Okiem Scousera – część LIII
Zapraszamy Państwa do lektury kolejnej części Naszej kolumny. Dziś postaramy się podsumować rok w wykonaniu the Reds. Ostatnie dwanaście miesięcy przyniosły Liverpoolowi pierwszy raz od kilku lat więcej radości niż smutku, więc zapraszamy do lektury!
Dobry trzynasty
Rzadko w futbolu rok oznacza okres od stycznia do grudnia. Tutaj liczy się go od sierpnia do maja, pory roku są dwie, a tygodni trzydzieści osiem. Dlatego, gdy zbliża się Nowy Rok wszelkie podsumowania całoroczne nie pasują do świata piłki. Tytuły rozdawane są w maju, latem transferowe tornado odmienia oblicze wielu klubów a grudzień to po prostu środek rozgrywek, kiedy kompletnie nic nie jest rozstrzygnięte. Tymczasem Liverpool wyłamuje się ze schematu i wręcz powinien być oceniany za rok kalendarzowy. Styczeń 2013r. to narodziny drużyny Brendana Rodgersa. Pierwsze pół roku w klubie zawsze jest skomplikowane a już na pewno zwodnicze. Kenny Dalglish po powrocie zagrał świetną rundę, ale już w pełnym sezonie szło ciężko. Roy Hodgson nie potrafił zdobyć uznania fanów, nowych szefów a także piłkarzy i pierwsza pół sezonu było jego ostatnim. Rodgers znalazłby się pomiędzy nimi. Wynikami nie straszył ani nie imponował, ale zbudował solidne podstawy, które miały procentować. I tak się dzieje, od stycznia …
Cyferki
37 spotkań rozegrał Liverpool w 2013r. Oczywiście spotkań ligowych, które są jedynym właściwym wyznacznikiem poziomu zespołu. Z całym szacunkiem dla pucharów mają one minimalne znaczenie dla rozwoju klubu. Aby lepiej uzmysłowić sobie postęp jaki się dokonał uwzględniłem jeszcze jedno spotkanie z 2012r., aby rok kalendarzowy przypominał pełen sezon. Liverpool w ostatnich 38 kolejkach zdobył 72 punkty, strzelił 87 goli, stracił 40 i zanotował średnio 1,89pkt/mecz. Ten wynik to już krok do Ligi Mistrzów. Jednocześnie pięć kroków do przodu względem poprzednich osiągnięć. Nasze ostatnie zdobycze punktowe to 86pkt(2008/09 – 2. miejsce), 63(09/10 – 7.), 58(10/11 – 6.), 52(11/12 – 8.), 61(12/13 – 7.). Gołym okiem widać kolosalną poprawę względem czterech ostatnich sezonów, o których raczej nie będziemy chcieli pamiętać. Wejście na poziom 2pkt/mecz uznawałem latem za osiągalny i konieczny cel dla Liverpoolu, aby wrócić do europejskiej elity. Jeszcze na dwie feralne kolejki przed końcem roku byliśmy nad kreską ze średnią 2,12 pkt/mecz. Rodgers jest bardzo blisko osiągnięcia właśnie takiego poziomu w obecnych rozgrywkach, szczególnie że runda rewanżowa wiąże się z możliwością poszerzenia kadry w styczniu oraz jedynie jednym wyjazdem do drużyny ze ścisłej czołówki. Poprawa gry przeciwko silniejszym jest tak samo ważna jak zachowanie konsekwencji w pozostałych meczach, w których radziliśmy sobie w 2013r. świetnie.
