Trzy kropki: Mecz z United
Niedziela była pięknym dniem dla kibiców Liverpoolu, gdyż the Reds pokonali 1:0 Manchester United i zapewnili sobie fotel lidera na najbliższe dwa tygodnie. W dobrych humorach zapraszamy więc na nowe wydanie „Trzech kropek”.
O ogólnym przebiegu meczu… (Raf)
Piłkarze Liverpoolu wzięli najwyraźniej mocno do serca słowa Hitchcocka, bo mecz rozpoczął się od istnego trzęsienia ziemi, później zaś napięcie nieprzerwanie rosło. Początek spotkania to – można powiedzieć – dość klasyczny obrazek z obecnego sezonu. Świetne operowanie piłką, składne akcje i nieustanne zagrożenie dla bramkarza drużyny przeciwnej. Potem natomiast stopniowe oddawanie inicjatywy rywalowi, co wraz z upływem czasu przeradza się w coraz głębsze ustawienie na boisku. Pod koniec pierwszej połowy gra się wyraźnie zaostrzyła, co w sumie nieco wybiło z rytmu United. No cóż, chyba tylko Andre Marriner mógłby sobie wyobrazić ten mecz bez podobnych starć na boisku. Druga część była niemal kopią pojedynku z Aston Villą. Obrona, obrona i… no, zgadnijcie co jeszcze? Jednak tym razem the Reds udało się choć raz przeprowadzić groźną kontrę – w wykonaniu Sterlinga w doliczonym czasie gry. Jedyne czego mi naprawdę zabrakło w tym spotkaniu, to podręcznego aparatu tlenowego, no ale wiadomo: no pain, no game.
O oprawie dla Shankly’ego i atmosferze na trybunach… (Hansav)
Ostatnimi czasy, co ciekawe zwłaszcza wśród fanów oglądających mecze przed telewizorem, da się usłyszeć narzekania na coraz słabszą atmosferę na trybunach i „ciszę na Anfield”. Mam nadzieję, że wszyscy malkontenci oglądali mecz z United i słuchali wspaniałej wrzawy na trybunach. Nawet gdy przebieg gry na boisku wydawał się mniej atrakcyjny dla oka, zaangażowanie kibiców nie pozwalało zapomnieć o wadze tego spotkania i towarzyszących mu emocjach. Hołd dla Shankly’ego był taki, jak metody wielkiego menedżera the Reds – doskonały w swej prostocie. Jeśli ktoś kompletnie niezaznajomiony z miastem nad Mersey i LFC oglądał wczorajsze spotkanie, w kilku prostych obrazkach mógł przekonać się, co ten człowiek i klub piłkarski, który wyniósł na szczyt, znaczy dla mieszkańców Liverpoolu. Prawdziwie scouserska atmosfera.
O powrocie do składu Škrtela… (AirCanada)
Sądzę, że wielu kibiców miało obawy odnośnie pierwszego w tym sezonie występu słowackiego stopera w lidze wobec konfrontacji z mistrzem kraju. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Škrtel spisał się bowiem kapitalnie, przypominając zawodnika, który był niegdyś wybierany przez kibiców najlepszym piłkarzem sezonu. Nie popełniał błędów w starciu z United i razem z Aggerem skutecznie uprzykrzał życie van Persiemu. Moim zdaniem udowodnił, że ciągle może być jednym z czołowych stoperów Premier League.
O kolejnym jednobramkowym zwycięstwie… (Raf)
Prawda jest taka, że jeśli człowiek się bardzo postara, to zawsze znajdzie coś złego. Taka osoba pewnie powie, że to obrona Częstochowy i daleko z takim nastawieniem nie zajdziemy. Z kolei niepoprawny optymista stwierdzi, że to tylko oznaka wspaniałej gry defensywnej. Stając więc przed filozoficznym dylematem, czy szklanka jest do połowy pusta czy pełna – raczej stanę pośrodku. Jednobramkowe zwycięstwo to dalej wygrana. Faktycznie jest to również oznaką dobrej gry obronnej – w końcu trzecie zero z tyłu w Premier League. Jednak piłkarze powinni nieco częściej próbować gry z kontry. Inaczej jednobramkowe tryumfy przerodzą się w pewnym momencie w bezpłciowe i frustrujące remisy.
