Okiem Scousera – część LII
Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś przeanalizujemy dokonania the Reds w początkowej fazie sezonu po rozegraniu ćwierć ligi, skupimy się także na słusznie wychwalanym duecie napastników oraz zastanowimy się jaki wpływ na ich grę będzie miał powrót do gry Coutinho. Zapraszamy!
(Nie)szokujący start
Kiedy Liverpool najpierw przejął rolę lidera by ostatecznie nie spaść z podium po dziewięciu kolejkach, nie brakuje głosów zdziwienia. Jak to możliwe, że klub, który nie tylko wypadł z czołówki, od dawna nie gra w Lidze Mistrzów a nawet nie potrafił załapać się na grę w mniej prestiżowej Lidze Europy, dziś jest dwa punkty od prowadzenia w rzekomo najtrudniejszych rozgrywkach świata? Jednak tu nie ma mowy o zaskoczeniu. Obserwujemy po prostu kontynuację dobrze wykonywanej pracy w 2013 roku. Z pewnym małym wyjątkiem, który pozwala nam pozostawać większymi optymistami.
Liverpool po przyjściu Coutinho i Sturridge’a zimą zmienił się w dynamiczny i bardzo ofensywny zespół. Tak jak pisałem w podsumowaniu poprzedniego sezonu, Liverpool osiągnął satysfakcjonujący poziom 1,89 pkt/mecz i prognozowałem, że oczekiwany postęp powinien dać nam 2 pkt/mecz, dzięki zamianie frustrujących remisów w zwycięstwa. To właśnie zaobserwowaliśmy na początku obecnych rozgrywek. Nawet jeśli za kilka dni the Reds przegrają z Arsenalem będą właśnie na poziomie 2 pkt/mecz po dziesięciu kolejkach, czyli na etapie wyciągania pierwszych wniosków. Bez względu więc na wynik ciężkiej potyczki na Emirates Liverpool zanotuje oczekiwany przed sezonem postęp. Ewentualna wygrana wyniesie naszą średnią do 2,3, co już jest formą niemal mistrzowską. Oczywiście to spore nadużycie, ponieważ czeka nas jeszcze wiele ciężkich spotkań. W każdym razie do tej pory cel minimum jest realizowany. Może nie brawurowo, ale na chłodno i konsekwentnie.
Co nowego wiemy o zespole Rodgersa po rozegraniu dziewięciu ligowych spotkań? Niewiele. Dalej wygrywamy głównie z tymi, z którymi powinniśmy (5 z 6 zwycięstw odnieśliśmy przeciwko drużynom obecnie z drugiej części tabeli), ciągle potrafimy frajersko gubić punkty (Newcastle) oraz co jakiś czas przydarza nam się duża wpadka (Southampton). To już widzieliśmy w poprzednim sezonie. Jednak różnica polega na tym, że w drugiej części poprzedniego sezonu osiągaliśmy podobne rezultaty będąc rozpędzeni, a tym razem, przynajmniej do meczu z WBA, nie wrzucaliśmy drugiego biegu. To fascynujące osiągnięcie, ponieważ z łatwością wcześniej w takich okresach traciliśmy mnóstwo punktów.
Tu właśnie pojawia się ten drobny wyjątek, wspomniany wyżej. Potrafimy przekuwać remisy w zwycięstwa. Rzecz jasna nie notorycznie, bo przecież nie wygramy wszystkiego, ale już kilkukrotnie tego dokonaliśmy. Pokonanie Aston Villi czy United bramką w pierwszej połowie było dużym osiągnięciem, kiedy weźmie się pod uwagę przewagę rywali w drugiej połowie. Bramki Sturridge’a były równie ważne jak parady Mignoleta. Nie wiemy czy taki był plan, ale Liverpool zaczynał sezon w ten sposób, że energii starczało na pierwszą połowę, w której należało wypracować przewagę by później z wykorzystaniem organizacji gry oraz wzmocnionej defensywy uniemożliwić przeciwnikowi odrobienie strat. Był to okres przejściowy, po którym zawodnicy weszliby w rytm meczowy, łapiąc wyższy poziom fizyczny i piłkarski. Chociaż równie dobrze mógł to być efekt złego planowania przygotowania motorycznego przed sezonem. Nie dowiemy się i na szczęście nie musimy być zbyt dociekliwi w tej kwestii.