Na brawa zasługuje liczba bramek zdobywanych przez ofensywny Liverpool Rodgersa. Blisko 2,3 bramek na mecz to kapitalny wynik. Dla porównania najlepszy zespół Beniteza z sezonu 2008/09 zdobył w lidze 10 bramek mniej. Skuteczność Suareza czy Sturridge’a budzi zachwyt, ale to sposób gry zespołu sprawia, że kibice po prostu wiedzą, że zobaczą piłkę w siatce właściwej bramki. Rzadko zdarza się mecz, kiedy Liverpool nie wypracowuje sobie przynajmniej kilku świetnych akcji. Rodgers ewidentnie woli zespół strzelający więcej bramek niż mniej ich tracący. Nie oznacza to ignorowania gry defensywnej, ale raczej nastawienie agresywne, które pcha zespół po trzy punkty w każdej sytuacji. Ostatnią rzeczą jaką można zarzucić Brendanowi to ograniczanie swojego zespołu poprzez grę na remis. Chce odważnych zawodników i sam też taki jest. Może to naiwność młodego trenera, ale to ryzyko z czasem się opłaci. Jeśli w poprzednim roku ciągle mało punktował przeciwko najsilniejszym to już ostatnie spotkania przeciwko Tottenhamowi czy Manchesterowi City zademonstrowały do czego zdolny jest jego futbol, nawet jeśli jeszcze na Etihad nie przyniosło to wymiernych efektów.
Jednak mimo wszystko liczba straconych bramek straszy. Jeszcze kilka lat temu 40 goli czołowe zespoły traciły w dwa sezony. Teraz moda na silne defensywy minęła, co uwidaczniają statystyki. Jednak problemem Liverpoolu nie są słabi obrońcy. Są to nieszczęsne stałe fragmenty gry. Nieważne czy to Arsenal, Hull czy czwartoligowiec. Jeżeli piłka ustawiona jest w narożniku lub wokół pola karnego Liverpoolu, jego kibice drżą ze strachu, bo wiedzą co za chwile ze sporym prawdopodobieństwem się stanie. Reina czy Mignolet, Sakho czy Agger, Enrique czy Cissokho, Toure czy Skrtel – to nie ma większego znaczenia. Tu potrzeba zmiany podejścia do bronienia rzutów wolnych i trenowania, trenowania, trenowania. Jeżeli o to nie zadbamy to w przypadku braku sukcesu w maju będziemy wiedzieć, o co mieć żal.
Progres jest widoczny. Liverpool w 2013r. grał równo, choć na różnym poziomie, ale zarówna na wiosnę jak i jesień forma szła w górę a styl zespołu ewoluował, osiągając kulminację na stadionie Tottenhamu, co zapewne pozostanie symbolem rozwoju the Reds. W kilkanaście miesięcy Rodgers nie tylko doprowadził zespół chwilowo na szczyt, ale również zbudował drużynę, która zaczęła wyglądać na zdolną nawet do nieosiągalnego mistrzostwa. Niekoniecznie za pół roku, może nawet nie za kilka lat, ale Brendan w 100% potwierdził się jako manager Liverpoolu. To nam daje komfort pracy na następne miesiące. Nie tylko widzieliśmy serię bramek przeciwko słabym zespołom ligi, ale także grę, z którą nie radzili sobie najlepiej nawet krezusi z niebieskiej części Manchesteru.
Najważniejsze, że zespół nie przestaje ewoluować. Wiosna była obiecująca, kończyła się takimi występami jak zmiażdżenie Newcastle na wyjeździe. Jednak poziom, do którego doszedł zespół obecnie przekracza tamtą granicę. Bardzo ciężkim zadaniem będzie utrzymanie tego trendu. Łatwiej się wdrapać do czołówki niż wejść na sam szczyt. Kolejna runda to nie czas na problemy. To nie czas na szukanie wymówek. Albo wciskamy gaz i atakujemy ligę, albo rzucamy białą flagę. Większość głównych rywali będzie grać na Anfield. Raczej nie będziemy grać tak często spotkań jak w ostatnich tygodniach, więc ryzyko kontuzji się zmniejszy. Do tego przy mądrze zainwestowanych pieniądzach w zimowym okienku Rodgers może pchnąć zespół do przodu. Wspaniale, że w ciągu jednego roku przeszliśmy z fazy użalania się nad smutnym losem klubu do myślenia nawet o tytule! Żadne liczby nie oddadzą tego jak bardzo poprawił się humor kibicom. To, że znowu iskrzy pomiędzy trenerami, kibicami czołowych klubów i nami jest wspaniałe. Nie ma nic gorszego w życiu kibica niż bycie ignorowanym przez głównych rywali. Świetnie wrócić do żywych!
