Trzy kropki: Mecz z Evertonem
We wtorkowy wieczór na Anfield byliśmy świadkami efektownego zwycięstwa Liverpoolu w derbach Merseyside. Do świata żywych powrócił Steven Gerrard i właśnie między innymi o nim możecie przeczytać w najnowszym wydaniu „Trzech kropek”.
O ogólnym przebiegu meczu… (Stone)
Koncentracja i pełne zaangażowanie towarzyszyły poczynaniom Liverpoolu od samego początku spotkania. Naznaczeni ogromną mobilizacją piłkarze raz za razem stwarzali zagrożenie pod bramką amerykańskiego weterana bojów derbowych. Strzały Suáreza, Hendersona oraz Sterlinga zostały wybronione, jednak niemoc strzelecką przełamał niesamowity tego dnia Steven Gerrard. Następnie swój niezwykły pokaz chirurgicznej precyzji i opanowania dał Daniel Sturridge. Zmartwiony tym faktem pewien charakterny Urugwajczyk postanowił, że przebiegnie z futbolówką przy nodze połowę boiska i umieści ją w siatce tuż przy słupku. Niebagatelne znaczenie dla możliwości ofensywnych rywala miała kontuzja Lukaku, który już w 21. minucie został sfaulowany przez swojego znajomego w niebieskiej koszulce. The Reds mogli uświetnić wygraną jeszcze przynajmniej dwoma trafieniami, jednak w drugiej połowie na boisku ktoś podmienił zawodnika grającego z numerem 15. Miejmy nadzieję, że osoba występująca w tej koszulce w pierwszej połowie powróci na niedzielne spotkanie. Kilku rys na zwycięstwie przysporzyła niefrasobliwa defensywa, zbyt dużo strzałów zostało oddanych w kierunku belgijskiego specjalisty od instynktownych interwencji, a wskaźnik posiadania piłki niebezpiecznie przesuwał się w stronę ekipy z niebieskiej części Merseyside. Niech to szlag, po co wytykać mankamenty, przecież zdemolowaliśmy odwiecznych rywali 4:0, kiedyś trzeba po prostu oddać się euforii.
O imponującym Gerrardzie… (Hulus)
Jego oczy przy świętowaniu gola mówią wszystko o jego pasji i stosunku do derbów. On najlepiej wie jak okropnie zagrał w podobnej roli przeciwko AV. Jak na mądrego i ambitnego piłkarza przystało poprawił się i ani przez moment nie podjął złej decyzji. Oczywiście tym razem cały zespół grał w defensywie, więc mógł znacznie skuteczniej organizować grę w środku. W końcu kapitan nie bierze wszystkiego na siebie. Rzuty rożne wykonywał Suárez, karnego pozwolił strzelać Sturridge’owi a nawet wziął na siebie odpowiedzialność za jego pudło. Czapką nakrył ambitnego Barkleya a zablokowanie jednego z jego strzałów było równie imponujące jak zdobyta bramka. Tak właśnie wielki piłkarz odpowiada na krytykę.
O wyeliminowaniu słabych punktów… (Stone)
O jakże wielkiej zmiany dokonał Rodgers. Wpoił zawodnikom ideę, że broni jednak cały zespół i niestety leciwy kapitan już nie będzie biegał za trzech, a i na lewej stronie defensywy pewien Francuz może mieć problemy z rywalami i nie tylko. Pięknej wtorkowej nocy wybiegli na murawę chłopcy, którzy walczyli jeden za drugiego. W pewnym momencie piłka powędrowała z okolic pola karnego Liverpoolu na stronę rywali, gdzie mieli na nią czyhać Sturridge oraz Suárez, jednak żadnego z nich nie można było tam dostrzec nawet w najlepszych okularach, ponieważ harowali wówczas bardzo mocno w odbiorze starając się uniemożliwić rywalom skonstruowanie akcji. Pełna współpraca połączona z ogromnym zaangażowaniem pozwoliła przysłonić słabości zespołu. Menedżer pomógł desygnując do gry nominalnie trzech środkowych pomocników. Znakomity ruch. Gerrard rozegrał najlepsze spotkanie w sezonie, przypominał wielkiego gladiatora ze stambulskiego finału, pracowitość Hendersona jak zwykle nieoceniona, a Coutinho spoliczkował kilku wieszczących drastyczny spadek formy magicznego piłkarza. Co się tyczy obrony, nareszcie na prawej flance biegał osobnik wielce zaangażowany, przypominający o tym, że defensor przede wszystkim powinien wykazywać się w odbiorze, niestrudzenie biegać przeszkadzając rywalowi, balansować na granicy agresji i opanowania. Ostatnimi czasy po prawej stronie tych cech nie oglądaliśmy. Flanagana znakomicie wspierał Sterling. Przyszłość tej flanki maluje się w jasnych kolorach. Ciemniej po drugiej stronie boiska. Dzięki wielkiemu wsparciu ze strony napastników i bardzo dobrej asekuracji przez środkowych pomocników udało się zminimalizować wady Aly’ego. Niestety Francuz do czerwonego garnituru nie pasuje, a na dłuższą metę lekkie poprawki krawieckie uskuteczniane przez Brendana mogą nie wystarczyć. Słabszy w ostatnich walkach punkt sam zdołał się naprawić, ot takie zjawisko. Simon Mignolet zagrał tak, jak nas do tego przyzwyczaił. Oby jego forma dryfowała w stronę popisów z pierwszej części sezonu. Ostatniej wytykanej słabości, czyli środkowej części defensywy, należą się słowa uznania. Škrtel zaliczył bezbłędny występ. Może to opaska uciska na obszar mózgu odpowiedzialny za niefrasobliwe zagrania? Touré spisał się poprawnie. Taki poziom często wystarczy. Wyeliminowanie słabych punktów to zasługa Brendana Rodgersa. Wielkie brawa dla menedżera. Trzymać taki poziom mobilizacji do końca!