Ciągle jednak mamy za sobą jedynie pojedynek z United z zespołów, które były nad nami w poprzednim sezonie. Prawdziwy progres musi nastąpić w tych trudnych meczach i na to czekamy. Jednak dziś, także za sprawą owocnego startu, jesteśmy dobrze do nich przygotowani. Ostatnie kilkadziesiąt spotkań ligowych, włącznie z tymi z wiosny, uczymy się i doskonalimy. Dziś mamy przygotowanych znacznie więcej możliwych sposobów gry niż przed rokiem. Co wtedy zastał Rodgers? Zespół grający raz 4-4-2, raz 4-5-1 i w obu wersjach nieudolnie, bez organizacji i wyraźnego planu. Obecnie jesteśmy gotowi grać kilkoma systemami w zależności od dostępnej kadry. Ta jest może nie szeroka, ale na tyle zróżnicowana, że możemy łatwo zmieniać formację, aby wydobyć maksimum z dostępnego zestawu zawodników. Największym osiągnięciem ostatnich tygodni jest wypracowanie formacji, który pozwala w pełni wykorzystać talenty Sturridge’a i Suáreza. Chociaż ustawienie z trzema środkowymi obrońcami nie jest pozbawione wad, to nie przeważają one nad zyskiem jakim jest danie swobody napastnikom w ich życiowych formach. W innym okresie możliwe Rodgers ustawi zespół tak, żeby skrzydła mógł rozwinąć przykładowo Coutinho. Stajemy się elastyczni w doborze taktyki, ale ciągle nadrzędnym celem jest otrzymanie zespołu, który ma największe szanse na zwycięstwo. Brak uporu to najmocniejszy atut Brendana.
Ostatecznie nic wielkiego jeszcze Liverpool nie osiągnął. Wykonuje swoje zadanie na porządnym poziomie. Dużo więcej osiągnąć nie można było. Biorąc pod uwagę dyspozycję to maksymalnie mogliśmy zdobyć trzy oczka więcej: powinniśmy zremisować z Southampton i wygrać z Newcastle, ale jak wspomniałem wcześniej, the Reds byli ciągle na zaciągniętym hamulcu. Optymizm nie jest zakazany, ale w rozsądnych granicach. Przykładowo jakie znaczenie ma sześć punktów przewagi nad United, skoro mają oni za sobą pojedynki z City i Chelsea, które jeśli (odpukać) przegramy to mogą nas doścignąć? Albo jak wygląda nasz sukces skoro wyszarpujący punkty z rzutów karnych Tottenham jest tylko jeden punkt za nami, nie wspominając o tych „mniejszych” jak Everton czy Southampton, które za tydzień mogą już być nad nami. Można powiedzieć, że taki start przynosi nam mniej powodów do zmartwień. Mamy dobrą pozycję, aby walczyć o nasz główny cel jakim jest powrót do Ligi Mistrzów. Powiedziałbym nawet, że jest nim bezpośrednia kwalifikacja, czyli miejsce na podium ligi. Nawet bałbym się wyobrazić sobie żałobę jaka nastąpiłaby po przegraniu barażu, jeśli zajęlibyśmy czwarte miejsce.
