TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1635

Podsumowanie meczu


To był zdecydowanie najlepszy mecz w obecnych rozgrywkach ekipy Liverpoolu, która nie pozostawiła jakichkolwiek złudzeń na korzystny wynik West Bromwich Albion. Zwycięstwo 4:1 było zasłużone, efektowne oraz okraszone wspaniałymi bramkami.

Postanowiłem zmienić nieco formę podsumowania, bowiem to spotkanie jak żadne inne od pamiętnego meczu z Newcastle wygranego 0:6 nie zasługiwało na swoistą, redaktorską ,,laurkę''.

Opis przebiegu gry ograniczę do minimum, zaś skupię się na własnych odczuciach dotyczących gry, zarówno w trakcie jej trwania, jak i po ostatnim gwizdku sędziego.

Osobiście jestem perfekcjonistą i zawsze, ale to zawsze chcę najpierw dostrzegać elementy do poprawy, gdyż nigdy nie można popaść w samozachwyt. Nie uznaję określenia ,,przedwczesny samozachwyt'', gdyż jałowe uwielbienie własnej osoby bądź twórczości ma destrukcyjne znamiona. Zarówno w życiu, jak i w sporcie zbyt łatwo, zbyt szybko i cholernie boleśnie można spaść z pantałyku przez własną ignorancję.

Nie zrozumcie mnie źle - nigdy nie umniejszam zasług i splendoru, który po dobrej grze spływa na barki naszych grajków. Sugeruje jedynie, że przesadna pewność siebie nie może być architektem sukcesu. Licho nie śpi. Licho też chce być coraz silniejsze i z pewnością nie próżnuje. A żeby osiągnąć cel, musimy okazać się lepsi od przynajmniej 16 ligowych ,,czortów''.

Z tego miejsca pragnę gorąco nakłonić wszystkich, którzy nie mogli oglądać sobotniej batalii, by uczynili to czym prędzej. Na stronie głównej znajduje się link do pobrania całego meczu - nie wahajcie się ani sekundy! Są rzeczy, których opisywanie jest płonne. West Bromwich zostało po prostu zgwałcone w ten weekend. Każdy szanujący się fan the Reds winien jest to zobaczyć na własne oczy.

Krótko o meczu: personalny dobór formacji nie zaskoczył nikogo, więc nie mam zamiaru się nad nim rozwodzić. Wskoczył do pierwszego składu świeżo upieczony tatuś - Lucas Leiva, wypadł z niego Victor Moses.

Od początku było widać pełne skoncentrowanie ekipy Brendana Rodgersa i chęć odegrania się za porażki z poprzedniego sezonu. Rany Irlandczyka z Północy pozostawały jeszcze do niedawna niezabliźnione, bo nikt, tak jak Steve Clarke, nie wychłostał szkoleniowca Liverpoolu jak były asystent króla Kenny'ego w dniu jego debiutu w sierpniu ubiegłego roku.

12 minuta gry. Suárez otrzymuje piłkę na 30 metrze i sprytnie wbiega z nią przed atakującego go Yacoba. Następnie zakłada swoją osiemsetną ,,siatkę'' w Premier League Olssonowi i zewnętrzną częścią stopy daje prowadzenie miejscowym.

5 minut później po gościach drugi raz przejechał się ,,urugwajski walec''. Dość improwizowana akcja zakończyła się fantastycznym strzałem głową z pogranicza linii pola karnego. Gol rzadkiej urody. Widząc piłkę lecącą w okienko bramki Myhilla zdarłem sobie gardło wrzeszcząc jak opętany. 2:0.

Liverpoolczycy znajdowali ubytki w zasiekach obronnych zawodników the Baggies bezproblemowo, niczym sprawny dentysta w uzębieniu bezdomnego. Nie dlatego, że defensywa West Bromu była źle zorganizowana, tylko za sprawą niepohamowanego szturmu na rywala.

Koniec pierwszej połowy. Goście czym prędzej udali się do szatni dziękując niebiosom, że jest ,,ledwie'' 2:0.

