Stałe fragmenty coraz lepsze?
Jeśli wspomni się o rzutach rożnych przy jakimkolwiek fanie Liverpoolu to reakcja będzie następująca: najpierw twarz zainteresowanego się skrzywi, by później z jego ust popłynęły liczne zdania na temat bezradności Czerwonych przy tym elemencie gry. Na obu końcach boiska.
Kopites uważają, że każda bramka przez nich stracona to efekt stałego fragmentu. Odkąd też pamiętam, to kibice the Reds zawsze określali rzuty rożne swoich ulubieńców jako stratę czasu. Nawet jeden z pierwszych fanzinów klubowych nazywał się „Kolejny Zmarnowany Róg” [ang. „Another Wasted Corner” – przyp. red.]. Było to jednak w latach osiemdziesiątych, ale w umysłach fanów niewiele się zmieniło.
Czy Liverpool był aż tak słaby przy rzutach rożnych? Prawdopodobnie nie, ale tak się wydawało. Jeśli piłka po większej części rogów nie przechodzi pierwszego obrońcy, albo bramkarz drużyny przeciwnej zgarnia ją bez trudu, to można odnieść wrażenie, że drużyna, której się kibicuje nawet ich nie ćwiczy.
Podobnie jest w drugą stronę. Jeśli gole tracone przez drużynę to w dużej części bramki po stałych fragmentach, łatwo powiedzieć, że zespół jest słaby w ich bronieniu. Możliwe, że inne kluby też mają z tym problemy, ale fanów interesuje tylko ich własny.
Na przykład kto, poza fanami Norwich, bez zaglądania w statystyki, wiedziałby, czy ten zespół dobrze broni rzuty rożne czy źle? Na marginesie, w zeszłym roku byli w tym aspekcie niesamowici.
Na pewno narzekanie na rzuty rożne nie tyczy się tylko fanów Liverpoolu, ale nie widziałem nigdy kibiców innego klubu (może poza Arsenalem), którzy w mniejszym stopniu wierzyliby w umiejętność wykorzystania dośrodkowania z rogu boiska przez swoich ulubieńców. Inaczej sprawa się miała, gdy w czerwony trykot ubrany był Sami Hyypiä. Fin zawsze dawał nadzieję na to, że swoją blond czuprynę wykorzysta by zrobić różnice. Zdobywał dużo bramek, a po jego odejściu odeszła też wiara Kopites w gole po rzutach rożnych.
Poza niekiedy udanym wejściem Martina Škrtela, Liverpool rzadko zagraża bramce rywala ze stałego fragmentu od 2009 roku. Właściwie czasem padał argument, że chodzi o utrzymanie wszystkich obrońców na swoich pozycjach, na wypadek kontry, bowiem the Reds częściej zdarzało się stracić gola po swoim rogu, aniżeli strzelić.
Jamie Carragher raz zamienił uderzenie głową po rzucie rożnym na gola. Zdarzyło się to podczas jego debiutu w 1997 roku. Potem zagrał jeszcze 507 ligowych meczów i nie powtórzył tego wyczynu. Daniel Agger nie jest znany z powietrznej dominacji w polu karnym przeciwników. Napastnicy radzili sobie niewiele lepiej. Eksperyment o nazwie Andy Carroll nie wypalił zupełnie, nawet Peter Crouch nie był zbytnio efektywny przy rogach. Im mniej powiemy o Morientesie, tym lepiej.
Większość fanów w takiej sytuacji skupiłaby się na wykonawcach stałych fragmentów, niż na ludziach mających je kończyć. A wykonawcy, którzy przewinęli się przez Liverpool, to piłkarze zdolni do posyłania ponad 60-metrowych piłek z milimetrową precyzją. Xabi Alonso, Fábio Aurélio i, oczywiście, Steven Gerrard. Coś się jednak działo, że przy rzutach rożnych tej biegłości nie było już widać.
Większość znanych mi fanów Liverpoolu nie chce oglądać Gerrarda wykonującego rzuty rożne i mają taką opinię przez wiele lat. Od dawna jest to punkt sporny. Chcą, żeby czekał na linii pola karnego, by ewentualnie oddać strzał, albo by próbował uderzać głową na bramkę (nie korzysta z tego zbyt często, a szkoda). Wielu fanów Liverpoolu uważa, że rogi w wykonaniu Gerrarda wołają o pomstę do nieba.
Tym bardziej interesująco słuchało się wypowiedzi Rodgersa na temat umiejętności wykonywania stałych fragmentów przez kapitana.