Na chwilę obecną zasadniczym pytaniem jest jakie znaczenie dla następnych spotkań ma mecz z WBA. To już był Liverpool z końca poprzedniego sezonu. Wyższy poziom motoryczny, piłkarski i tempo, jakiego do tej pory nasze akcje nie widziały. Jeżeli to był moment, w którym wrzucamy drugi bieg, to nie mógł przyjść w lepszym momencie. Podobny występ na Emirates wcale nie gwarantuje sukcesu, ponieważ rywal jest naprawdę mocny, ale byłby bardzo dobrym znakiem na przyszłość. Jeżeli potwierdzimy, że nie był to jednorazowy wyskok to nie tylko zwiększymy swoje szanse na osiągnięcie własnych celów, ale zaczniemy rozdawać karty w lidze. Tak jak obecnie robią to Roma czy Atlético w swoich rozgrywkach. Może to nadmierne oczekiwania, ale można wyczuć taki właśnie potencjał w tej drużynie. Tylko, że jak to zwykle bywa przekucie tego w rzeczywistość jest drogą przez mękę.
Istnieje bowiem ciemna strona mocy, która cicho podszeptuje, że obecny zespół ma limit, którego nie przeskoczy. Przynajmniej bez kilku roszad. Obecnie nie zamieniłbym duetu Sturridge & Suárez na nikogo, ale wydobycie z nich maksimum zmusza nas do ograniczeń w innych strefach boiska. W meczu z WBA znaleźliśmy w końcu balans i kontrolę. Osiągnęliśmy to dzięki Hendersonowi, który na pozycji ofensywnej harował głównie… w defensywie. Aby napastnicy mogli mieć swobodę, poświęciliśmy pozycję, na której królować powinien Coutinho. Istnieje uzasadniona obawa, że ustawienie Brazylijczyka w miejscu Anglika zaburzy równowagę w zespole a jeżeli dalej będziemy upierać się przy obecnej formacji zostajemy z dwoma środkowymi pomocnikami z trójki Gerrard, Henderson, Lucas. Niestety żadna konfiguracja nie gwarantuje wystarczającej przewagi w środku, aby zapewnić odpowiednią swobodę trójce z przodu.
Limitem tej drużyny jest niestety środek pomocy. Formacja ważna, jeżeli nie najważniejsza, jeśli mierzy się tak wysoko jak Liverpool. Jeżeli wspomnimy wesołą przyśpiewkę kibiców o „najlepszej pomocy na świecie” to odejmując rymujące się nazwisko Sissoko otrzymamy najpierw mistrza podań Alonso, który nie tylko decydował, w którym kierunku rozpoczniemy atak, ale wybitnie regulował tempo gry. Dalej Gerrard w życiowej formie, dynamit, serce i płuca tamtego Liverpoolu. Na koniec mistrza destrukcji Mascherano. Piłkarza, który łączył inteligencję Lucasa i pracowitość Hendersona. Jeżeli chcemy sięgać jak najwyżej, to musimy dążyć do doskonałości a pierwszym krokiem powinno być doścignięcie właśnie tamtej formacji. Czy Lucasa stać na to, żeby wrócić na stałe do formy sprzed kontuzji a może nawet wejść na wyższy poziom? Czy Gerrard będzie potrafił na stałe wejść w buty Alonso i porzucić stare nawyki oraz nauczyć się czegoś nowego w innej roli? Czy Henderson będzie w stanie regularnie, bezpośrednio wpływać na wyniki spotkań bramkami czy asystami? Każdego z nich dzieli jeszcze sporo od najwyższego poziomu i zapewne nie każdy go osiągnie. Jest oczywiście jeszcze Allen, są młodzi, którzy możliwe w następnych latach sami poprzez swój rozwój rozwiążą nasze problemy. W trakcie tego sezonu możliwe poznamy odpowiedź na temat tej formacji. Niewykluczone, że czekać nas będą drastyczne roszady i twarde rozstania tak jak z Reiną, które jednak będą służyły klubowi. Niewyobrażalne wydaje się dziś zrezygnowanie z usług Gerrard i Lucasa, ale co jeśli nie będą oni potrafili wznieść naszej gry na wyższy poziom? Ofensywa już to zrobiła. Defensywa wyraźnie się poprawia, dzięki Sakho i Touré, a Mignolet w bramce szybko zdobył uznanie. Została ostatnia formacja, której Rodgers nie potrafił jeszcze zmienić.