55 minuta. Gerrard dośrodkowuje z rzutu wolnego na głowę El Pistolero, który pewnie pakuje ją do siatki obok bezradnego golkipera przyjezdnych. 3:0. Hattrick skompletowany. Nikogo to raczej nie zdziwiło. Nikt nie tonął w domysłach, czy Luisowi uda się go ustrzelić, lecz kiedy to nastąpi.

O to, by nie było zbyt cukierkowo zatroszczył się arbiter boczny, dopatrując się przewinienia w 66 minucie w polu karnym Mignoleta. Wszyscy byli zdziwieni: tak samo piłkarze obu drużyn co sam arbiter główny, który ze sporą dozą niepewności i po dłuższej chwili zastanowienia, nieufnie okazał przychylność co do decyzji swego asystenta.

Namaszczony na egzekutora rzutu karnego został zmiennik Morrison. Pewnie skierował futbolówkę do bramki. 3:1. Przybysze z the Hawthorns zdecydowanie nie zasługiwali na te trafienie.

Od stanu 3:0 dawała o sobie znać podrażniona duma Sturridge. Niestety miał tego dnia zwichrowany celownik. W 58 minucie Anglik był najbliżej szczęścia, aczkolwiek na drodze do pełnego szczęścia stanęła poprzeczka, która uchroniła Myhilla od straty czwartej bramki.

Jednak do czasu. Daniel w 77 minucie onieśmielił wszystkich. Jego lob wprawił w ekstazę i kibiców i ekspertów. Otoczony gąszczem ciał rywali, z iście chirurgiczną precyzją posłał piłkę w boczną siatkę, gdzie pomiędzy zasięgiem ramion bramkarza a miejscem docelowym strzału była przestrzeń na wbicie co najwyżej gwoździa. Fantastyczny gol.

W poprzeczkę trafił jeszcze Suárez w 82 minucie. Takim tam chytrym kopnięciem piłki z przewrotki, przecież to dla niego chleb powszedni, czyż nie?

Należy dodać, że w 4 i 9 minucie rywalizacji tak samo jeden zespół, jak i drugi domagał się rzutu karnego. Pierwsi rościli sobie prawo do jedenastki goście, następnie Liverpoolczycy. Moim zdaniem, ani Suárez, ani Anichebe nie byli faulowani.

Mecz był okraszony całą masą świetnych akcji i sytuacji bramkowych. Opisana została tylko ich namiastka.

Zbyt często przez ostatnie wiele miesięcy zamiast czystego złota otrzymywaliśmy tombak, jego marną imitację.

Wówczas, jeśli pozwolił na to niezbyt łaskawy los, zjawiał się jeden gracz, który buńczucznie śmiał się presji i przeciwnościom w twarz. Gracz, który w pojedynkę zagarniał show na pohybel swego zespołu.

Teraz tak nie było. Mimo że Urugwajczyk rozegrał kapitalne zawody, mimo iż wychodziło mu wszystko, czego się podjął podczas potyczki z West Bromem, to wielkim nadużyciem byłoby stwierdzenie, że ten mecz to jeden wielki popis Luisa, stawiając w tym miejscu kropkę.

Koncertowo zagrali wszyscy piłkarze desygnowani do boju przez byłego trenera Swansea. Lucas - gdyby w 1939 roku zamiast linii Maginota Francuzi mieliby możliwość postawienia tam Leivy z roku pańskiego 2013, miesiąca października, dnia 26,, to wątpię, czy komukolwiek udałoby się przedrzeć przez te brazylijskie fortyfikacje. Henderson - pół człowiek, pół króliczek Duracella -potrafił założyć jednoosobowy, skuteczny pressing. Sakho - gdy oponenci widzą, że sunie ze wślizgiem, momentalnie dają za wygraną. Gerrard - nareszcie pełen wigoru, aktywny.

W poprzednich rozgrywkach zbyt wiele zależało od Luisa. Gdy ,,siódemce'' nie szło, cała drużyna wyglądała jak niemowlę w powijakach. Brakowało jakości. Brakuje jej też dziś, lecz mamy prócz Suáreza jeszcze Sturridge'a, któremu zawdzięczamy bogaty dorobek punktowy.