– Jego dośrodkowania są bardzo dobre – powiedział. – Nikt nie potrafi robić tego lepiej. Często powtarzam piłkarzom, że nie potrafią wykorzystać dośrodkowań Stevena, które są bardzo wysokiej jakości. Każdego tygodnia posyła piłkę, tam gdzie ma się ona znaleźć. Mówię mu gdzie chcę ją mieć i tam ją mam. Inni powinni być bardziej agresywni w polu karnym.
Czy to może być ten problem? Czy nie wykonawca jest problemem, tylko brak atakujących w odpowiedni sposób ludzi w polu karnym? Sam tego nie kupuję. Osobiście uważam, że wina leży po obu stronach. Czy po wykonaniu większej pracy na treningach ten problem zniknie? W tym sezonie już widać poprawę i, jeśli się nie mylę, w lidze Liverpool zdobył pięć bramek ze stałych fragmentów. To daje prawie jedną na mecz. Jeśli ta forma zostanie podtrzymana, to możemy być zadowoleni.
Tylko trzy zostały w takich okolicznościach stracone (cztery, jeśli wliczymy mecz z Manchesterem w pucharze). Liverpool nie gra zatem źle w tej kategorii, ale wiadomo, jeszcze dużo przed nami, bowiem rozegrano jedenaście meczów.
Patrząc tylko na liczę puszczonych goli po stałych fragmentach, nie da się ocenić umiejętności drużyny w tym aspekcie. Na przykład można przypuszczać, że zespoły ze strefy spadkowej mają więcej wpuszczonych bramek z rogów, niż te z czołowych miejsc. Mogą mieć więcej goli straconych przy takiej okazji, ale nie muszą być gorsi w ich bronieniu. Najlepsze drużyny będą też miały więcej rzutów rożnych niż te słabsze i powinny wykorzystywać ich jeszcze więcej.
Nie jestem fanem statystyk. Nie zrozumcie mnie źle, nie tkwię w średniowieczu i przyznaję, że w meczu jest miejsce na analizę statystyczną. Po prostu jako fan nie chcę się owijać w numerki i przestawać cieszyć się grą.
Kiedy wracam do domu z meczu z ojcem, to nasza rozmowa wygląda tak:
– Lucas był dzisiaj niezły, nie? Co sądzisz? – mówię.
– Tak, w odbiorze był świetny. Podawał też nieźle – odpowiada.
Nie ma miejsca na coś takiego:
– Wiesz, że Lucas miał dzisiaj 93% celnych podań? 72,3% poszło do przodu, a to najwięcej spośród defensywnych pomocników jak do tej pory w tym sezonie.
– Tak synu, a wiesz, że odebrał piłkę sześć razy na siedem prób? Wygrał jednak 38,4% swoich pojedynków powietrznych, a to o 49 punktów procentowych mniej, niż wynosi średnia jego kariery.
Nie neguję wagi statystyk, ale jestem zdania, że są ważniejsze i mniej ważne. Ogólnie to rozprawianie o nich wolałbym zostawić ludziom, którzy się bardziej znają na cyfrach. Interesuje mnie średnia podań, ale mam co do tego też swoje limity. Doszedłem do tego kilka lat temu, kiedy Phil Babb okazał się piłkarzem z najlepszą średnią celnych podań w Liverpoolu, a był bez wątpienia najgorzej podającym zawodnikiem w klubie. Posyłanie 20 pięciometrowych piłek w meczu do Neila Ruddocka może podwyższyć Twoją statystykę celnych podań, ale nie znaczy to, że umiesz podawać.
Niektórych aspektów gry nie można odwzorować liczbami i poprzez statystyki nie da się ocenić tego, czy zespół gra dobrze czy źle. Stałe fragmenty to potwierdzają. Przeszukałem liczne strony internetowe, by znaleźć statystyki dotyczące rzutów rożnych i wolnych. Zarówno defensywnych, jak i ofensywnych. Wiedziałem, że Liverpool nie jest w tym najmocniejszy od wielu lat, ale chciałem się dowiedzieć jak wypada na tle reszty stawki. Jeśli chodzi o bronienie/wykorzystywanie stojącej piłki, to Liverpool łapie się w ligową średnią.
Widziałem wiele tabel, w których drużyny ustawiano pod względem umiejętności dotyczących stałych fragmentów, a żadna nie sugerowała, żeby Liverpool był poniżej przeciętnej. The Reds znajdują się w tej dziedzinie w górnej części środka tabeli. Tak jak WBA w Premier League. Gdy już to powiedziano, a statystyki mogą wymalować inny, bardziej dokładny obraz, czuje się, że faktycznie wiele bramek, które Liverpool traci to gole padające po stałych fragmentach, ale jeszcze mniej the Reds bramek z nich strzelają.