Ćwierć ligi za nami. Liverpool musi jedynie utrzymać obecną tendencję a zdobędzie 80 pkt, które z wysokim prawdopodobieństwem wystarczyłyby do powrotu do europejskiej elity. O ile łatwiej to napisać niż zrealizować. Jednak jeśli chcemy to urzeczywistnić, to jedyną słuszną drogą jest futbol z meczu z West Bromwich. To w DNA tego klubu zapisana jest dynamiczna gra oparta na szybkich podaniach i ruchliwości zawodników. Rozwinięcie tego o zorganizowany pressing i taktyczną intuicję Rodgersa pozwala ze spokojem czekać na kolejne spotkania. Tu już nie ma miejsca na strach przed przeciwnikiem. Nie trzeba się wstydzić, zaglądając w tabelę. Nie trzeba sobie powtarzać „może za rok”. The Reds mają w ręku wszystkie niezbędne narzędzia, żeby na dobre skończyć z mrocznym etapem w swojej historii. Liverpool ma szansę na stałe znów być konkurencyjny, ponownie być na ustach wszystkich nie tylko ze względu na drobne afery. To jest miejsce tego klubu i pierwszy raz od pięciu lat są ku temu rozsądne przesłanki. Może się nie udać, może zabraknąć niewiele w ciasnym, wyrównanym wyścigu, ale tym razem ciągle w nim jesteśmy. Nie brakuje nam paliwa, nie umiera nam silnik i nikt nie wkłada nam kija w szprychy. Przyjemnie jest wiedzieć, że mamy w końcu nad czymś kontrolę.
SAS + C?
Powyżej wspomniałem o obawach wiążących się z utratą balansu w drużynie po powrocie Coutinho. Już w poprzednim sezonie ustawiany był raczej po lewej stronie, żeby nie otwierać w środku korytarza dla przeciwnika, któremu drobny Brazylijczyk nie potrafił odebrać piłki. Wspaniale byłoby dać swobodę całej trójce, ale jakim byłoby to wyzwaniem dla reszty zespołu, który wykonywać musiałby gigantyczną pracę, aby trio z przodu mogło terroryzować przeciwnika. Jak więc pogodzić ze sobą pragmatyzm i fantazję?
Może wyjściem byłby powrót do 4-3-3? Załóżmy Sturridge grałby na szpicy, Coutinho ponownie na boku a Suarez z drugiej strony. Wtedy większa odpowiedzialność spadałaby na bocznych obrońców, ewentualnie pomocników ich asekurujących. Na pewno wiele korzyści przyniosłoby posiadanie trzech najzdolniejszych ofensywnych graczy na boisku, zwłaszcza, że bez trudu mogliby się wymieniać pozycjami i uzupełniać. Tylko czy chcemy, żeby wrażliwym punktem zespołu były boki obrony? Czy możemy zaufać José Enrique, Cissokho, Johnsonowi czy Kelly’emu? Na chwilę obecną może tylko przy grze Glena reszta obrońców nie ma podwyższonego pulsu. Na koniec liczy się to, czy zyski w ofensywie zniwelują braki z tyłu. Szczególnie, że wskazana dla naszej defensywy jest obecność jak największej liczby środkowych obrońców, czyli najlepszych defensorów w klubie.
