Podsumowanie meczu
Norwich City ponownie zostało rozgromione i zrównane z ziemią przez jednoosobową, urugwajską armię. Każdy zdaje sobie sprawę, jakim piłkarskim orężem dysponuje Luis Alberto Suárez Díaz, lecz nikt nie przekonał się tak dobitnie o jego potędze, jak kibice, trenerzy i piłkarze Kanarków.
W rewanżu na Carrow Road taktyka podopiecznych Chrisa Hughtona z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie wyglądać następująco: bramkarz – jeden obrońca – jeden pomocnik – jeden napastnik. A także siedmiu piłkarzy, którzy nie ustępują El Pistolero na krok.
Rzadko kiedy Suárez, zwany właśnie El Pistolero, napełnia swój magazynek kapiszonami, gdyż liczba strzelonych bramek przemawia za tezą, iż jest snajperem pierwszej wody. Jest bezlitosnym strzelcem. Piłkarski Simo Häyhä.
Po fatalnym, apatycznym, beznadziejnie przegranym spotkaniu z Hull, każdy fan the Reds liczył na błyskawiczną oraz zwycięską odpowiedź swoich pupili. A jak wiadomo, gdzie Liverpool nie może, tam Luisa pośle.
Tu rodzi się pytanie, czy Liverpool rzeczywiście nie mógł sobie poradzić z Norwich w tym i we wcześniejszych spotkaniach? Bronienie tak postawionego argumentu byłoby sporym nadużyciem, jednak faktem jest, że to były kapitan Ajaksu Amsterdam łapczywie kradł dla siebie z wyrafinowaniem Bernarda Madoffa wszystko, co można było ukraść (mając tu na myśli oczywiście pozytywną, sportową stronę tego sformułowania). Bo nie nikt inny, a Norwich, jest dla Luisa ulubioną przystawką, daniem głównym i deserem w jednym.
Gdyby udało mu się trafić w środę trzykrotnie do siatki, stałby się pierwszym zawodnikiem w historii Premier League, który jednej i tej samej drużynie wbiłby hattricka. Po raz trzeci! Jak wiadomo, krnąbrny 26-latek ma na bakier ze wszelakimi konwenansami, więc był na tyle niegościnny, że wbił przyjezdnym wspomniane trzy, a cztery gole.
Po meczu z Tygrysami – fatalnym, apatycznym i beznadziejnie rozegranym przez the Reds (należy o to przypominać do upadłego przez najbliższy czas, by taka niesubordynacja ze strony zawodników w czerwonych trykotach z Liverbirdem na piersi już nigdy nie zaistniała na murawie) – każdy oczekiwał zmian. Brendan Rodgers, posypując głowę popiołem dawał do zrozumienia, iż są one nieuniknione.
Jak było w rzeczywistości? Bardziej skłaniałbym się do określenia tego co zaserwował nam boss jako „kosmetyka składu”. aniżeli jego „regeneracja”. Na ławce rezerwowych ponownie usadowiony został o dziwo Mamadou Sakho. W miejsce Kolo Touré wskoczył wicekapitan zespołu, Daniel Agger. Frycowe za występ na KC Stadium zapłacili również Victor Moses oraz Lucas Leiva. W ich miejsce wskoczyli kolejno Coutniho i Allen.
Natomiast goście, co było w zupełności uzasadnione, chcieli zaryglować dostęp do własnej bramki wszystkimi dostępnymi sposobami. Dlatego osamotniony „na szpicy” był Elmander, a mecz w dresie poza boiskiem oglądał bohater sobotniego meczu Kanarków z Crystal Palace, Gary Hooper, który pojawił się na murawie, gdy losy spotkania były już przesądzone.
Pojedynek rozpoczął się chaotycznie z jednej i drugiej strony, wszakże lepiej w tym nieładzie odnajdował się zespół zajmujący przed wczorajszą konfrontacją 14. miejsce w ligowej tabeli.
Powoli sytuacja jednak się stabilizowała. A stabilizacja z Norwich przecież wygląda mniej więcej w ten sposób:
Minął kwadrans. Ruddy wznawia grę z piątki dalekim wykopem. Piłka po wygranym pojedynku główkowym przez Gerrarda i nieudanym przejęciu jej przez środkowego pomocnika Norwich, Leroya Fera, dociera do Luisa. Kątem oka widziałem wychodzącego po lewej stronie Sterlinga i byłem pewien, że nasz napastnik właśnie tam dogra piłkę. Nic z tych rzeczy… Koziołkującą piłkę Urugwajczyk w absurdalny i niezrozumiały sposób postanowił posłać w stronę bramki, do której było przeszło 40-metrów! Wariat pomyślałem. Po chwili wiedziałem, że nie tylko wariat, ale i geniusz. Oszołamiający gol!
Napór gospodarzy, przy rozochoconych przepięknym trafieniem trybunach na Anfield nie ustawał. Rzut rożny w 29. minucie wykonywał Philippe Coutinho. Płaska wrzutka Brazylijczyka przytomnie została przepuszczona przez Gerrarda i powędrowała w głąb pola karnego. Tam już czaił się El Pistolero. Przeładował, przymierzył i ładnym strzałem z lewej nogi z niewielkiej odległości trafił pod poprzeczkę. Piłka drugi raz zatrzepotała w siatce.
Nienażartemu Suárezowi wciąż było mało. Nieustannie „kąsał” Kanarki. W 36 minucie skompletował hattrick. Urugwajczyk przyjął piłkę na udo będąc rozpędzonym, „łyknął” jak dziecko Fera przerzucając futbolówkę tuż przed jego nosem i pięknym strzałem ze skraju pola karnego nie pozostawił żadnych złudzeń golkiperowi Norwich na skuteczną interwencję.
