Problem lewego obrońcy
Zawodnicy grają na nieznanych dla nich pozycjach i wiele to nas kosztuje. Mamadou Sakho powiedział, że jest tylko i wyłącznie środkowym obrońcą. W sobotę, przeciwko Southampton, musiał grać jako lewy obrońca. Nie trzeba tłumaczyć jak to się skończyło.
Zmagający się z kontuzją kolana José Enrique znalazł się na ławce rezerwowej w meczu, w którym Brendan Rodgers wystawił czterech środków obrońców w swojej formacji obronnej.
Po godzinie gry Daniel Agger został zmuszony do opuszczenia boiska, a w jego miejsce wszedł Hiszpan, który momentalnie przywrócił balans wśród obrońców. Jednak wtedy było już późno. Oczywiście Rodgers zrobił wszystko, co tylko mógł, aby osiągnąć dobry rezultat na Anfield i wciąż pozostać niepokonanym, jednakże, jak później sam przyznał, sytuacja była daleka od idealnej.
Czy możemy winić Rodgersa za problem, który mamy na lewej obronie? Ze wszystkich pozycji, które w ostatnim czasie Liverpool starał się wzmocnić, ta jest najbardziej problematyczna. The Reds nie posiadali w zespole solidnego lewego obrońcy od czasów Johna Arne Riise, a i on nie przypadł wszystkim do gustu. Można nawet stwierdzić, że poszukiwania przez Liverpool klasowego lewego obrońcy sięgają kilku dekad. Czego by nie dał Rodgers, aby mieć w swoim zespole Alana Kennedy’ego? Gdy spojrzymy na listę zawodników, którzy grali na tej pozycji w ostatnich sezonów, od razy możemy zobaczyć, jaki problem stanowi znalezienie odpowiedniego zmiennika.
Rafa Benítez próbował i zawiódł z Andrea Dosseną, widział potencjał i przyszłość dla Emliano Insúy i był wciąż nękany informacjami na temat kolejnych kontuzji Fábio Aurélio.
Niszczący reżim Roya Hodgsona zmusił Daniela Aggera do gry na boku obrony dopóki nie sprowadził on do klubu Paula Konchesky’ego. Im mniej będziemy mówić na temat tego okresu, tym lepiej.
Zanim w lecie 2011 roku José Enrique został sprowadzony przez Kenny’ego Dalglisha, Jack Robinson zajmował miejsce kontuzjowanego Aurélio. Początki Hiszpana były obiecujące, ale jego forma spadała wraz z biegiem sezonu.
Gdy Brendan Rodgers przybył do klubu w zeszłym roku, spotkał się z problemem, który nękał wielu menedżerów Liverpoolu. Na początku jasno powiedział, że Hiszpan nie jest w jego planach i, podobnie jak Dalglish, nakazał Johnsonowi grę na drugiej stronie boiska. Podejście Rodgersa do José Enrique było takie, że kiedy Johnson wrócił na swoją pozycję, to na pozycji lewego obrońcy ustawił Stewarta Downinga, a nie Hiszpana. Oczywiście to nie było długoterminowe rozwiązanie.
José Enrique odzyskał swoje miejsce w zespole i dał nawet parę momentów nadziei. Jako ofensywny boczny obrońca, 27-latek pasuje do koncepcji Rodgersa, jednak wciąż pozostają wątpliwości do jego umiejętności defensywnych. Jamie Carragher był sfrustrowany jego niespodziewanymi szarżami w stronę bramki przeciwnika i przyznaje, że musiał z nim kilka razy porozmawiać na boisku.
W lecie Rodgers rozpoczął poszukiwania wzmocnień, ale okazało się, że rynek jakościowych lewych obrońców jest bardzo zawężony, chyba że można sobie pozwolić na duże wydatki. Ze względu na to, że fundusze przeznaczone na wzmocnienia zostały wykorzystane na innych pozycjach, do klubu, na wypożyczenie, sprowadzono tylko Aly’ego Cissokho. Obecnie jest kontuzjowany i wydaje się, że w tym momencie stanowi on w zespole tylko „zapchajdziurę”.
Jeżeli menedżer wciąż nie będzie przekonany co do José Enrique, jak to w tej chwili wygląda, to klub musi skupić się na znalezieniu lewego obrońcy. Sobotnia porażka z Southampton oraz brak polotu na tej pozycji jest martwiący. Wartość klasowego lewego obrońcy została tym bardziej zaznaczona przez naszych sąsiadów ze Stanley Park.
Rodgers zrozumiał, że Liverpoolowi brakuje opcji w ofensywie bez naturalnych bocznych obrońców. Kolo Touré, po drugiej stronie boiska, później niż zwykle wszedł do gry. Z lewej strony, Sakho spędził większość meczu za plecami Victora Mosesa.
Czy był to eksperyment Rodgersa, czy decyzja spowodowana tym, że nie chciał on wydać pieniędzy na zawodnika, a może wymuszony przez sytuację wybór składu? Czymkolwiek to było, znacznie osłabiło to Liverpool.
Przez lata, menedżerowie Liverpoolu zawodzili w poszukiwaniu rozwiązania problemu lewego obrońcy. Trwa to już zbyt długo.
Komentarze (15)
Zobaczymy, zobaczymy, ani Enrique, ani Cissokho nie są sensownymi bocznymi obrońcami, mają zbyt wiele braków.
Jak dla mnie nawet te 10-15 mln można by na chłopaka wyłożyć, warto.
Enrique jest solidny, ale:
a) nie potrafi kryć
b) nie myśli na boisku
c) bierze na siebie grę w ogóle się do tego nie nadając
Jako rezerwowy byłby spoko, ale nie jako podstawowy zawodnik w długoterminowym projekcie Rodgersa, w końcu w dalszej perspektywie mamy walczyć o mistrzostwo, tymczasem Ernique ma sporo goli na swoim sumieniu przez krycie "na radar", lub odpuszczanie zawodnika.