Podsumowanie meczu
Dwa strzelone gole, zerowe konto strat, sześć punktów po dwóch meczach. Po wygranej nad Stoke na inaugurację sezonu, tym razem skromne, bo ponownie jednobramkowe zwycięstwo drużyna Liverpoolu odniosła na Villa Park. Na listę strzelców wpisał się niezawodny Daniel Sturridge.
Sobotnie spotkanie ukazało dwie twarze podopiecznych Brendana Rodgersa. Goście najpierw wystąpili w roli całkowitego hegemona boiskowego, który własną ręką pisał pełen scenariusz wydarzeń meczowych. Dominacja gości w pierwszej połowie nie podlegała żadnej dyskusji, a wręcz postronny widz mógł odnieść wrażenie, że między obiema drużynami jest różnica paru klas rozgrywkowych.
W drugiej połowie natomiast mogliśmy obserwować przyjezdnych znad rzeki Mersey schowanych skrupulatnie za podwójną gardą, którzy skupili się głównie na tym, by nie wyrządzono im krzywdy, którą niewątpliwie byłaby bramka dająca wyrównanie.
Buńczuczne zapędy piłkarzy Paula Lamberta spaliły jednak na panewce, choć trzeba przyznać, że Aston Villa napsuje jeszcze sporo krwi tuzom Premier League.
Czerwoni przystąpili do tego pojedynku w identycznym zestawieniu personalnym, co w konfrontacji z the Potters. I tak jak podczas rywalizacji z Charlie Adamem i spółką, od razu z wielką zaciekłością ruszyli na rywali.
Mozolna gra pozycyjna przyniosła wymierną korzyść w 21. minucie gry. Daniel Sturridge rozprowadził akcję występujących w białych, wyjazdowych strojach Liverpoolczyków, zbiegł w okolice pola karnego. W ten sektor boiska posłał płaskie podanie spod linii końcowej José Enrique. Przytomnością umysłu popisał się Coutinho, który przepuścił piłkę do Daniela, a ten rozpoczął „nawijanie na widelec” obrońców gości, z bramkarzem Bradem Guzanem włącznie. Wydawało się, że najtrudniejsze już za napastnikiem reprezentacji Anglii. Nic bardziej mylnego. Sturridge wyrzucił się z futbolówką z dala od światła bramki, zaś w niej już zameldowało się dwóch defensorów gospodarzy, starających się przeszkodzić byłemu zawodnikowi Chelsea. Bezskutecznie. Fantastycznym uderzeniem ze wślizgu pod poprzeczkę Daniel zapewnił prowadzenie.
Napór Liverpoolczyków trwał w najlepsze, jednak brakowało dokładności w ostatniej fazie akcji. Chaotycznie grał Coutinho, który przeplatał dobre zagrania zupełnie nieudanymi. Matthew Lowton nie opuszczał Brazylijczyka na krok, chcąc obrzydzić mu jak najbardziej wizytę w Birmingham.
W 42. minucie The Villans wysłali pierwsze ostrzeżenie swym przeciwnikom. Benteke opanował piłkę w polu karnym i mimo trudnej pozycji oddał groźny strzał wewnętrzną częścią stopy. Simon Mignolet pofrunął jednak w stronę swojego lewego słupka i zbił piłkę na korner.
120 sekund później Ashley Westwood zdecydował się na strzał sprzed pola karnego, który po rykoszecie musnął górną część poprzeczki bramki. Mecz pod dyktando Liverpoolu mógł zacząć się od nowa, ale tym razem szczęście było po naszej stronie. Miłe to uczucie, nieprawdaż?
Przerwa. Aston Villa – Liverpool 0:1. Po kwadransie na murawę wybiegły zgoła inne jedenastki. Liverpool oddał pole oponentom, którzy jednak nijak nie mogli sobie poradzić ze sforsowaniem szyków obronnych the Reds.
W 61. minucie po dobrze rozprowadzonej akcji, Glen Johnson znalazł się w narożniku pola karnego nie atakowany przez nikogo. Mógł zrobić niemal wszystko, więc zdecydował się na najtrudniejsze rozwiązanie z możliwych – strzał z trudnej, nieprzygotowanej jeszcze pozycji. A w centrum szesnastki czaił się już Sturridge…
W 68. minucie Aly Cissokho zalicza debiut z Liverbirdem na piersi. Zmienił „żywe srebero” – Iago Aspasa, choć by oddać pełen zarys wydarzeń boiskowych i rzetelnie ocenić grę Hiszpana trzeba dodać, że sobotniego meczu były gracz Celty nie zaliczy do najbardziej udanych w swojej karierze.
Niecałe 10 minut później jeden jedyny błąd w tym meczu popełnił Kolo Touré, który tak niefortunnie wybił piłkę po pojedynku główkowym z Benteke, że ta spadła pod nogi ustawionego na linii pola karnego aktywnego Agbonlahora. Anglik kropnął bez namysłu z woleja, lecz niestety dla wszystkich przywdziewających bordowe barwy – niecelnie.
W 86 minucie Benteke miał piłkę meczową. Zbyt krótko futbolówkę wybił Agger. Duńczyk na domiar złego chwilę później popisał się gapiostwem, gdyż stracił z „radaru” czyhającego tuż za jego plecami Benteke. W belgijsko-belgijskiej potyczce zwycięzcą został Belg strzegący bramki Liverpoolu. Mignolet w dobrym stylu obronił strzał w krótki róg swego rodaka.
Tym samym przyjezdni po heroicznym boju zdobyli Villa Park. Efektywność wzięła górę nad efektownością. Mecz z Aston Villą przeszedł już do historii, teraz wszystkie myśli skupione są na Notts County… Kogo chcę oszukać, wiadomo, że każdy odlicza dni do derbów Anglii!
Komentarze (2)