Myśląc o tym, jednym z przyjemniejszych aspektów sobotniego meczu z Fulham wydają być dwie bramki, które były książkowym przykładem wykorzystywania stałych fragmentów. Jeden po wolnycm, drugi po rogu, z których dwa razy dośrodkowywał Gerrard.
Dwa tygodnie wcześniej Liverpool też zdobył cztery bramki na Anfield. Trzy były po prostu wspaniałe, a jedna padła po świetnym dośrodkowaniu Gerrarda, które wykorzystał Suárez. Jest to powód do radości. Niektórzy mogą powiedzieć, że nieoczekiwany. Jeśli drużyna dalej będzie się rozwijała w tym kierunku, to te „proste” bramki mogą okazać się kluczowe, jeśli chodzi o pozycję w tabeli.
Chelsea i obydwa kluby z Manchesteru często wykorzystują tego typu sytuacje. Zwłaszcza wtedy, gdy potrzebują bramek. Statystyki to podtrzymują. Wszystkie trzy drużyny mają bardzo wysoki procent konwersji stałych fragmentów. Wszyscy byliśmy tego świadkami. Wykonywany jest róg, czoło Johna Terry’ego przyciąga piłkę, the Blues na prowadzeniu.
Jeśli chodzi o United, to oni strzelili niewiarygodnie wielką liczbę goli z rogów w zeszłym sezonie i często udaje im się ta sztuka, gdy grają z Liverpoolem. To duża przewaga. W takich meczach jest niewiarygodny ścisk i właśnie stały fragment może zadecydować o wyniku. Jeśli można zdominować ten obszar, zawsze będzie możliwość na wygranie meczu. Przeciwieństwem w tym przypadku jest Arsenal, który wydaje się opierać na strzelaniu „poprawnych” bramek, żeby wygrać i rzadko stanowią zagrożenie z rogów.
Jak na razie nie ma wielkich różnic pomiędzy drużynami w czołówce, więc najmniejsza przewaga może okazać się znacząca. Liverpool zapewne będzie zdobywał więcej „prostych” bramek niż Arsenal, ale jeśli czerwoni osiągną w tym aspekcie poziom Chelsea, czy United, to to może być kluczowe, przy zajmowaniu miejsc w Lidze Europy, czy w Lidze Mistrzów.
David Usher
Komentarze (4)
wydaje mi się że to daje prawie jedną na dwa mecze, ew prawie pół gola na mecz ;)
Jest tu sporo racji, ale osobiście muszę się niezgodzić z tym że gdy mamy stały fragment to czuję że nie zagrosimy. Przyznam że tak jak wielu irytowało mnie że Gerro wykonuje rzuty rożne, ale nie dlatego że robi to źle, po prostu uważam że jak nie ma komu strzelać to on powinien to robić - wiemy że głową grać potrafi, a i uderzenie z daleka ma nienajgorsze ;)
Jednak wiele się zmieniło od... przyjścia Luisa Suareza. Tak, ten gościu naprawdę ma ogromny wpływ na nas. Teraz zawsze jak mamy rzut wolny z bocznych stref blisko pola karnego to jestem z góry nastawiony na bramkę (ileż już takich Luis zdobył? z 4-5? Do tego był choćby gol Sturridge'a który nie został uznany, przez lekki spalony. Jednak zawsze jest groźnie po tych wolnych)
Z rożnymi zaczynamy kombinować, czasami Luis je wykonuje. Tutaj warto zwrócić uwagę na kogo wrzuca - prawie zawsze piłka leci w kierunku Gerrarda, próbowali nawet z lobem na linię pola karnego na woleja do Gerro. Czasami ktoś gra krótko i Steven wrzuca z piłki którą już sobie normalnie ułoży na boisku, albo zwyczajnie pozwalają Suarezowi w jego stylu objechać rywali przy lini końcowej i dośrodkować czy uderzyć z ostrego kąta (choć w tym sezonie akurat to rzadziej grają).
Ostatnio mnie zachwycili rozegraniem wolnego kiedy Luis zagrał prostopadłą do Gerrarda a ten wyłożył Skrtelowi... chyba nawet Słowak nie wie jakim cudem nie wpakował piłki do bramki... :)
Nasze stałe fragmenty gry w ofensywie ciągle się rozwijają i coraz bardziej mi się podobają. Bolączką jest defensywa. W zeszłym sezonie prawdopodobnie połowe goli straciliśmy w taki sposób :D Nawet w tym sezonie w meczu otwarcia było blisko - bo przecież po czym podyktowano karnego? po dośrodkowaniu z rzutu wolnego... Nawet Crystal Palace nam wbiło gola z rożnego :D
Tutaj chłopaki musza się bardziej przyłożyć :)
Bardzo fajnie napisany artykuł ;)