FSG wyciągnęło wnioski
Przez pewien czas Luis Suárez symbolizował problemy jakie Fenway Sports Group miało z wpasowaniem się w futbolowe zasady. Kontrakt który nie zapobiegał przejściu najlepszego piłkarza do ligowego rywala, to jeden przykład. Brak wyraźnego przywództwa, który doprowadził do tego, że klub na pewien czas stracił moralny kompas – gdy Urugwajczyk został uznany winnym rasistowskich zachowań – to przykład kolejny.
Wczoraj, kiedy Suárez podpisał nowy kontrakt, na kolejne cztery i pół roku i to bez awanturowania się, okazało się jasne, że piłkarz ten co raz bardziej staje się symbolem tego, jak daleko zaszli właściciele Liverpoolu. We współczesnym świecie rzadko kiedy udaje się podpisać tak znaczącą umowę, z piłkarzem tak bardzo pożądanym jak Suárez, z tak niewielką dawką dramaturgii.
„Kiedy będziemy mieli wam coś do powiedzenia, to powiemy” – to zdanie było mantrą, którą przekazywano od Boba Paisleya po Kenny'ego Dalglisha. Podkreślało ono jak bardzo Liverpool pragnął nie tyle zachować informacje dla siebie, co zapewnić sobie możliwość prowadzenia klubowych interesów, przy zachowaniu maksymalnej prywatności. Porozumienie jakie Ian Ayre wynegocjował z reprezentującym Suáreza Perem Guardiolą przypomina dni, gdy klub cały czas postępował zgodnie z ową zasadą, nawet jeśli Liverpool ciągle ma daleką drogę do przebycia, zanim osiągnie standardy, jakie poprzednicy wyznaczyli na boisku.
FSG wykonało swą pracę cicho i skutecznie składając 26-letniemu piłkarzowi ofertę, której nie mógł odrzucić: jeśli chodzi o pieniądze, będzie on zarabiał niemal dwukrotnie więcej niż dotychczas, a tygodniowo mniej więcej pięć razy tyle, na ile zgodził się, kiedy dołączył do Liverpoolu w 2011 roku. Oczywiście diabeł ukryty jest w szczegółach, można więc spodziewać się jakiegoś haczyka, ponieważ żaden topowy piłkarz nie podpisuje kontraktu, który nie zawiera ogromnej liczby klauzul. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Liverpool w rozmowach z Suárezem jest w najsilniejszej pozycji od czasu, kiedy ten pojawił się na Anfield.
Rażąca wada w jego poprzednim kontrakcie – owa ciągle dyskutowana klauzula, która pozwoliła Arsenalowi zbadać teren i wzbudzić zainteresowanie napastnika przez ofertę w wysokości 40 000 001 funtów – została usunięta. Zeszłego lata, kiedy wątpliwości dotyczące przyszłych losów Suáreza osiągnęły szczyt, John W. Henry, główny właściciel Liverpoolu, patrząc z perspektywy czasu przyznał, że lepiej by było, gdyby warunki kontraktu uniemożliwiały rywalom z Premier League nawet testowanie owej klauzuli. Tego problemu już nie ma. Liverpool nawet nie musi słuchać ofert z angielskich klubów, chyba że będzie miał na to ochotę.
To właśnie umiejętność uczenia się na własnych błędach pozwoliła FSG poprowadzić Liverpool tak, że klub jest teraz w lepszej kondycji – na boisku, jak i poza nim – niż był przez dłuższy czas. Zespół, którego sercem jest Suárez ciągle rośnie w siłę i pokonując Cardiff City na Anfield, wróci na sam szczyt. Klub, który w ostatnich czasach był rozdarty i podzielony, maszeruje pewny siebie.
Żeby taka transformacja mogła nastąpić, musiał być jakiś punkt zwrotny i ciężko jest oprzeć się wrażeniu, że był nim moment, w którym Henry i Brendan Rodgers utworzyli wspólny front i nie pozwolili Suárezowi na przenosimy do Arsenalu, których tak bardzo chciał.
Od tego czasu klub, główny właściciel oraz menedżer odzyskali autorytet, dzięki któremu mogą pokazać nawet Suárezowi, że jeśli jakieś decyzje mają zostać podjęte, to tylko na ich warunkach. Mimo iż na początku Suárez niechętnie zaakceptował ideę głoszącą, że nikt nie jest większy niż klub, teraz w pełni ją szanuje.
Liverpool jest na tyle rozsądny, że zdaję sobie sprawę, iż to się może zmienić jeśli nie uda się spełnić marzenia Suáreza o grze w Lidze Mistrzów zwłaszcza, jeśli zainteresowanie ze strony Realu Madryt zmieni się w formalną ofertę. Wie jednak, że udało mu się wynegocjować odpowiednio silną pozycję.
Być może były takie chwile, kiedy FSG zastanawiało się, czy Suárez jest wart wszystkich tych problemów, teraz jednak może stwierdzić, że Urugwajczyk zapewnił właścicielom szkolenie bojowe, którego tak potrzebowali.
Dzisiaj, kiedy cieszą się, że przyszłość Suáreza została ostatecznie określona, powinni świętować to, jak daleko zaszli i jak wiele zyskali z czasu spędzonego z napastnikiem.
Komentarze (4)