Aldo: Trzeba poprawić defensywę
John Aldridge był bardzo krytyczny wobec błędów popełnionych w defensywie w spotkaniu ze Swansea wygranym przez the Reds 4:3. Były napastnik Liverpoolu określił ten mecz „szalonym”.
Prawdziwą ulgą było usłyszenie końcowego gwizdka – napisał John Aldridge dla Liverpool Echo.
Gra defensywna Liverpoolu była bardzo słaba, co nie zdarzyło się po raz pierwszy. Na szczęście ofensywa znów zapewniła nam trzy punkty. Nie mogłem uwierzyć w liczbę błędów popełnionych w obronie. Komunikacja pomiędzy bramkarzem a czwórką obrońców nie istnieje.
Atmosfera z boiska przeniosła się na trybuny. Wszyscy byli zmartwieni przebiegiem meczu. Brendan Rodgers miał rację, kiedy mówił, że zdarzyły się sytuację, których nie da się wyuczyć na treningach.
Zdrowy rozsądek powinien być dla defensorów czymś naturalnym, a my sami sobie utrudnialiśmy życie.
Przed niedzielnym spotkaniem straciliśmy na swoim obiekcie tylko dziewięć goli, ale na wyjazdach jesteśmy bardzo podatni na utratę bramki. Wszystkie nasze obawy o miejsce w pierwszej czwórce znowu wyszły na wierzch.
Przy pierwszej bramce dla Swansea zbyt późno doskoczyliśmy do Nathana Dyera, a samo uderzenie Jonjo Shelvey'a nie dało nam dużego pola manewru w obronie. Niesamowite uderzenie.
Dwa następne gole nie były takie oczywiste. Nie powinno być faulu w sytuacji, która doprowadziła do rzutu wolnego z którego stracilśmy bramkę. Nie usprawiedliwa to jednak naszej słabej obrony tego stałego fragmentu. Nikt nie pokwapił się przykryć Wilfrieda Bonego.
Jeżeli chodzi o rzut karny to od dłuższego czasu wisiał w powietrzu. Już od kilku miesięcy można było usłyszeć i przeczytać komentarze na temat zachowania Martina Skrtela w swoim polu karnym.
Arbiter Mike Jones widział wielokrotnie jak Skrtelowi często wiele rzeczy uchodziło płazem. Widział w telewizji powtórki z akcjami Skrtela w polu karnym. Jego nastawienie można określić jako: "Na mojej warcie nie ujdzie ci to na sucho". Skrtel w wielu przypadkach miał szczęście, że nie dyktowano jedenastek. Cieszę się tylko z tego, że miało to miejsce w meczu, który udało nam się wygrać.
Rotacja w tylniej formacji spowodowana kontuzjami z pewnością nie pomaga. Młody Flanagan zagrał poprawnie, ale pozostała trójka obrońców i bramkarz, którzy są doświadczonymi reprezentantami swoich krajów, zrobiła sobie dzień wolny.
Coś musiało zostać zmienione po przerwie i menedżer zdecydował się zdjąć Daniela Aggera. Równie dobrze mógłby to być Martin Skrtel.
Całe szczęście, że nasza przednia formacja zapewniła nam trzy punkty. Pierwsza bramka Sturridge'a była świetna. W ostatnich tygodniach widzieliśmy jak Coutinho lub Gerrard posyłali takie podania, a Sterling dołączył do tego zacnego grona.
Raheem wykazał się dojrzałością po tym jak odebrał piłkę, utrzymał się przy niej i pięknie podał do Daniela. Dla mnie była to akcja meczu. Po frustrującej porażce z Arsenalem z pucharze, dobrze było widzieć Sturridge trafiającego do siatki.
Nie możemy jednak polegać na tym, że będziemy wygrywać mecze strzelając trzy lub cztery bramki. Mamy cały tydzień na przygotowanie się do meczu z Southampton i menedżer musi popracować ze swoimi obrońcami. Potrzebujemy tam lidera.
Niesamolubny Suarez
Luis Suarez zdobył tylko cztery bramki z ostatnich 33 strzelonych przez Liverpool. Niesamowita statystyka.
Wcześniej podczas sezonu mogliśmy się martwić jak będziemy się prezentować, gdy Suarez przestanie strzelać. W ostatnim miesiącu jego dorobek strzelecki nie wzbogacił się mocno, ale mimo tego nadal wygrywamy spotkania.
Inni piłkarze starają się sprostać wyzwaniu. Świetnie było zobaczyć Jordana Hendersona dwukrotnie trafiającego do bramki rywala. Henderson bardzo rozwinął się w tym sezonie, a teraz zaczyna dodawać do tego gole. Jego pierwsza bramka to wspaniałe uderzenie ze skraju pola karnego. Przy drugiej wykazał się grą do samego końca.
Chcesz oglądać swoich pomocników, którzy w taki sposób wbiegają w jedenastke przeciwnika. Suarez wygląda na lekko przemęczonego. Myślę, że jego pewność siebie ciutkę ucierpiała z powodu pięciu kolejnych spotkań bez strzelonej bramki.
Pomimo tego, że nie zdobywa goli to nadal w wielkim stopniu przczynia się do sukcesów drużyny. Jest bardzo niesamolubnym graczem. Nie bez powodu jest najlepiej asystującym piłkarzem Premier League.
Dobry weekend dla the Reds, ale nadchodzą trudne wyjazdy
Weekend ułożył się dla nas korzystnie dzięki temu, że Tottenham przegrał swój mecz z Norwich. Zapewnienie sobie miejsca w Lidze Mistrzów jest teraz w naszych rękach. Biorąc pod uwagę różnicę bramek to jesteśmy w zasadzie siedem punktów nad nimi. Jeżeli w przyszłym miesiącu uda nam się pokonać ich na Anfield to będą mieli sporo pracy do wykonania.
Nie możemy jednak wybiegać naszymi myślami dalej niż kolejne spotkanie. Wraz z wyjazdem na Old Trafford, potyczka z Southampton na ich terenie jest chyba najtrudniejszym meczem, który pozostał do rozegrania w tym sezonie.
Z całą pewnością musimy odpłacić Świętym. Pokonali nas na Anfield, a w poprzednim sezonie na St Mary's zanotowaliśmy kiepską porażkę. Posiadają kilku groźnych graczy ofensywnych, z którymi musimy sobie poradzić.
Duży wpływ Allena
Joe Allen zaliczył kluczowe dla losów spotkania wejście z ławki rezerwowych. Liverpool potrzebował trochę kontroli w środkowej strefie boiska. Allenowi udało się to zapewnić i zagrał świetne zawody przeciwko swojemu byłemu klubowi.
Odzyskiwał piłkę i dobrze podawał. Zdecydowanie wyraził chęć startu w pierwszej jedenastce w meczu z Southampton.
Wszystko zleży od menedżera, ale Allen grajacy razem z Hendersonem i Gerrardem może zapewnić większą stabilność w środku pola.
Komentarze (0)