Kluczowe dodatki
Na pewno wystrzał formy związany jest z przybyciem Coutinho i Sturridge’a. Jednak jeśli myślimy o całym roku nie wolno zapominać o nowych defensywnych dodatkach. Mignolet i Sakho odmienili naszą grę obronną. Niekoniecznie całościowo się ona poprawiła, ale przynajmniej dzięki nim nie zanotowaliśmy bardziej dramatycznego regresu. Ta czwórka dziś zaczyna mecze a przynajmniej powinna jak tylko zdrowie pozwala. To bardzo ważne dla rozwoju zespołu znajdować graczy, którzy faktycznie ulepszają obecny zespół i wzmacniają konkurencję. Najważniejsze, że to gracze ambitni, młodzi i żądni sukcesów. Przede wszystkim jednak odważni i otwarci na naukę, grzecznie słuchając Rodgersa. To dobry trend, który należy kontynuować w każdym kolejnym okienku. Dobrze wiemy, że nie każdy transfer jest udany, ale jeśli co okienko uda nam się wzmacniać jednym czy dwoma zawodnikami na poziomie wyżej wspomnianych to możemy być spokojni o rozwój zespołu.
Ciągle jednak Liverpool pozostaje drużyną niekompletną. Świąteczny festiwal spotkań pokazał jednocześnie olbrzymie możliwości jak i kruchość tej kadry. Ilościowo jedynie formacja obrony jest kompletna, chociaż gorzej z jakością. Wzmocnień wymaga głównie środek pola i ofensywa. Bez rotacji nawet mimo osiągnięcia bardzo interesującego stylu gry przegramy walkę o awans do Ligi Mistrzów. Natłok spotkań musi oznaczać zmiany, ponieważ gorsze od narażania się na zły wynik jest narażanie zawodników na urazy. Sakho i Allen wypadli na kilka tygodni i mają szczęście. Przykładowo w podobnej sytuacji Lucas stracił nie tylko rok gry, ale także życiową formę, do której bardzo trudno mu powrócić. Rotacja to obowiązek rozsądnego trenera. Nie wszystko da się przewidzieć, ale jeśli po meczu Brendan mówi o tym, że niektórzy zawodnicy grali nie w pełni sił czy na zastrzykach to nie świadczy o nim najlepiej. Sytuacja kadrowa jest skomplikowana, ale to obowiązek klubu przygotować kadrę do rozgrywek. Przy obecnej intensywności spotkań ciężko wymagać od piłkarzy, żeby zagrali na najwyższym poziomie dwa takie mecze jak wyjazdy na Etihad i Stamford Bridge bez czasu na pełną regenerację.
Dlatego kolejne okienko znowu wydaje się kluczowe. Zespół już jest. Bramka mocno obstawiona(chociaż Simon ostatnimi meczami jakby wołał o konkurencję). Obrona mogłaby grać lepiej, ale raczej do poprawy treningowo niż personalnie. Pomoc interesująca, ale na pewno wymagająca dodatków i silna ofensywa, ale bez żadnych opcji z ławki. W każdym razie dzięki dobrej pracy przy transferach w 2013r. dziś nasze potrzeby nie są olbrzymie i desperackie a raczej rozszerzające kadrę. Rodgersowi może być trudno znajdować zawodników, którzy wyraźnie podniosą poziom zespołu. Dziś podstawowa jedenastka nie ma tylu słabych punktów co przed rokiem. To dobry znak. Ważne, żebyśmy brali zawodników jakby mieli oni zrobić różnicę w składzie a nie z myślą o uzupełnieniu. Nie wolno nam inwestować w przeciętność, bo ta niczym zaraza znowu rozprzestrzeni się w szatni.
