Zapowiedź meczu
Ponad trzy lata minęły od ostatniego triumfu Evertonu w derbach Merseyside. Wówczas dla Liverpoolu był to piąty z rzędu mecz bez wygranej, po którym klub spadł na przedostatnie miejsce w ligowej tabeli. Od tego spotkania the Reds nie zaznali porażki w sześciu kolejnych derbowych potyczkach, a do sobotniej konfrontacji przystąpią jako wicelider Premier League, grając o przodownictwo w tabeli.
Zapowiadane starcie zainauguruje dwunastą kolejkę ligi angielskiej. Trzy punkty wywiezione z Goodison Park pozwolą podopiecznym Brendana Rodgersa przynajmniej na kilka godzin wspiąć się na czoło ligowej tabeli. Porażka zaś oznaczałaby zrównanie się liczbą punktów z the Toffees, ale ci musieliby wygrać co najmniej czterema golami, by móc wyprzedzić swojego bardziej utytułowanego sąsiada.
Oba zespoły dobrze rozpoczęły sezon. Everton bezboleśnie przeszedł zmianę szkoleniowca drużyny i zmianę stylu gry, który wiązał się z tą roszadą. Roberto Martínez podobnie jak Rodgers lubi, gdy jego zespół długo utrzymuje się przy piłce i stara się kontrolować przebieg gry. Gospodarze sobotniej rywalizacji w tym sezonie średnio utrzymywali się przy futbolówce przez 58,1% czasu gry, co jest lepszym wynikiem o ponad cztery procent od gości, którzy spuścili w tym elemencie z tonu w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami. Podopieczni Hiszpana, o dziwo, mają większe posiadanie w meczach wyjazdowych. Za taki stan rzeczy w dużej mierze odpowiedzialni są zawodnicy ściągnięci w ostatnim dniu okienka transferowego, czyli Gareth Barry, który jest piątym zawodnikiem Premier League pod względem największej średniej ilości wykonanych podań w meczu oraz James McCarthy, którego niegdyś chciał sprowadzić Rafael Benítez, gdy Irlandczyk był jeszcze piłkarzem szkockiego Hamilton.
Kto spodziewa się gorącej atmosfery na murawie obfitującej w wiele fauli, żółtych i czerwonych kartek, raczej się rozczaruje. Obie drużyny należą do jednych z grzeczniejszych w lidze. Piłkarze Evertonu i Liverpoolu zaniżają średnią liczbę kartek pokazywanych przez sędziów na boiskach Premier League. Żaden z nich jeszcze nie wyleciał z boiska na skutek czerwonej kartki. Podobnie jest z faulami, od piłkarzy Martineza rzadziej przepisy gry naruszają tylko zawodnicy Tottenhamu i Cardiff, natomiast od Liverpoolu wspomniana wyżej trójka i Crystal Palace.
W zespole naszych rywali baczną uwagę trzeba zwrócić na niedocenianego w Chelsea Romelu Lukaku, który strzelił w tym sezonie już pięć bramek. Jednak ani on, ani jego koledzy nie potrafili pokonać bramkarza w dwóch ostatnich meczach i chociaż bezbramkowy remis z Tottenhamem to żaden powód do wstydu, to taki sam rezultat z najsłabszym zespołem ligi – Crystal Palace – można traktować jako wpadkę. Prócz młodego Belga dobre recenzje zbierają bardzo ofensywnie grający boczni obrońcy, którzy na dodatek będą wypoczęci, bo obaj przesiedzieli ostatnie mecze swoich reprezentacji na ławce rezerwowych. We wtorek Anglicy mierzyli się z Niemcami, a Leighton Baines, który kilka dni wcześniej zagrał pełne dziewięćdziesiąt minut z Chile, oglądał jak na jego pozycji radzi sobie Ashley Cole, a później Kieran Gibbs, zaś Séamus Coleman sprawdzał wygodę ławek rezerwowych w Poznaniu.
W Melwood dość sporym kłopotem jest kontuzja kolana José Enrique, która wykluczy go z sobotniego starcia. Rodgers będzie miał duży ból głowy, czy wystawić trójkę środkowych obrońców, czy zagrać czwórką z tyłu. Naturalnym zmiennikiem dla Hiszpana powinien być Aly Cissokho, jednak jego dyspozycja pozostawia trochę do życzenia. W czteroosobowym bloku obrony powinien raczej być pewniakiem do gry, chyba że Irlandczyk zdecydowałby się wystawić na tę pozycję Daniela Aggera, by nie sadzać go na ławkę po dobrym spotkaniu z Fulham. Na tej pozycji raczej nie zobaczymy innego środkowego obrońcy Mamadou Sakho, który grał na lewej obronie w meczu z Southampton i nie czuł się tam najlepiej. Innym pomysłem może być powrót do gry 3-4-1-2, gdzie na lewym wahadle mógłby zagrać Glen Johnson, a na prawym Jordan Henderson.
Ciekawostki:
– W ostatnich trzynastu derbowych pojedynkach Everton wygrał tylko raz, pięć razy padł remis, siedem razy górą byli the Reds.
– Sobotnie derby będą 221. pojedynkiem pomiędzy tymi klubami. Częściej wygrał Liverpool – 87 razy, Everton – 66.
– The Toffees nie przegrali żadnego z ostatnich czternastu domowych spotkań.
– Podopieczni Martineza nie stracili gola od ponad pięciu godzin.
– Liverpool w ostatnich dziewiętnastu ligowych grach tylko dwa razy schodził z murawy pokonany.
Mecz poprowadzi Phil Dowd, który sędziował Liverpoolowi w poprzednim sezonie cztery mecze i tylko w jednym z nich LFC sięgnął po trzy punkty.
Przewidywane składy:
Everton: Howard – Coleman, Jagielka, Distin, Baines – McCarthy, Barry – Mirallas, Osman, Pieenar – Lukaku.
Liverpool: Mignolet – Johnson, Škrtel, Sakho, Cissokho – Henderson, Gerrard, Lucas, Coutinho – Suárez, Sturridge.
Komentarze (0)