Przedwcześnie skreśliliśmy Gerrarda
Wygląda na to, że niektórzy zbyt szybko obwieścili śmierć środka pola Liverpoolu. Porażka z Arsenalem stała się pożywką dla wielu wyolbrzymionych teorii, w tym tej o rychłym końcu kariery Stevena Gerrarda. Tymczasem sobotni mecz na Anfield stał się areną dla wspaniałego popisu kapitana, który natychmiast uciszył wszystkich krytyków.
Bez wątpienia środek pola the Reds znajdował się pod lupą kibiców ze względu na tragiczny występ, który dał w wyjeździe na the Emirates w poprzedniej ligowej kolejce.
Brendan Rodgers był wystarczająco uczciwy, by przyznać, że Liverpool uległ Arsenalowi nie gdzie indziej, niż w formacji pomocy.
Trzeba przyznać, że tamten mecz był otrzeźwiającym i upokarzającym doświadczeniem, ale pomysłu, że trzeba z tego powodu przeprowadzić czystkę wprost nie dało się zrozumieć.
Sposób, w który pomocnicy the Reds złapali za kark drużynę Fulham i nie chcieli jej puścić przez okrągłe 90 minut, znalazł uznanie kibiców. Okazał się on odważną i idealną odpowiedzią na krytykę.
To właśnie ich bezustanna praca sprawiła, że rywal nie mógł się podnieść z kolan. Tymczasem na the Emirates pomocnicy Liverpoolu wyglądali na przemęczonych, nie potrafili złapać właściwego rytmu. Ostatnia sobota pokazała nam, że nadal są w stanie dokonywać szybkich, skutecznych odbiorów oraz nękać rywala w dosłownie każdej sytuacji.
Gdy tylko Fulham odparło jeden atak podopiecznych Rodgersa, the Reds odzyskiwali piłkę i ponownie ruszali na bramkę Maartena Stekelenburga. Co prawda czekają ich jeszcze trudniejsze zawody, ale dominujący występ okazał się niezwykle istotny dla każdego z pomocników Rodgersa.
Szczególnie imponował Gerrard, który pokazał swoją najlepszą formę. Kapitan miał udział przy wszystkich trafieniach swojego zespołu, kiedy został zmieniony kibice nagrodzili go w pełni zasłużoną owacją na stojąco. To właśnie Steven dyrygował orkiestrą dosłownie torturującą zespół Martina Jola, lecz nie zapominajmy o tym, ze swoim występem ustala także standardy dla kolegów.
Jordan Henderson zebrał mnóstwo gorzkich słów po porażce z Arsenalem, tym razem popisał się prawdopodobnie najlepszym meczem w koszulce Liverpoolu. Na końcu tygodnia, w którym uzyskał powołanie do kadry narodowej, 23-latek zanotował asystę przy golu Luisa Suáreza, a jego upór pozwolił Urugwajczykowi na zdobycie kolejnej bramki.
Lucas, przeplatający dobre występy fatalnymi, w meczu z Fulham okazał się solidny i odpowiedzialny, wykonał mnóstwo ważnej, acz niedocenianej pracy. Był często oskarżany o bojaźliwość, tymczasem jego siła okazała się wręcz imponująca.
A zmiennik Stevena Gerrarda, Joe Allen, deptał po piętach rywalowi aż do ostatniego gwizdka.
Jednak Liverpool nie będzie grał co tydzień z tak słabymi drużynami. Nie zdarzy się to już często w tym sezonie. Prawdziwy test w batalii o Ligę Mistrzów nadejdzie w meczach z zespołami mającymi ten sam cel. Liverpool zdał w pojedynku z Manchesterem United, ale potem oblał go ulegając Arsenalowi.
Przeciwko Fulham Gerrard udowodnił, że nadal jest w stanie samodzielnie decydować o losach meczu, ale jednocześnie rodzi się pytanie kto ma go w tym zastąpić, kiedy nie jest w swojej formie?
Na meczach wyjazdowych i w spotkaniach z drużynami opierającymi się na zdominowaniu posiadania piłki pomoc the Reds musi zakasać rękawy i ciężko pracować. Potrzebuje siły fizycznej i energii, by niweczyć zapędy sprytnych, niesamowitych technicznie zawodników Arsenalu, Chelsea oraz Manchesteru City.
Liverpool może wykorzystać w tych spotkaniach silną postawę pomocy (z kluczowym udziałem Gerrarda), aby móc szybko odzyskiwać piłkę, tak jak w sobotę. Nie musi to być ładne, ale niech będzie efektywne. Pomoc the Reds miewa się świetnie, ale nie pogardzi kolejną parą nóg do pracy.
Phil Kirkbride
Komentarze (6)
Rywal atakuje agresywnym pressingiem i Lucas z Gerrardem nie wiedzą co jest cięte.