Twarde przywództwo
Nie zawsze zgadzam się z metodami Rodgersa czy amerykańskich właścicieli. Niektóre decyzje personalne czy kierunki , w które pchany jest klub wydają się nieodpowiednie. Trudno zaakceptować serię rozstań z graczami, z którymi wiąże się wiele wspomnień. Z tymi, którzy tworzą jedyną więź pomiędzy tym wielkim i czarującym Liverpoolem sprzed pięciu lat a chwilą obecną. Ciężko przetrawić hollywoodzkie podejście do obozu przygotowawczego. Niezrozumiałe jest podnoszenie cen biletów, kolejne. Także strategia wypożyczania zawodników zarówno do i jak z klubu może budzić wiele zastrzeżeń. Jednak nic nie wywoływało takich kontrowersji jak postępowanie wobec Luisa Suareza.
Urugwajczyk, niekoniecznie świadomie, zawsze jest w centrum wydarzeń. Wiosną zdenerwował wszystkich, kiedy ugryzł przeciwnika. Latem obraził kibiców, kiedy chciał odejść. Dodatkowo ich rozczarował tym jak mocno zależało mu na przejściu do Arsenalu. Jesienią odzyskiwał zaufanie a zimą paradował już z opaską kapitana, grając najlepiej w piłkę na Wyspach. Typowy Suarez, który w kółko wędruje od zera do bohatera i z powrotem. Jednak w tym punkcie chwalić trzeba zarząd i Rodgersa za sposób w jakim zapanowali nad sytuacją. Zachowali cierpliwość i nieustępliwość. W pół roku z nieszczęśliwego gracza, który przeniósłby się do ekipy, która nawet nie dominuje w Londynie, otrzymali najlepszego napastnika w lidze(może nie tylko), z nowym kontraktem, chroniącym klub przed niekorzystną sprzedażą. W końcu mają też lidera na boisku, którego potrzebowali. Nawet decyzja o przekazaniu chwilowo opaski Luisowi, z początku kontrowersyjna, okazała się słuszna.
Jednak klub to nie tylko 38 spotkań w sezonie. To także pracownicy w Melwood, kibice, stadion, pewna filozofia. Całościowo pierwszy raz od dawna Liverpool notuje znaczną poprawę. Klub może wewnątrz się gotować, poszczególne działy mogą się spierać, walczyć o swoje, ale nawet jeśli miałoby się palić nic nie może wychodzić na zewnątrz. Klub znowu wygląda poważnie i jest zjednoczony. Nawet jeżeli miałby to być tylko lukrowany wizerunek to ostatnia rzecz jakiej nam potrzeba to kolejne publiczne pranie brudów. Wiele zyskano „kosztem” Suareza, ponieważ przeciwne mu media chcąc być konsekwentne stanęły po stronie Liverpoolu w czasie letniego sporu. Oczywiście dobra dyspozycja zespołu w lidze także pozytywnie wpływa na odbieranie klubu przez media czy własnych i nie tylko kibiców. Bardzo ważne w pracy FSG jest dbanie o rozbudowę Anfield. Decyzja zapadła, nie będzie futurystycznego obiektu w parku Stanley, który pozostałby jedynie makietą. Trwa żmudny proces prowadzący do zwiększenia obecnego obiektu. To rozwiązanie tańsze i bardziej realistyczne, przyziemne, dające szanse na finalizację. Przy okazji należy uprzytomnić część fanów z czym jest związany taki wydatek. Każde dodatkowe miejsce to przyszły zysk. Jednak koszt poniesiemy dziś. Jeżeli będziecie zastanawiać się kolejnym razem, dlaczego Liverpool nie dołożył kilku „drobnych” milionów do wystrzałowego transferu, miejcie na uwadze rozbudowę stadionu.