Ciekawe jak z powrotem do zdrowia Coutinho poradzi sobie Rodgers, bo nawet jeśli jeszcze na Arsenal go oszczędzi, to na pewno w kolejnych spotkaniach sięgnie po swój brylancik. Ciekawą analogią jest sytuacja Aggera. Duńczyk przejął rolę wice kapitana, zwiększył jeszcze bardziej swoje znaczenie w zespole, ale w czasie jego nieobecności trio Škrtel – Sakho – Touré radziło sobie na tyle dobrze, że nie było potrzeby zmiany. Jednak ciężko wyobrazić sobie, aby Brendan na dłuższą metę trzymał najlepiej grającego piłką obrońcę na ławce. Tak samo wyglądać może powrót Coutinho, niewykluczone, że także Allena. Jednak dopóki zespół radzi sobie dobrze, trenerowi ciężko cokolwiek zmieniać. Po pierwsze po co mieszać w czymś, co działa? Poza tym nie warto ryzykować z morale zawodników. Ostatnie czego potrzeba w szatni to zazdrość czy poczucie niesprawiedliwości.
Odchodząc jednak od kwestii taktycznych albo psychologii szatni, wyobraźmy sobie ile dobrego mogłoby dać dołączenie do już niebywałego duetu jeszcze kreatywności Coutinho. Jeśli dziś czegoś brakuje wychwalanym napastnikom do częstszych wyjść 1 na 1 z bramkarzem. Strzelają bramki po indywidualnych akcjach lub wspólnych wymianach, ale raczej korzystają z nadzwyczajnych umiejętności, strzelając z różnych pozycji, niekoniecznie wypracowując sobie wzajemnie klarowne sytuacje. Tymczasem Brazylijczyk najmocniej zaimponował w poprzednim sezonie właśnie lekkością z jaką wypracowuje kolegom stuprocentowe sytuacje. Jeżeli Liverpool będzie miał szczęście posiadania wszystkich trzech w szczytowej formie, to Rodgers nie będzie miał wyjścia i będzie zmuszony podporządkować cały zespół pod nich. Dla SAS już to zrobił, a w Brazylijczyka jest przecież zapatrzony równie mocno jak kibice.
Nie przez przypadek poruszam temat ofensywy. Dziś to już niemal tylko dwóch napastników. Udział w akcjach biorą też inni, ale od kiedy SAS zaczęli razem grać w tym sezonie, jedynie Gerrard zdołał wpisać się na listę strzelców i to po rzutach karnych. Świetnie jest posiadać dwóch takich napastników, szczególnie gdy współpraca pomiędzy nimi wygląda obiecująco, ale przyjemnie byłoby widzieć także innych piłkarzy stanowiących realne zagrożenie dla przeciwnika. Jednak szczerze mówiąc, ciężko sobie wyobrazić na chwilę obecną, aby z otwartej gry bramkę zdobył ktokolwiek inny. Obaj zawłaszczyli totalnie dla siebie pole karne przeciwnika a ostatnio nawet plac wokół niego. Wyobraźnia Coutinho mogłaby otworzyć korytarze do ataku dla innych piłkarzy. Naiwne jest przecież poleganie wyłącznie na dwóch zawodnikach, nawet takich. Nie wolno przecież zapominać, że rozegrali razem także meczu pucharowy na Old Trafford, kiedy nie potrafili strzelić bramki i od razu kosztowało nas to eliminację z rozgrywek.
