena i nowej „dziewiątki” noszącej liverbirda na piersi ukoronowały dobrą postawę zawodników z Merseyside i przedłużyły passę zwycięstw z „zerem z tyłu” podczas sparingów przedsezonowych.
Senny pierwszy kwadrans pojedynku w wykonaniu obu ekip samoistnie sprowokował tak jedną, jak i drugą drużynę do nieco żwawszych poczynań ofensywnych.
Najpierw bramce gospodarzy zagroził Raheem Sterling śmiałym, choć niecelnym uderzeniem z dystansu. Podobną próbę przedsięwziął gracz Melbourne chwilę później – Andrew Nabbout. Jego strzał po sprytnym zejściu z futbolówką do środka był dużo celniejszy, jednak czujny w bramce Brad Jones nie dał się zaskoczyć i skutecznie zastopował niechybnie lecącą do siatki piłkę.
Po pół godzinie gry po zagraniu Sterlinga, kapitan desygnowanej do boju drużyny Brendana Rodgersa, a więc nie nikt inny jak Stevie G, niebezpiecznie uderzył z 25 metra, wszakże na posterunku był Nathan Coe.
Jednak szczęście opuściło bramkarza rywali niedługo później. Po koronkowej akcji angielskiego zespołu i dobrym podaniu Allena w pole karne, rozpędzony Gerrard plasowanym strzałem z pierwszej piłki wpakował ją do bramki.
Podopieczni Rodgersa ruszyli za ciosem i ich starania niemal nie przyniosły natychmiastowego efektu. Ponownie bliski gola był Steven, lecz futbolówka o centymetry minęła bramkę Melbourne.
Równie „łakomi” na podwyższenie rezultatu co w pierwszej połowie gry, gracze z Wysp Brytyjskich wyszli na drugie 45 minut.
Martin Škrtel postraszył golkipera z Antypodów strzałem głową po kornerze Gerrarda, lecz wynik pozostał bez zmian.
Następnie wolej Fabio Boriniego sprzed pola karnego sprawił nieco trudności bramkarzowi, ale efekt był ten sam co po próbie słowackiego obrońcy chwilę wcześniej, czyli znikomy.
Sekundy później gorąco zrobiło się pod drugim polem karnym, kiedy to Connor Pain zmusił do wysiłku Brada Jonesa. Australijczyk jednak na swej ojczystej ziemi czuł się wybornie i nie dał się pokonać.
Borini zajadle chciał wpisać się na listę strzelców; próbował na różne sposoby, lecz nijak się to przekładało na skuteczność. Nawet niekonwencjonalne sposoby, jakich się łapał, paliły na panewce.
Włoch starał się zaskoczył bramkarza strzałem z nożyc, jednakże górą z tego pojedynku wyszedł Coe.
Rodgers, jak to ma w zwyczaju podczas trwania tegorocznego tournée, wystawił w drugich trzech kwadransach zgoła inną jedenastkę i ponownie to zmiennicy postawili przysłowiową „kropkę nad i”.
Luis Suárez po szybkim rozegraniu rzutu rożnego, w swoim stylu zakręcił obrońcami Melbourne tuż przy linii końcowej boiska, wbił mocno piłkę na przedpole bramkarskie, gdzie czyhał Iago Aspas, dopełniając formalności.
Liverpoolczycy wylecą niebawem do Tajlandii, by zakończyć swe tournée niedzielnym spotkaniem przeciwko reprezentacji Tajlandii.
Komentarze (0)