Podsumowanie meczu
Przybyli, zobaczyli, zwyciężyli – tak najkrócej można opisać zakończoną sukcesem misję podboju St. Mary’s. Drużyna Artura Boruca nie sprostała dobrze dysponowanym liverpoolczykom i dała sobie zaaplikować trzy bramki, nie odpowiadając przy tym żadnym trafieniem.
Święci utarli nosa wielu potentatom w tym sezonie. Pochettino i spółka do dobrego futbolu prezentowanego na murawie dokładali co rusz satysfakcjonujące wyniki i każdy zespół przyjeżdżający do nich w delegacje musiał czuć przed do lubiących czasem „nawywijać” Świętoszków respekt.
Zwłaszcza bardzo zadowalająca była dla ekipy Southamptonu pierwsza cześć rozgrywek. Z biegiem czasu świetny Lallana i zabójczy w polu karnym Paul Lambert wraz ze swoimi kompanami z boiska spuścili nieco z tonu. Pomimo „zadyszki” the Reds w pełnym rynsztunku i maksymalnie skupieni chcieli zgarnąć pełną pulę, bowiem w wypadku wygranej Czerwoni mogli wskoczyć na drugą lokatę kosztem Arsenalu, który zgubił punkty w pojedynku ze Stoke City.
Warto przypomnieć, że to właśnie Southampton wyhamował jako pierwszy odprawiających z kwitkiem kolejnych rywali Liverpoolczyków. Gol Lovrena spowodował, że pierwszy i ostatni raz w tym sezonie gospodarze po spotkaniu na Anfield wracali do swych domów z podkulonymi ogonami. Z premedytacją napiszę w liczbie mnogiej – pałaliśmy żądzą rewanżu, gdyż osobiście bardzo liczyłem na to i zapewne wielu z Was, że uda nam się odgryźć za porażkę z jesieni i z poprzedniej kampanii, kiedy to na St. Mary’s bo słabym występie dostaliśmy „łomot” 3:1.
Przed pierwszym gwizdkiem Lee Proberta w mediach rozbrzmiewały magiczne cyfry, którymi okraszona była ta konfrontacja. Suárez miał wystąpić po raz setny w angielskiej ekstraklasie. Młody Raheem Sterling stawał przed okazją rozegrania 50 meczu w Premier League. Zaś Daniel Sturridge „śrubował” rekord kolejnych potyczek z rzędu z golem na koncie. Liderujący w tej klasyfikacji Ruud van Nistelrooy wyprzedzał czarnoskórego napastnika o 2 kolejne spotkania z pokonanym bramkarzem rywali.
Sterling na ziszczenie swojego jubileuszu musiał cierpliwie poczekać. Szkoleniowiec przyjezdnych postanowił, iż urodzony na Jamajce skrzydłowy rozpocznie sobotnie zmagania na ławce rezerwowych. Zamiast niego ujrzeliśmy Walijczyka Allena, tak świetnie radzącego sobie po wejściu z „hebla” podczas thrilleru ze Swansea.
Miejscowi bez szczególnych niespodzianek. Powracający po kontuzji Wanyama na swój strój piłkarski przyodział dres, gdyż nie był jeszcze w pełni sił, by walczyć przez większą cześć meczu. O kontuzjach w naszym zespole pisać nie będę – szkoda klawiatury. Mimo że Mamadou Sakho powrócił do treningów, jest jeszcze zbyt wcześnie, by ryzykować zdrowiem Francuza i były gracz PSG nie znalazł się w kadrze na ten pojedynek.
Sobota, 18:30 – ruszamy!
6. minuta. Flanagan przechwytuje piłkę głęboko na naszej połowie. Zagrywa do środka, gdzie ustawiony jest Coutinho. Brazylijczyk bardzo ładnym 40-metrowym podaniem uruchamia rozpędzonego przy linii bocznej Sturridge’a. Anglik doskonale przyjmuje piłkę i wpada w pole karne, robi się naprawdę gorąco… Ma ostry kąt, czy zdecyduje się oddać strzał? Nie! Dostrzega El Pistolero, który mknie przez środek pola karnego… Czy SAS zagwarantuje nam prowadzenie? Niestety nie! Fonte rozpaczliwym wślizgiem wybił futbolówkę na korner i tym samym uratował własny zespół od pewnej zguby.
