Triumf realizmu
Wkrótce wracamy duchem, umysłem i sercem na boiska Premier League. Nasza obecna sytuacja odzwierciedla olbrzymią pracę włożoną w budowę najciekawszej czerwonej ekipy od lat. Żyliśmy w świecie abstrakcji i niespełnionych nadziei. Dzisiaj budzimy się w nowej rzeczywistości. Nie sportowej – na to jest jeszcze za wcześnie – ale tej związanej z nastrojami kibiców i podejściem samego klubu.
Gdyby można było porównać działalność Liverpoolu i oczekiwania jego fanów w ostatnich latach do określonego nurtu – postawiłbym na realizm magiczny. Nadzieje nieustannie pompowane przez mieszające się: mity i historię, boiskowe wydarzenia i wyobrażenia, sukcesy i porażki, dumę i kompleksy. Wymagania stawiane co sezon, które były tyleż uzasadnione wspaniałą przeszłością klubu, co niedorzeczne przez wzgląd na brutalne fakty. Wielki optymizm zapowiadający zmianę na lepsze na początku. Pesymizm wieszczący upadek na końcu. Czyli wszystko to, z czym mierzyliśmy się przez zbyt długi czas – ze skrajnymi emocjami. Biorącymi swój początek w nierealnym spojrzeniu na sytuację – finansową, kadrową itp.
Tak wyglądała niedawna rzeczywistość kibica The Reds. Przez siebie postrzegany jako marzyciel. Przez innych jako istota z innej planety. Nie zamierzam tu negować pasji fanów pozostałych drużyn z czołówki, ale też niewiele znam przypadków podobnych do osób sympatyzujących z zespołem z Anfield. Bowiem to olbrzymie przywiązanie i niemniejsze zaangażowanie w codzienne sprawy związane z Liverpoolem odróżniają nas od pozostałych. Jest to kluczowy czynnik, który sprawia, że w każdej publicznej dyskusji o „wielkości” danego klubu, nie odstępujemy nawet o krok. I ta postawa pozostaje niezmienna od wielu lat.
To, co natomiast uległo zasadniczej zmianie w ostatnim czasie to odrzucenie skrajnych postaw na rzecz większego realizmu. Wiele razy złapałem się na wygórowanych oczekiwaniach po serii dobrych występów. Myślę, że sporo osób miało podobnie. Najczęściej przebijającą się wypowiedzią nie jest już: „idziemy po mistrzostwo” czy „Top 4 jest nasze”. Obecnie więcej jest opinii na zasadzie: „świetny start, ale to dopiero trzy mecze” oraz „Top 4 jest w naszym zasięgu”. Skrajne emocje odeszły wraz z zawodnikami poprzednich reżimów. Pesymizm został stłumiony przyjściem Mignoleta, Touré, Sakho i Mosesa. Nadmierny optymizm zredukowany po nieudanych próbach sprowadzenia Mchitariana, Costy i Williana. Został realizm wspomagany pozytywną wizją przyszłości. Nie tylko w sferze kibicowania, ale i w każdym innym aspekcie.
Nie twierdzę, że takie podejście jest lepsze od optymizmu, jest po prostu dojrzalsze. W końcu każdy kibic wolałby, żeby jego jedynym zmartwieniem był wygląd najnowszych koszulek wyjazdowych, czy to, że kolejny mecz będzie komentował Wojciech Jagoda zamiast Andrzeja Twarowskiego. Jednak pokazuje to niezwykle ważną prawidłowość – wszyscy mocniej stąpamy po ziemi. Szczególnie istotne staje się to w przypadku działalności całego klubu. Właściciele poważnie podchodzą do sprawy stadionu i nie roztaczają nierealnych wizji nowego obiektu. Transfery dokonywane są na podstawie żmudnego procesu analizy, a nie galopującej głupoty. Być może figury retoryczne stosowane przez Brendana Rodgersa mają czasami charakter lekkiej przesady, ale też nie przekraczają granicy absurdu. Tak więc zapewnia, że: „odda życie, żebyśmy sięgnęli po upragnioną lokatę w tabeli”. Jednocześnie odmawia mówienia o czymś więcej, niż miejscu gwarantującym grę w Lidze Mistrzów. Istnieje również ogromna szansa na przełamanie „klątwy Stevena Gerrarda” i osiągnięcie faktycznie tego, co zapowiedział kapitan – walki do końca.
Na podobną reakcję Liverpoolu czekałem od dawna. Nie na zasłanianie się wielkimi kwotami transferów. Nie na chowanie się za legendami i ich dorobkiem. A właśnie na stworzenie odpowiedniego środowiska i nastawienia na osiąganie sukcesów. Osiąganie, nie wyłączne ich wspominanie. Oczywiście w futbolowych realiach nic nie jest pewne. No może poza tym, że Przemysław Rudzki jeszcze nie raz po golu Edina Džeko przypomni nam wszystkim, że miał okazję przeprowadzić z nim wywiad. Jednak obecna postawa The Reds daje nadzieję na lepsze jutro – to prawdziwe, a nie pozostające jedynie w sferze marzeń.
Komentarze (4)
Co do zwykłego kibica LFC, jasne jest, że nie możemy stawiać się na równi z największymi klubami Europy, bo nie chodzi o to żeby żyć z głową w chmurach. Ważne, żeby znać swój poziom i cel, a tylko wtedy przyjdzie cierpliwość i rozsądek w ocenie postępu drużyny.
Idąc tym tokiem rozumowania, możemy dojść do wniosku, że Rodgers nieodpowiedzialnie zachowuje się podczas dokonywania transferów. Przecież w poprzednim sezonie niepotrzebnie wspominał o Dempseyu na konferencji prasowej:) Tak, Brendan popełniał błędy w zeszłym sezonie- jednym z nich była wspomniana przez Ciebie wypowiedź o drugim miejscu. Jednak nie ma to znaczenia w obecnej sytuacji. Dzisiaj Rodgers jest realistą.
Z drugim zdaniem też się nie zgodzę. Są wyniki oraz podejście jest inne. Dobre wyniki raczej nie robią z ludzi realistów (zaryzykowałbym stwierdzenie, że nastrajają optymistycznie). Jednak nie dostrzegam popadania w hurraoptymizm. To, co widzę to świadomość obecnej sytuacji i celu, a nie uderzanie w skrajne klimaty.
Jeśli utrzymamy dobrą passę to zgadzam się, że pojawią się głosy dotyczące walki o tytuł. Jest to naturalne. Rodgers będzie musiał zadbać o to, żeby piłkarze nie wybiegali za daleko w przyszłość i nie dali się wciągnąć w pułapkę medialną, nakładającą olbrzymią presję. Dlatego właśnie, jak mantrę powtarzają wszyscy, że liczy się tylko kolejny mecz. Tym samym liczę, że nie odpłyniemy za szybko w stronę walki "o coś więcej", a konsekwentnie będziemy trzymali się tego, co jest namacalne- ziemi.