Przerwa. Suárez kontra Ruddy, Martin, Bennett, Bassong, Olsson, Howson, Johnson, Fer, Redmond, Hoolahan: 3:0.
Pod świetny występ Luisa podłoże przygotowywali aktywny Coutinho, energiczny i waleczny jak za dawnych lat Gerrard i z minuty na minutę rozkręcający się Allen.
W drugich 45 minutach obraz gry nie uległ zmianie.
Norwich oddało sporo strzałów wczorajszego dnia, lecz nie dochodziło do klarownych sytuacji podbramkowych.
W 52. minucie bliski strzelenia gola był nasz kapitan, ale jego strzał głową okazał się nieskuteczny.
Próbował też Sterling, próbował Henderson. Próbował rzecz jasna El Pistolero, ale kiedy on składa broń i zaprzestaje ostrzeliwania rywala?
Bliski szczęścia był także Allen, który potężnie kropnął z 35 metrów, lecz kunsztem bramkarskim popisał się ogolony na łyso Ruddy.
74. minuta – 25. metr – rzut wolny – Suárez – gol – Suárez 4 – Norwich 0.
Jak można się było domyśleć, to nie był koniec emocji. Ponownie bliski strzelenia gola był nasz kapitan, jednak po jego strzale piłkę z linii wybił obrońca.
Niestety Simon Mignolet nie mógł cieszyć się z czystego konta po środowym meczu. Wrzutka wyróżniającego się w drużynie Hughtona skrzydłowego Nathana Redmonda została zwieńczona bramką defensywnego pomocnika Johnsona. Bardzo ładnym uderzenie powędrowało w górny róg bramki bezradnego Belga. Bura należy się Aggerowi, który z kilkosekundowym opóźnieniem ruszył w stronę niepilnowanego wcześniej Anglika i jak łatwo można się domyśleć, było już za późno. 83. minuta i 4:1.
W 88. Gerrard w akrobatyczny sposób pokonałby Ruddiego. Mięciutka podcinka Coutinho wprost do wbiegającego Stevena okazała się być niezbyt dokładna. Nie przeszkodziło to Gerro sięgnąć ją stopą w pełnym biegu będąc odwróconym plecami do bramki. Legendarny już pomocnik Czerwonych na tyle skutecznie ją zbił w stronę bramki, że John Ruddy bezradnie zerkał, jak futbolówka leniwie toczy się obok niego i niechybnie zmieni rezultat gry na 5:1. Niestety, słupek uratował mu i całej drużynie Norwich skórę. Byłby to gol pasujących do pozostałych swą urodą.
Nie udało się Gerrardowi, to udało się Sterlingowi. Strzał à la… Gerrard sprzed lat (miło przypomnieć sobie wszystkie bramki, a wyszczególniony przeze mnie został gol numer 3):
Asystującym nie mógł być nikt inny, jak wciskający wszędzie swoje „trzy grosze” Urugwajczyk, który dostrzegł wbiegającego Sterlinga. 5:1. Rzeź niewiniątek.
Cóż można więcej napisać o tym spotkaniu, skoro wszystko jest przejrzyste? Być może to, że znów nieprzekonująca była nasza postawa w defensywie. Papierkiem lakmusowym tego twierdzenia niech będzie stracona w prosty sposób bramka i nieporadność, która czasem wkradała się w poczynania naszych defensorów.
Zdobyć hat-trick to sztuka. Ale zdobyć go w tak unikalny sposób to majstersztyk. Nie był to typowy van Nistelrooyowy „dokładacz” stopy, głowy, tułowia. Był to pokaz gracza kompletnego. Gracza, który zalicza się do ścisłej czołówki zawodników na świecie. Bez cienia wydumanego zaślepienia, a całkowicie obiektywnie można wrzucić go do jednego worka z Ibrahimoviciem, Messim, Ronaldo. Niektórzy dodaliby tam jeszcze Michaela Carricka. Musimy zrobić wszystko, by wywalczyć awans do Champions League, by Luis mógł dalej czarować nas na Anfield. Jeśli się to nie uda, musimy pozwolić mu odejść. Topowy piłkarz z nieposkromioną ambicją powinien walczyć o najwyższe cele.
To byłoby na tyle, o szczegółową analizę zatroszczyli się pewnie koledzy w dziale „Trzy Kropki”, tak więc do poczytania następnym razem!
Komentarze (3)
Jesli faktycznie wypisales te bledy, o ktorych myslales to nie wiem czy mozna je okreslic jako "masa", ale chwala Ci za to.
Z jednej strony rzeczywiscie wspomoc jakos, wypisac bledy chociazby. Z drugiej wytykac je w taki sposob jakby ich poprawa byla banalem. Jaka korekte? Kto bedzie Ci sprawdzal kazdy news, gdy sa wrzucane momentami co kilka minut. Pomijajac juz dlugosc takich artykulow. Naprawde mozna to poprawic, ale troche wyrozumialosci.
Panowie odwalają dobrą robotę i szacunek, że chce im się pisać podsumowania, oraz jednocześnie oglądać mecz i pisać relację na żywo.
Z całym szacunkem nie rozumiem po co wytykać takie rzeczy. Jak jesteś studentem filologii, lingwistyki, czy czegoś podobnego to cię usprawiedliwiam, a jak znalazłeś tyle tych błędów to chociaż wypisuj takie, z których można się pośmiać :)