Posypując głowę popiołem należy przyznać, że choć na papierze nasze osiągnięcia wyglądają dobrze - to w rzeczywistości nasz styczniowy nabytek w pojedynkę wyśrubował dobrze wszystkim znaną statystykę sugerującą, że bez byłego kapitana Ajaksu gramy lepiej. Że wtenczas tworzymy kolektyw.

Nic bardziej mylnego. Suárez potrzebował współpracy, zaś zespół potrzebował spoiwa łączącego Suáreza z drużyną. Sturridge i Luis to jednak nie wszystko. Cała konstrukcja nie może opierać się na jednym filarze. Niedługo wraca Coutinho co jest fantastyczną wiadomością dla wszystkich związanych z klubem. Jednak najważniejszy aspekt to zimowe okienko transferowe.

Liczę na to, że uda nam się utrzymać w czubie tabeli, co rozochoci włodarzy the Reds i dodamy 3 filar. Można to uznać za absurd, iż piszę o wzmocnieniach po takim spotkaniu. Wszakże zdajmy sobie sprawę z tego, jak wyniszczającą ligą jest angielska ekstraklasa. Nie mamy silnej ławki rezerwowych, co jest niesamowicie niepokojące. 3 filarem nie jest zawodnik na ławkę rezerwowych, a taki, który sprawi, że na ławce rezerwowych znajdzie się ktoś, kto ma umiejętności, by występować w czołowej drużynie Premier Leauge.

Nie mniej jednak gratulacje panowie za mecz! Szybki, wyrachowany futbol pełen polotu - jestem niesamowicie zadowolony z postawy całej drużyny. Teraz nastał czas by udowodnić, że można tak zagrać również z o wiele silniejszymi ekipami od the Baggies. Licho nie śpi. Licho jest jeszcze czujniejsze po sobotnich piłkarskich wyczynach na Anfield.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (4)

AirCanada 28.10.2013 22:03 #
Z przyjemnością sobie owe spotkanie przypomniałem, okraszone tak profesjonalnym opisem sytuacji, jaka miała miejsce na Anfield w sobotnie popołudnie :)
Zubol89 28.10.2013 22:16 #
Naczelniku, wyczuwam ironię!
witoldLFC 28.10.2013 23:06 #
Świetny tekst ale mam pewną obiekcję co do linii Maginota, ponieważ Niemcy w ogóle jej nie atakowali lecz dostali się na teren Francji obchodząc fortyfikacje przez belgijskie Ardeny. No i to był rok 1940 a nie 39. Dobra to tyle jeżeli chodzi o przynudzanie historyczne.
Hasan 29.10.2013 07:49 #
"Postanowiłem zmienić nieco formę podsumowania, bowiem to spotkanie jak żadne inne od pamiętnego meczu z Newcastle wygranego 0:6 nie zasługiwało na swoistą, redaktorską ,,laurkę''."-życze Tobiei drogi autorze abys musiał takie laurki robić co kolejke:)

Pozostałe aktualności

Jak Merseyside stało się 51. stanem USA  (0)
21.12.2024 20:57, Kubahos, The Athletic
Alisson o nowych trenerach bramkarzy  (0)
21.12.2024 20:34, FroncQ, liverpoolfc.com
Zubimendi o powodach odrzucenia oferty The Reds  (5)
21.12.2024 15:00, Mdk66, thisisanfield.com
Statystyki przed starciem ze Spurs  (0)
21.12.2024 14:56, Wiktoria18, liverpoolfc.com
Tottenham: Przedstawienie rywala  (0)
21.12.2024 14:52, A_Sieruga, liverpoolfc.com
Keïta o obecnej formie Liverpoolu  (2)
21.12.2024 13:10, K4cper32, liverpool.com
Sytuacja kadrowa Liverpoolu i Tottenhamu  (0)
21.12.2024 11:22, BarryAllen, liverpoolfc.com
Darwin Nunez bliski zawieszenia  (5)
21.12.2024 10:51, Tomasi, thisisanfield.com