O pozycji lidera po trzech kolejkach… (AirCanada)
Nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się chyba, że przed pierwszą przerwą na konfrontacje drużyn narodowych, Liverpool zasiądzie dumnie w fotelu lidera, chlubiąc się przy tym trzema meczami „na zero z tyłu”. Wszyscy fani the Reds mieli po ostatnim meczu więc podwójne powody do dumy. Oczywiście musimy zachować realne podejście do rzeczywistości, zdając sobie sprawę, że prędzej, czy później ktoś nas zepchnie z tego piedestału. Nadrzędny cel na ten sezon jest klarowny i tego się trzymajmy. Drużyna Rodgersa musi systematycznie gromadzić punkty i myśleć, tylko o kolejnym ligowym rywalu. Przyjrzymy się znów tabeli po Boxing Day, a wtedy może przyjdzie czas na weryfikację planów odnośnie lokaty Liverpoolu po 38 kolejkach.
O niechlubnej passie Moyesa w starciach na Anfield… (Hansav)
Anfield przeżywało w ostatnich latach różne chwile. Stadion nie zawsze był twierdzą i punkty wywoziły z niego zespoły, o których kibice Liverpoolu nie lubią sobie przypominać. Jednak David Moyes, wieloletni menedżer Evertonu i aktualny szkoleniowiec Manchesteru United, nigdy nie opuścił szatni gości tego obiektu z satysfakcją prestiżowego zwycięstwa. Nigdy nie było mu dane zasiąść na krześle sali, gdzie odbywają się konferencje prasowe i w swobodnym stylu pochwalić swoich podopiecznych za stuprocentowo wykonane zadanie. Przypomnijmy, że menedżerem Evertonu został w roku 2002, a więc 11 lat temu. Bywało blisko, zdarzały się remisy, jak w zeszłym sezonie, ale nigdy nie zapisał na swoim koncie trzech punktów. Nie wiem, co odczuwa, gdy kolejny raz wjeżdża autobusem na teren Anfield. Czy czuje się jak zdający egzamin na prawo jazdy po raz szósty, gdy zbliża się do bram WORD? Czy może nie przejmuje się tym faktem, uznając go za nic nieznaczącą statystykę? Z pewnością swoimi reakcjami w trakcie meczu udowodnił, że mu zależy i niewykluczone, że któregoś sezonu wreszcie dopnie swego.
O nowych nabytkach… (AirCanada)
Przyznam zupełnie otwarcie, że w połowie sierpnia miałem potężne obawy, że nasza skuteczna aktywność na rynku transferowym dobiegła końca. Mignolet, Touré, Cissokho, Luis Alberto i Aspas to porządne wzmocnienia, jednak ciągle czegoś brakowało, by letnia układanka Rodgersa była zakończona. Zakup Sakho jest fantastycznym rozwiązaniem. Młody piłkarz, jednak jak na swój wiek niezwykle doświadczony. Ilori to melodia przyszłości i wobec ogromnej rywalizacji w sercu obrony Liverpoolu może mieć nawet problem ze znalezieniem sobie miejsca na ławce rezerwowych. Wszyscy ciągle czekali na następce Downinga i Victor Moses wydaje się bardzo rozsądnym ruchem naszego menadżera. Okienko transferowe the Reds oceniam wysoko 8/10.
Komentarze (9)
dlaczego skreslacie chlopakow , sa u nas od lata. Aspas pokazal moim zdaniem ze potrafi grac w pilke i byl wiele razy b.blisko strzelenia bramki , moze Suarezem to on nie jest ale robi zamieszanie i ladnie odgrywa -mecz z mulami mu troche nie wyszedl ale dawal z siebie wszystko . Co do Alberto nie mozna za duzo nic powiedziec bo nie dostawal zbyt wielu szans. Brendan ich potrzebowal i dostal wiec cos w tym jest
I jak narazie wszystko wyglada naprawde ladnie, wiec nie ma co sobie szukac powodow zeby narzekac YNWA panowie i panie
Śmieszne jest ocenianie po kilku kolejkach.
Zapisałem sobie wasze nicki , żeby w przyszłości przypomnieć wam wasz błędny tok myślenia. Poza tym szkoda słów.