Brak miejsca na pomyłkę
Od czasu powrotu do Premier League, West Ham United wydaje się skupować piłkarzy niechcianych w Liverpoolu. Może i Sam Allardyce nie jest ulubionym menadżerem miejscowej ludności, ale jakaś wdzięczność mu się pewnie należy. Kto, jak nie on uwolnił Brendana Rodgersa od bajońskich tygodniówek Joe Cole'a, Andy'ego Carrolla i Stewarta Downinga? W sobotę Młoty przyjadą na Anfield.
Zakontraktowanie trzech bardzo drogich w utrzymaniu piłkarzy, którzy Liverpoolowi dawali niewiele, było hojnym gestem Wielkiego Sama, ale danie jeszcze za nich ponad dwudziestu milionów funtów zakrawa na politykę Chelsea. Ten człowiek może i ma jakieś problemy z Kopites, ale teraz wygląda to tak, jakby chciał naprawić stosunki.
Żaden z wyżej wymienionej trójki nie spełnił pokładanych w nim nadziei na Anfield. Nawet nie zbliżyli się jakością swoich występów do uzasadniena swych płac czy kwot transferowych. Cole nie kosztował czerwonych nic, ale nawet to wydaje się być za dużą sumą, biorąc pod uwagę jego czas na Anfield. Zaczęło się od czerwonej kartki z Arsenalem w debiucie. Później nie było lepiej. Nie sądzę, żebym wcześniej widział, by jakikolwiek piłkarz tak znacząco obniżył loty, jak Cole po przeprowadzce z Londynu na Merseyside. Wyglądał, jakby z miejsca stał się dziesięć lat starszy.
W Chelsea zawsze grał na wysokim poziomie i regularnie stawał ością w gardle Liverpoolowi. Kibice the Blues go uwielbiali i nie ucieszyła ich wiadomość o jego odejściu, więc wiązano z nim wielkie nadzieje, kiedy zasilił szeregi Liverpoolu w 2010 roku. Podpisał pięcioletni kontrakt, według którego miał zarabiać wielkie pieniądze. Szybko jednak okazało się, że produkt z reklamy różni się od kupionego. Anglik stracił nagle umiejętność biegania, co jest sporym utrudnieniem, jeśli ma się być atakującym skrzydłowym. Cole w czerwonej koszulce grał po prostu strasznie. Jak na ironię, najjaśniejszy moment jego kariery to gol zdobyty z West Hamem z zeszłego sezonu w meczu wygranym 3:2. Kilka tygodni później powrócił do swojej dawnej drużyny za darmo. Kibice Chelsea i WHU go kochają. Kibice Liverpoolu? Nie bardzo.
Andy Carroll to inny przypadek. Jemu też się nie udało, ale w innych okolicznościach. W przeciwieństwie do Cole'a, to napastnik nadal pozostaje popularną postacią i ma dość dużą rzeszę fanów. Jedną rzeczą, która ich połączyła, to fakt, że w Liverpoolu długo leczyli kontuzje. Jasne, Carroll przybył do klubu z urazem, przez co jego pierwszy sezon automatycznie spisano na straty. W drugim miał swoje wzloty i upadki. Zdobył zwycięską bramkę w półfinale FA Cup z Evertonem, później pokonał bramkarza Chelsea w finale. Jeśli jednak dotykał dna, to po całości. Najbardziej pamiętam tragiczny mecz na St. James' Park. Fani, którzy niegdyś go podziwiali, wygwizdali go. Zmarnował świetną sytuację i dostał kartkę za nurkowanie.
Kampanię zakończył jednak w dobrym stylu. Rozegrał świetne zawody w ostatnim meczu z Chelsea na Anfield i wydawało się, że zaczyna się odnajdywać. Później zmieniono menadżera i Carroll stracił szansę na stabilizację, bo Rodgers zwyczajnie za nim nie przepadał. Napastnik jak miał swój dzień, to potrafił zagrać dobrze, ale grał za bardzo w kratkę. Z tego co widziałem, to dla Młotów jest bardzo pomocny. Z nim zdarza się im grać całkiem nieźle, bez niego jakby nie mieli sposobu na strzelanie.
Odejście Carrolla utrudniło sprawy Downingowi. Wydaje się, że zniknął zupełnie z radarów, odkąd opuścił Anfield. Wniósł w ogóle coś do gry West Hamu? Miejmy nadzieję, że nie wniesie w tę sobotę i nie przypomni ludziom o swoich umiejętnościach. Widziałem już podobne scenariusze i dlatego Downinga bardzo się obawiam. Przyłożył już palec do ust, gdy zdobył gola przed the Kop, nie chcę się dowiedzieć co zrobi, gdy strzeli dla drużyny przeciwnej.
Piłkarze West Hamu na pewno bardziej obawiają się tego meczu, ale wszystko zależy od tego, jaki zespół Liverpoolu wyjdzie na murawę. Jeśli będzie to drużyna, która przegrała z Hull, możemy być pewni porażki, a jeśli Luis Suárez będzie w takim nastroju, jak w środowy wieczór, to współczuję obrońcom Młotów. Może Rodgersowi uda się zahipnotyzować Urugwajczyka i przekonać go, że co tydzień gra z Norwich? Dzięki temu the Reds mogliby być pewni kwalifikacji do czołowej czwórki.
Suárez strzelił dziesięć bramek w czterech meczach na Anfield od czasu powrotu z zawieszenia, wliczając w to dwa hat-tricki. Na wyjazdach nie ma podobnego bilansu, bo ogólnie drużyna nie gra tam jakoś świetnie, ale nadal zdobył trzy bramki w pięciu spotkaniach. U siebie jest nie do zatrzymania i West Ham musi wymyślić jakiś sposób na spowolnienie Urugwajczyka, bo inaczej czeka ich długie popołudnie.
Na pewno za materiał treningowy służy poprzedni mecz tych drużyn na Anfield. Wtedy James Collins rozegrał prawdopodobnie najlepszy mecz swojego życia i wyłączył Suáreza z gry, dzięki czemu Młoty utrzymały bezbramkowy remis. James Tomkins też zagrał świetnie. Zapewne będą chcieli to powtórzyć, ponieważ w ten sposób sprawią duży zawód publiczności.
Dla Liverpoolu inny rezultat niż zwycięstwo to coś nie do zaakceptowania. Wynik z Hull to był wystarczający blamaż i nie można sobie pozwolić na powtórkę przed zbliżającym się okresem. Suárez znowu stanowi o sile drużyny, ale fajnie było zobaczyć bramkę Sterlinga z Norwich. Urugwajczyk był niesamowity, ale nie można oczekiwać, że wszystko zrobi samemu i wymaga się, by inni wnieśli coś pozytywnego do gry. Oby strzelony gol pomógł Sterlingowi odzyskać polot sprzed roku.
David Usher
Komentarze (1)