Phil: Będziemy to zawsze pamiętać
Phil Thompson z bliska widział, jak Ian Rush pakuje czwartą bramkę Evertonowi na Goodison Park w listopadzie 1982 roku. Po ponad 30 latach, podobny scenariusz mógł zaobserwować z trybun Anfield, gdy we wtorkowy wieczór Liverpool rozbił gości 4-0.
- Powiedziałem swoim chłopcom, kim są fani Liverpoolu, dodając "pamiętajcie, gdzie jesteście i rozkoszujcie się tym" - powiedział dla Liverpool Echo.
- Ten wtorkowy wieczór to jeden z tych, które będzie się pamiętać do końca życia. Brzmi to może jak akt szaleństwa, ale coś takiego nie zdarza się często.
- Derbowe spotkanie to największe wydarzenie sezonu i mają ogromne znaczenie dla fanów obu ekip.
- Pamiętam mecz na Goodison z 1982, jakby to było wczoraj. The Kop wciąż śpiewa o Rushu strzelającym cztery bramki - ludzie nigdy tego nie zapomną, jak nie zapomną tego wtorkowego spotkania.
Wracając pamięcią do pierwszego spotkania derbowego w sezonie 1982-83, obrońcy tytułu pod wodzą Boba Paisley'a zajmowali pierwszą lokatę, podczas gdy Everton, prowadzony wtedy przez Howarda Kendalla, był zaledwie 13.
Przepaść pomiędzy obiema ekipami była widoczna, już w 37. minucie Glen Keeley obejrzał czerwoną kartkę za faul na Kennym Dalglishu, który wychodził na czystą pozycję.
- Prawdę mówiąc, Everton nie dysponował wtedy mocną drużyną - przyznaje Thompson. - My natomiast posiadaliśmy niezwykle silny skład.
- W momencie, gdy Glen opuścił boisko, mecz był już przesądzony. Jednak już wcześniej prowadziliśmy 1-0, mając pełną kontrolę nad spotkaniem.
We wtorek Liverpool prowadził już po 21 minutach gry, a pierwszą bramkę zdobył Steven Gerrard po dośrodkowaniu Luisa Suareza.
Podobnie jak w 1982, Liverpool dominował. Philippe Coutinho był perfekcyjny, zapewniając balans pomiędzy atakiem a defensywą the Reds. Martin Skrtel również pokazał się z bardzo dobrej strony, a Raheem Sterling wciąż nękał obrońców Evertonu.
I oczywiście Daniel Sturridge oraz Luis Suarez. Pierwszy z nich pokonał Tima Howarda dwukrotnie w zaledwie dwie minuty, zanim Luis Suarez w drugiej połowie dokończył dzieła.
- To, co najbardziej mi zaimponowało, to nasze nastawienie. Od początku zepchnęliśmy Everton do obrony, odbieraliśmy wysoko piłkę - mówi Thompson.
- Każdy pracował bardzo ciężko i każdy w równym stopniu przyczynił się do zwycięstwa. Gdy któryś z piłkarzy Everton był przy piłce, zaraz obok niego był ktoś od nas.
- Barcelona tę sztukę pressingu doprowadziła do perfekcji. To brzydsza strona futbolu, ale tego wymaga współczesna piłka.
- Tego się oczekuje od piłkarzy pokroju Gerrarda czy Jordana Hendersona, ale również Sterling i Coutinho ich wspomagali.
Liverpool odskoczył swoim rywalom zza miedzy w tabeli na cztery punkty, a zwycięstwo 4-0 wymazało z pamięci mecz z Aston Villą w poprzedniej kolejce Premier League.
Thompson wierzy, że Liverpool stanowi realne zagrożenie dla swoich rywali w walce o najlepszą czwórkę.
- Taki wynik bez wątpienia dodaje sił. To jednak działa w obie strony.
- Wracając do 1982, staliśmy się silniejszy po tym zwycięstwie. Nikt nie musiał rozmyślać nad tym meczem, szliśmy do przodu.
- Mieliśmy wtedy wspaniałych ludzi wokół, jak Ronnie Moran, Joe Fagan i Bob Paisley. Po półtorej godziny gry usłyszeliśmy tylko - teraz zapomnijmy o tym i skupmy się na następnym meczu. Te słowa na długo w nas zapadły.
- Podobnie jest teraz. Ważne jest wyjść znowu na boisko i udowodnić, że jest się profesjonalistą. Jeśli nie wygrasz następnego spotkania, poprzednie się nie liczy. Piłkarze muszą się skupić teraz wyłącznie na West Bromie.
- Kilka ważnych meczów przed nami. Zbliżyliśmy się do Chelsea, która w poniedziałek pojedzie na Etihad Stadium, by zmierzyć się z Manchesterem City.
- My niebawem podejmujemy Arsenal, co może nas również do nich przybliżyć.
- Ludzie cały czas mówili o walce o czwartą lokatę, jednak to może w przeciągu następnych kilku tygodni diametralnie się zmienić.
- My musimy się upewnić, że wykonamy swoją robotę. Wiemy, że potrafimy strzelać bramki, pozostaje kwestia tego, czy jesteśmy wystarczająco silni w defensywie.
Komentarze (0)