Transferowa wojna pozycyjna
Luis Suárez twierdzi, że jego kontrakt zawiera klauzulę o odejściu. Liverpool zaprzecza. To piłkarska transferowa wojna pozycyjna - pisze Chris Bascombe w swoim felietonie na łamach The Daily Telegraph.
W internecie popularność zdobyło zdjęcie Suáreza w supermarkecie, które mogłoby sugerować, że zbliża się nuklearna zima, tak bardzo wypełniony jest jego sklepowy wózek. Zdjęcie początkowo napełniło kibiców Liverpoolu optymizmem podpowiadając, że może zaakceptował on fakt, iż na dłużej będzie musiał zostać w Merseyside.
- Zobacz, kupił mleko z długim terminem ważności. Nie planuje przeprowadzki do Londynu w najbliższym czasie.
W świetle wywiadu opublikowanego we wtorek wieczorem, w którym prosi, by zwolnić go z obowiązku wypełnienia podpisanego rok temu kontraktu na Anfield, znamy już prawdę. Faktycznie mentalnie przygotowywał się do zabarykadowania się w swoim domu w południowym Liverpoolu na kilka dni, ponieważ nie odważy się pokazać swojej twarzy w warzywniaku, gdy powietrze Merseyside pozostaje przesycone emocjami, które wywołały jego wypowiedzi w prasie.
Cała ta ciągnąca się od maja sprawa naznaczona jest monotonnością. Oczywiście mówimy to i jednocześnie karmimy się kolejnymi informacjami o zwyczajach zakupowych Suáreza, jednak odczucie, że to wszystko staje się niesamowicie powtarzalne i nudne jest w dużym stopniu uprawnione. W stosunku do tego, ile poświęcono temu czasu i ile napisano słów, wydarzyło się niezwykle mało, a mija już czwarty miesiąc sagi.
Trzeba oczywiście poczekać, aż ulotnią się radość lub wściekłość po przeczytaniu wywiadu (zależnie od tego, komu kibicujesz), jednak zniechęcającym wnioskiem, który po pewnym czasie dominuje, jest to, jak mało w zasadzie się zmieniło.
On uważa, że jest więźniem bezwzględnego reżimu, który obiecał uwolnić go od męczarni środka tabeli. Liverpool podtrzymuje stanowisko, że jest jedno miejsce, gdzie nie może odejść - bezpośredni rywale. Piłkarska transferowa wojna pozycyjna.
Na szczęście bez względu na wszystko, Suárez mówi nam, że wciąż szanuje fanów Liverpoolu i, jak Arsène Wenger, liczy na "polubowne rozwiązanie sprawy". Oczywiście, że tak. Piłkarze muszą chodzić na palcach po polu minowym i upewnić się, że przekaz będzie brzmiał: "to nie wasza wina, na pewno też nie moja, to wszystko przez nich" i tutaj wskazują palcem na najbardziej podatnych na ataki: menedżera i zarząd.
Tak jak w przypadku ostatniego napastnika, który opuścił klub powołując się na złamane obietnice (patrz: Fernando Torres), przemawiają przeciw niemu wcześniejsze wywiady.
W pamiętnym dniu, gdy skosztował bicepsa Branislava Ivanovica, Suárez mówił tak: - Jedyna rzecz, o której myślę, to fakt, że mam kontrakt. Tak, będę tutaj w następnym sezonie. Nie tylko gram w Liverpoolu, gram w jednej z najlepszych lig świata.
To było pierwsze z przejęzyczeń, które jak widać popełnił w dniu, gdy zarobił sobie 10-meczowe zawieszenie. Zamiast tego żąda, by Liverpool uznał prawdziwe znaczenie jednej z najbardziej dyskutowanych klauzul, odkąd Tony Blair ogłosił, że usunie z konstytucji Partii Pracy wszystkie ślady socjalizmu.
To prawdziwa klauzula klauzul, tylko nieliczni twierdzą, że ją widzieli, a pozostali wręcz wątpią w jej istnienie.
Jak słyszymy od tygodni, Suárez rozważa wstąpienie na drogę prawną, by udowodnić, że zaiste posiada klauzulę odejścia wynoszącą 40 milionów funtów (plus jeden). Zeszłej nocy potwierdził, że jest na to przygotowany, a więc rodzi się jedno pytanie: na co czekasz?
Na litość boską, człowieku, załatw to wreszcie. Naprawdę. Dokładnie tak wygląda rozmowa Suáreza i hierarchii Anfield za każdym razem, gdy grozi procesem:
- Wstąpię na drogę prawną, wiecie?
- W porządku, śmiało.
- Naprawdę. Zrobię to.