Dojrzałość
Liverpool AD2013 to zespół zarówno porywczy, nieobliczalny, ale nieco w ukryciu dojrzały. Sympatyczne, wysokie zwycięstwa nad malutkimi, szczególnie na Anfield to znak firmowy tej drużyny, ale nie zabrakło momentów, w których zwycięstwo przyszło w bólach. Początek obecnie trwającego sezonu to nie był najlepszy futbol, ale mądra drużyna. Liverpool potrafił przezwyciężyć swoje słabości, przyjmując czasem karykaturalne postaci. Przecież ultradefensywne występy w drugich połowach przeciwko United czy Villi to nie był znajomy obrazek. Jednak silne drużyny poznaje się po tym jak radzą sobie w momentach kryzysowych. Zabawne, że doprowadziło do tego odmłodzenie kadry. W końcu ten zespół na boisku stanowi monolit. Każdy równo odpowiada za wynik a dobrego ducha w zespole widać po każdej strzelonej bramce. Takiego efektu można było oczekiwać po trenerze z takimi zdolnościami interpersonalnymi.
Wielu poszczególnych zawodników mocno wpłynęło na osiągnięcia w mijającym roku. Mignolet mimo słabszej końcówki okazał się kluczowym graczem w pierwszej części sezonu. Sakho wniósł olbrzymi zastrzyk jakości do gry obronnej. Toure okazał się żywiołowym i niezbędnym piłkarzem na starcie. Gerrard nawet w słabszej dyspozycji potrafił świetnie podawać z rzutów wolnych czy rożnych. Bramki Sturridge’a zapewniły nam masę punktów, podobnie jak całokształt gry Suareza. Kreatywność Coutinho czy przebojowość Sterlinga także się liczą. Podobnie jak ruchliwość Allena czy ogromny postęp Hendersona. Właśnie w osobie Jordana widzę gracza, który odnotował największy przeskok jakościowy w roku 2013. Graczem roku musi jednak zostać Suarez, nawet jeśli stracił masę czasu przez kanibalskie instynkty.
Prognozy na czternasty
Po prostu kontynuacja. Nic więcej. Dalej w spokojny, ale odważny sposób rozbudowywać zespół. Dalej dbać o zawodników. Dalej rozwijać ich umiejętności. Dalej poprawiać grę całego zespołu. Dalej poprawiać wyniki. To nie moment na rewolucję. To nie moment na zaburzanie funkcjonowania całego klubu jak również jego finansów. Tak samo to nie czas na konflikty. Po prostu stabilizacja. Transfery zawsze są mile widziane, ale nie jesteśmy w takim położeniu jak Arsenal latem, żeby rozbić skarbonkę. Możemy już konkurować na boisku z najsilniejszymi(chociaż bez takich skrajności jak dwa tak ciężkie wyjazdy w trzy dni jak ostatnio), ale nie wolno nam zapominać, że od City i Chelsea dzieli nas jakieś kilka zer więcej w portfelu a od Arsenalu i United kilkadziesiąt tysięcy sprzedanych biletów więcej co dwa tygodnie. Są jeszcze oczywiście wpływy z Ligi Mistrzów. Każda dwucyfrowa liczba wydanych mln w nadchodzącym miesiącu to duży wysiłek właścicieli. Nie ma obaw. Oni też czują, że tym razem faktycznie jest wiele do wygrania. To już nie styczeń 2012r., gdy popełnili największy(najwyższy) możliwy błąd, działając impulsywnie.
Życzę wam w wszystkim radości w nowym roku. To nie pusty banał. Życzę wam przyjemności z kibicowania Liverpoolowi. Szczęścia w maju jak i drobnych uciech co tydzień. Niech po zwycięstwie wewnętrzny krytyk w was się schowa. Szanujmy naszych graczy i uczmy się ich doceniać za to jak radzą sobie w trudnych chwilach, które są naturalne w życiu piłkarza. Pamiętajmy, że to ciągle wielka, czerwona rodzina i traktujmy się lepiej. A jak w kimś ciągle będzie kipieć złość to niech przypomni sobie po co nam Manchester United!
Udanego czternastego!
Komentarze (4)
Ide sie nawalic gorzej niz ustawa przewiduje:)) MILEGO!!!!
Wszystkiego najlepszego czerwona rodzinko ;)