Poza tym ta współpraca pomiędzy nimi jest dziwna. Są pojedyncze impulsy w trakcie spotkań, kiedy wymieniają między sobą podania. Przez większość czasu jednak jeden drugiemu tworzy miejsce do ataku i w ten sposób dezorganizują obronę przeciwnika a za sprawą wysokich indywidualnych umiejętności zdobywają bramki. Dopóki ego obu to wytrzymuje, zespół korzysta. Problemy zaczną się, kiedy decyzje o samodzielnym kończeniu akcji zaczną wyraźnie przeważać, ale to akurat zbędne obecnie czarnowidztwo. Mamy więc niezwykle efektywny duet, którego współpraca trwa nawet bez wymiany piłki. Przyjemnie się to ogląda, ale za to pochwalić trzeba Sturridge’a. To znaczy: Suárez wnosi więcej do tej pary, ale z racji jego klasy oraz doświadczenia w grze z różnymi napastnikami, naturalniej przychodzi mu współpraca. Tymczasem Sturridge od początku był indywidualistą a pod skrzydłami Rodgersa stara się grać bardziej zespołowo. Ciągle ma tendencję do bycia w centralnym punkcie gry, ale wyraźnie czuje respekt wobec Luisa i przy nim pokornieje. Suárez potrafiłby zgrać się z każdym. Nawet przy Carrollu wyglądał dobrze, chociaż wtedy jedyne na co mógł liczyć to zgrania głową. Uznanie należy się Danielowi za postęp, jaki wykonał od momentu transferu. Niemniej przed nim jeszcze wiele pracy, bo wyraźnie widać, że może wycisnąć więcej ze swojego potencjału.
W piłce wszystko zmienia się szybko. Suáreza nie było dziesięć spotkań i wcale nie było widać dziury w zespole po nim. Coutinho wypadł na kilka tygodni i z problemami, ale jednak sobie poradzono także bez niego. Pora jednak przypomnieć o sobie i w końcu zaprezentować pełne możliwości ofensywne. Może punktujemy dobrze, podobnie jak na wiosnę, ale przyjemnie byłoby także widzieć podobną siłę rażenia, a bez małego Brazylijczyka ciężko sobie to wyobrazić.
Komentarze (9)
Oczywiście luźny żarcik, bardzo przyjemny i ciekawy tekst.
Zobaczymy jak Rodgers wkomponuje na nowo Coutinho do składu.
W sumie to nie wiem czy chwalicie czy szydzicie;)
Zauważyłem jeden błąd - w zdaniu "5 z 6 zwycięstw odnieśliśmy przeciwko drużyną obecnie z drugiej części tabeli" powinno być "drużynom" :) Bo Liverpool jest dobrą drużyną, ale wygrane mógł odnieść przeciwko kilku drużynom :)
Lecz zostawmy to i przejdźmy do konkretów:
Brendan ma teraz spory ból głowy odnośnie Coutinho, ale takie bóle są czystą przyjemnością ;)
DWT-Adas zasugerował gre formacją 4-3-1-2 i sam o tym też pomyślałem, jednak zdecydowanie nie widzę sensu w stawianiu w niej Coutinho po lewej stronie. On najwięcej da nam na środku i to ustawienie mogłoby mu to umożliwić. Boki pomocy przejmowaliby Enrique i Johnson i jeden z trójki pomocników podchodziłby wyżej w akcjach ofensywnych a pozostała dwójka asekurowałaby całość. Oczywiście to czyste snucie teorii, na niuansach taktycznych się nie znam i raczej niewielu z nas się na tym zna. Można także spróbować 4-1-3-2, ew 4-4-2 z diamentem w środku. Jednak obie te wersje zakładają skrzydłowych, więc modyfikacja ustawienia do 3 czy 4 środkowych pomocników mogłaby sporo namieszać (tu kolejny raz kwestia kto ma kogo asekurować). Jednak teraz gramy z Arsenalem i nie jest to mecz do testowania. Chętnie bym zaryzykował w obecnym ustawieniu z wpuszczeniem Coutinho za SAS jednak trzeba by to zrobić w spotkaniu o mniejszym prestiżu i przede wszystkim na Anfield.
Co do tego co zastał Rodgers a co jest teraz - niezmiernie mi zaimponował Brendan łatwością zmieniania ustawienia. Nie trzyma się kurczowo swojego ulubionego ustawienia 4-3-3 do którego zapewne ciągle dąży. Potrafił przejść na grę 3 środkowymi obrońcami czego chyba nie robi żadna inna drużyna w BPL. Takie kombinacje w obronie to tylko we Włoszech ;) W świetny sposób wykorzystuje nasz największy atut - 4 świetnych środkowych obrońców a do tego jednocześnie niweluje naszą największą wadę - brak skrzydłowych! To ustawienie jest dla nas obecnie idealne, a jeśli uda się wprowadzić do niego Coutinho za SAS to będzie mistrzostwo świata.