- Zrozumieliśmy. Zadzwoń po prawnika. Nie ma problemu. Przegrasz.
- Ostrzegam po raz ostatni. Sprzedajcie mnie w tym momencie, albo zobaczymy się w sądzie.
- Nie ma żadnej klauzuli odejścia, Luis. Rób co chcesz.
- Liczę do dziesięciu i jeśli mnie nie sprzedacie, wstępuję na drogę prawną. Jeden... (dwutygodniowa przerwa)... Dwa...
Jeśli to wszystko skończy się w trybunale Premier League (oj, ucieszą się, jeśli to im przypadnie ta decyzja), Suárez zostanie postawiony przed pytaniami, na które wolałby nie odpowiadać.
Na przykład: Jeśli 12 miesięcy temu chciałeś zostać w Liverpoolu tylko na jeden sezon, dlaczego podpisywałeś nowy kontrakt? Gdyby teraz zostały ci tylko dwa lata zamiast trzech, prawdopodobnie już by cię tu nie było.
I czy twoja sugestia, że Brendan Rodgers ustnie zagwarantował ci, że dopilnuje twojej sprzedaży tego lata jest spójna z faktem, że przedłużyłeś kontrakt już po jego zatrudnieniu?
Premier League może także interesować, dlaczego wciąż nie wręczono formalnej prośby o transfer (także ciągle na etapie gróźb) oraz czy agent Suáreza przekazał Arsenalowi tajne szczegóły jego kontaktu, łamiąc tym samym zasadę K regulaminu ligi. No dalej Arsène, powiedz, kto kazał ci dołożyć tego dodatkowego funciaka?
Liverpool jest mocno okopany na swoim stanowisku, że Suárez nie zostanie sprzedany do Arsenalu i nie będzie dzisiaj w nastroju do pojednań. Po komentarzach Johna W. Henry'ego i Rodgersa, które wyśmiały tę możliwość, jest ona nie do pomyślenia. Jeśli ich położenie prawne jest tak jednoznaczne, jak sądzą, a klub wykazywał w tej sprawie wielką pewność siebie, sugestia Arsenalu, że nie zwiększy oferty stanowi poważny zarzut kłamstwa wobec klubu z Anfield.
Suárez musi więc rozważyć bardziej realistyczne opcje. Nadzieję, że klub z kontynentu najlepiej w ciągu najbliższych pięciu minut zaoferuje za niego ponad 50 milionów funtów lub akceptację, że nie ważne, co zrobi lub powie, zostanie tam, gdzie jest na kolejny sezon.
Niestety dla niego, Liverpool będzie wolał zostawić go za wzniesioną przez samego zainteresowanego barykadą, niż pozwolić mu dołożyć 25 bramek do bilansu drużyny konkurującej z klubem o czołową czwórkę.
Właściwie wywiad z zeszłego wieczoru pokazuje raczej biednego, skrzywdzonego Luisa, który uświadomił sobie, że został opuszczony, nie ma gdzie pójść, a najważniejsza część jego kontraktu mówi, że umowa wygasa w roku 2016.
Jeśli tak właśnie jest, trzeba będzie zrobić dla niego nowy t-shirt. Luis Suarez: Liverpool's rebel without a clause
Chris Bascombe
Komentarze (11)
Co do samego artykułu, bardzo fajny i najbardziej mi się spodobało odliczanie: Raz(dwutygodniowa przerwa) :D
Mało jest piłkarzy LFC w historii naszego klubu którzy by tak nabroili i jednocześnie otrzymali tak gigantyczne wsparcie od klubu. I jak on się nam odwdzięcza?
Gruby artykuł!
Jako Liverpool Football Club i nie możemy pozwolić na manipulacje czy to ze strony piłkarza czy drugiego klubu.
Zbyt wiele kroków naprzód wykonalśmy w ostatnich miesiącach aby teraz pokazać jakąkolwiek słabość.
Myślę że był by to grzech i marnotrawstwo z naszej strony wysłać go do rezerw ale jakiś ostry trening indywidualny podczas tego zawieszenia by mu się przydał.
1.Polecial do gazet
2.Wymyslil kontuzje tak wymyslil , bo dzis trenowal z córa
3.Poszedl prosic o mediacje zwiazek przeciwko LFC
Nie wierzcie w ta bajke ze LFC go zostawi , on juz jest stracony
I badz co badz sporo racji-takie pytania pasc musza i juz;) a ze Suareza komisja szczegolnie nie lubi to nie puszcza go za `bo tak..`
„W umowie jest jasno napisane, że kwota 40 milionów funtów to minimum które musi być spełnione do rozpoczęcia rozmów, ale takie klauzule zawsze sprawiają problemy.”