O bramkach Sturridge’a i pazerności w końcówce… (Hulus)
Obie bramki i dyspozycja zwłaszcza w pierwszej połowie to demonstracja jego potencjału. Najpierw świetnie wykorzystał lukę w obronie Evertonu i spokojnie wykończył podanie Coutinho. Niewiele później perfekcyjnie przelobował Howarda. Przygotowanie do tego uderzenia zachwyca. Gerrard wyświadczył mu niedźwiedzią przysługę dając mu szansę na hat-tricka. Chybiony karny przy 4:0 to nic strasznego, ale jego reakcja na to była niewłaściwa. Takie zdarzenia nie mogą się wyraźnie odciskać na jego kolejnych akcjach. Zdjęty raczej w celach wychowawczych i słusznie. Napastnik musi znaleźć równowagę pomiędzy swoją pazernością na bramki a zyskiem dla zespołu. Te proporcje u niego zostały zachwiane. To nie jest duży problem, ponieważ Sturridge ze swoim wykończeniem musi częściej szukać strzału. Szczególnie, że wśród pomocników brakuje regularnych egzekutorów. Musi jednak zrozumieć, że każdy piłkarz na boisku musi grać tak, żeby drużyna odniosła największą korzyść. Suárezowi to bardzo pomogło.
O wadze zwycięstwa w kontekście walki o Top 4… (Oski_LFC)
Kiedy ostatni raz Liverpool wkraczał w luty na miejscu w pierwszej czwórce? No właśnie, dosyć dawno. Wczorajsza wygrana jest bardzo ważnym krokiem w tej walce, ale nie ostatnim. Przed nami jeszcze starcia z Arsenalem, Tottenhamem, City i Chelsea na Anfield, a najważniejszy może się okazać i tak wyjazd na Old Trafford. Różnice punktowe wcale nie są duże, ale to my mamy przewagę nad resztą stawki. To cieszy i rozbudza marzenia o powrocie do elity. Wielkim rozczarowaniem byłoby nieosiągnięcie tego rezultatu, dlatego pozostaje wierzyć, że wszyscy, od zawodników, menedżera, aż po zarząd, zrobią wszystko, aby w maju z uśmiechem na ustach otworzyć szampana. Pierwsi muszą zawsze dawać z siebie tyle, ile na White Hart Lane czy wczoraj. Rodgers musi wyciągać wnioski, tak jak to również uczynił z Evertonem. Zarząd tymczasem dokonać wzmocnień przed zakończeniem okienka. Jewhen…
O następnym starciu z West Bromem… (Stone)
Euforia. Wielka wygrana. Teraz to pójdziemy za ciosem! Zmieciemy następnych rywali! Ileż razy przeżywaliśmy takie emocje po pięknych zwycięstwach Liverpoolu, aby następnie diabelsko się rozczarować. Na szczęście ten sezon jest odmienny. Od początku Liverpool chirurgicznie kolekcjonuje punkty z teoretycznie słabszymi rywalami. West Bromu lekceważyć nie wolno, napsuli krwi wielu możnym, jednak aby przybliżyć się do celu i udowodnić ambicje klubu należy zagarnąć trzy punkty z nieprzyjaznego terytorium. The Reds czeka wymagające wyzwanie. Wczoraj pokazali klasę w ofensywie i wielkie zaangażowanie w defensywie. Te cechy będą wymagane w niedzielę, a jeśli uda im się przybyć w odpowiednim czasie, trzy punkty powędrują w jedyne właściwe miejsce. Smaczkiem następnej potyczki pociech fanów z Anfield może być potencjalny debiut potencjalnego nowego nabytku. Cokolwiek wydarzy się w ostatnich godzinach okienka transferowego, niedziela, godzina 14:30 – dla każdego kibica the Reds obecność obowiązkowa.
Komentarze (3)
A tak po za tym po raz kolejny świetnie czyta się wydanie 3 kropek :)