Monk o meczu na Anfield
Mimo porażki 4:3 w thrillerze na Anfield z Liverpoolem, Garry Monk – menedżer Łabędzi jest dumny ze swoich podopiecznych. Swansea udało się wyrównać stan gry w pierwszej połowie.
W odpowiedzi na szybkie gole Daniela Sturridge’a (3. minuta) i Jordana Hendersona (20. minuta) do bramki Simona Mignoleta strzelali odpowiednio: Jonjo Shelvey i Wilfired Bony i na tablicy wyników już w 27. minucie widniał remis – 2:2.
Sturridge ponownie wyprowadził Liverpool na prowadzenie, kiedy to w 36. minucie, po dośrodkowaniu Suáreza, pięknym strzałem głową, skierował piłkę do siatki. Do przerwy 3:2 dla Liverpoolu.
Już kilka minut po wznowieniu kibice gości ponownie cieszyli się z wyrównania, gdy w 47. minucie, z rzutu karnego podyktowanego za faul ákrtela w polu karnym, na Bonym, jedenastkę wyegzekwował sam poszkodowany.
W 74. minucie, po strzale Suáreza i rykoszecie, Henderson przytomnie zachował się w polu karnym i na raty pokonał Vorma.
Po 90 minutach kibice Liverpoolu odetchnęli z ulgą. Trzy punkty zostały na Anfield.
Garry Monk – menedżer Swansea, ubolewał nad początkiem meczu. Był jednak zadowolony z gry zespołu, wyciągając wiele pozytywnych wniosków po imponującej drugiej połowie w ich wykonaniu.
– Nie zaczęliśmy dobrze. Byliśmy za wolni, nie graliśmy piłką, mieliśmy z nią za dużo bezproduktywnych kontaktów.
– Powiedziałem chłopakom w przerwie, że jest nadzieja, wierzę w nich.
– Wyszliśmy naprzeciw drużynie, która walczy o triumf w całych rozgrywkach, grającą z taką jakością, jakiej my tak naprawdę nie mieliśmy.
– Myślę, że w drugiej połowie mieliśmy szanse, których nie wykorzystaliśmy, jednak zasłużyliśmy na więcej.
– Tak duża liczba meczów, jakie ostatnio rozegraliśmy, zupełnie nie wpłynęła na poziom energii u piłkarzy – powiedział Monk.
– Myślę, że gdybyśmy zaczęli mecz, tak jak zaczęliśmy drugą połowę, oglądalibyśmy zupełnie inne spotkanie.
– Zespół ma charakter. Nie martwię się o nastawienie. To zawsze było w drużynie, trzeba tylko wydobyć to na zewnątrz i myślę, że to nadchodzi i tylko pozytywnie wpłynie na grę.
– W meczu takim jak ten, na wyjeździe, daleko od domu, na Anfield, gdzie Liverpool rozbija zespoły, buduje się zaufanie do zawodników, oni zdecydowanie zasłużyli na przynajmniej punkt po takim meczu.
Zapytany o zwycięską bramkę Hendersona powiedział: – Czwarty gol padł po rykoszecie i nic nie mogliśmy z tym zrobić. Sami kreujemy swoje szczęście.
– W drugiej połowie wiedziałem, że jeżeli rozegramy to właściwie, możemy wrócić do gry i tak też się stało. Strzeliliśmy i szukaliśmy zagrożenia dla ich bramki.
– Do końca prosiłem o pressing, atakowanie, moim zdaniem to ważne jeśli chcesz wygrać albo zremisować spotkanie.
– Graliśmy do samego końca, do ostatniego gwizdka, ponownie. Nie mogę być bardziej dumny z moich zawodników. To był kolosalny wysiłek. Licząc liczbę meczów, jakie rozegraliśmy, dobra gra do końca jest ich zasługą.
Komentarze (4)