Poruszyłeś temat zmian w każdej formacji i zaznaczyłeś że jedyną której nie zmienił póki co BR jest pomoc. Jest to o tyle ciekawe że linia pomocy jest najważniejszą formacją jeśli chcemy dominować mecze, a do tego właśnie dąży BR i jego 4-3-3. Powszechnie wiadome jest że zadanie to jest najcięższe do wykonania, pomocy nie da się odmienić w jeden dzień, szczególnie w takim klubie gdzie Kapitan i Legenda klubu nie jest w 100% przystosowany do takiej gry, a i Lucas nie do końca w niej pasuje. Bardzo mądrze zrobił trener który najpierw wzmocnił atak (Sturridge) czym zapewnił nam bramki, później postawił na mocną defensywę (Sakho, Toure, Mignolet) aby zwiększyć szansę na czyste konto a dopiero na koniec zajmie się pomocą, w której trzeba dużo więcej nauki i cierpliwości. Aktualnie czujemy się na tyle pewnie że ciężko nam sobie wyobrazić brak zdobytych goli w jakimś meczu, a także nie wierzymy że możemy stracić więcej jak 1, max 2 gole w jednym spotkaniu (zdarzyło się w lidze 2 razy, a żadnego z tych spotkań nie przegraliśmy). Mnie lekko boli to że od dłuższego czasu nie umiemy zachować czystego konta, choć ostatnio to już nie była wina naszych zawodników :P W każdym razie z linią pomocy możemy teraz lekko eksperymentować a do tego zawodnicy tam zyskali czas do ćwiczenia założeń taktycznych i przede wszystkim ustawiania się na boisku (które jest kluczem do długiego operowania piłką). Nie ma teraz na nich żadnej presji co do dominacji w meczu - mają świadomość że jeśli się to nie uda to mimo wszystko wygrana w meczu jest mocno prawdopodobna, a to na pewno ułatwia im pracę.
Było też o bolesnych rozstaniach... Coś czuję że kolejną osobą z którą się rozstaniemy będzie Lucas... Nie, nie chodzi o to że zarzucam mu cokolwiek. Jednak każdy zdaje sobie sprawę z tego że jest on do bólu typowym defensywnym pomocnikiem - takim który z przodu kompletnie nie pomoże. W dzisiejszych czasach ważne jest aby każdy potrafił zagrać coś z przodu. Choć jeśli będzie grał w odbiorze tak jak zagrał z WBA to zmiana nie będzie konieczna, jednak wiemy że ostatnio nie szalał w tym aspekcie i nie wiadomo jak będzie w kolejnych meczach.
Suarez i Sturridge wzajemnie się nakręcają, jeden chce być lepszy od drugiego, ale mimo wszystko nie wyklucza to w żadnym wypadku współpracy. Wydaje mi sie że jest między nimi taka zdrowa i trochę zabawna rywalizacja która pozwala im na zdobywanie takich bramek jak z WBA :)
Asymetria to dzieło szatana! :)
Tak, to mogłoby się udać, chociaż jakbyśmy mieli więcej inteligencji w zespole to nie trzeba byłoby z góry ustalać, którejś flanki jako mocniejszej. Wystarczyłoby jakby jednocześnie obie strony wiedziały jak się zachować w różnych momentach meczu a na podstawie ich zachowań pomocnicy wyciągaliby szybko właściwe wnioski. Tylko, że to utopia przy tych inteligentach z lewej :D
@PiotrekLFC8Gerro
Będę dokładniej sprawdzał teksty na przyszłość, dzięki.