Od tej chwili optyczną przewagę uzyskali gospodarze. Nieustannie zasypywali nasze przedpole bramkowe dośrodkowaniami, a Luke Shaw częściej był na naszej połowie niż na własnej.
Ale co z tego, jak drugi szturm najbardziej śmiercionośnego duetu snajperów w Zjednoczonym Królestwie przyniósł po kwadransie gry prowadzenie! Luis opanował piłkę na połowie rywali i osaczony przez przeciwników oddał ją Sturridge’owi jednocześnie wychodząc do zagrania zwrotnego. Były piłkarz Chelsea niezbyt udanie odegrał, piłkę wydawało się, że przejmą defensorzy, jednak ta po istnym „bilardzie”, odbiwszy się od 2 obrońców trafiła do tego, który zawsze zachowa chłodną głowę tam, gdzie reszta jest zdezorientowana. Suárez kontra Boruc… GOOOOOOOOL! Pewny strzał wewnętrzną częścią stopy tuż przy słupku! Przełamanie Urugwajczyka! To musiało wreszcie nastąpić!
Od tej chwili zabarykadowaliśmy się we własnej strefie obronnej licząc na kontrataki. Dwóch bocznych obrońców Świętych, Chambers oraz kapitalnie rokujący na przyszłość Shaw nękali nas odważnymi wejściami. Bardzo aktywny był Lallana, który na każdej akcji gospodarzy musiał postawić swój „stempel jakości”.
32. minuta. Schneiderlin przerzuca ciężar gry na prawe skrzydło. Tam o własne nogi „zabija” się Johnson, robiąc tym samym miejsce do dośrodkowania Chambersowi. Dobra centra odnajduje Lamberta, któremu nie zdążył przeszkodzić niepewnie interweniujący Škrtel. Ricky, zachował się nie tak, jak na kibica Liverpoolu przystało – swoim przytomnym zagraniem otworzył drogę do bramki the Reds Lallanie! Reprezentant Anglii niepilnowany na 8 metrze, Mignolet wybiega z bramki, lecz może tylko odprowadzać wzrokiem delikatnie kopniętą przez kapitana Southampton piłkę… Słupek! Centymetry dzieliły nas od tego, byśmy od środka wznawiali grę.
10 minut później belgijski bramkarz ratuje nas z opresji! Kolejna dynamiczna akcja lewego obrońcy miejscowych. Shaw płasko zagrywa futbolówkę w głąb naszej szesnastki, Lambert cudownie przepuszcza podanie między nogami do ustawionego za nim Jaya Rodrigueza… Uderzenie po ziemi! Mignolet instynktownie broni!
Przerwa. Pomimo korzystnego wyniku prezentujemy się mało korzystnie. Z przebiegu spotkania może się wydawać, że to piłkarze Southamptonu trzymają nas na wodzy i kwestią czasu jest tylko, kiedy wyrównają stan gry. Musimy znaleźć środek zapobiegawczy na ich śmiałe poczynania ofensywne. Z uśmiechem na twarzy mogę dodać, iż udały się nam te poszukiwania.
Początkowa faza drugiej odsłony konfrontacji ponownie przebiegała pod dyktando gospodarzy, jednak do czasu. 56 minuta na boisku melduje się Raheem Sterling. Nikt nie zdawał sobie wówczas sprawy, że to istny zły omen dla gospodarzy. Kilkadziesiąt sekund później…
…żmudnie rozgrywamy atak pozycyjny. W końcu z głębi pola na odważne prostopadłe podanie do Urugwajskiego napastnika zespołu z Merseyside decyduje się Gerrard. Luis wybornie urywa się obrońcy i precyzyjnie zagrywa do szybkiego Sterlinga… Raheem uderza z pierwszej piłki… GOOOOOOOOOOL! Dzień dobry, tak się wchodzi na boisko! 0:2! Pierwszy kontakt z piłką naszego skrzydłowego i od razu trafia do siatki!
Od tej pory przygwoździliśmy doszczętnie oszołomionych zawodników Pochettino. Do 90 minuty byli już bezproduktywni w ataku i nieprzekonujący w obronie. Dobrze układała się współpraca trzech panów „S” z miasta Beatlesów, lecz brakowało szczęścia – czy to w sytuacji, kiedy Daniel uciekł przed interwencją Boruca i wstrzelił piłkę wzdłuż bramki, jednak nie było tam nikogo, kto by ją wpakował do siatki. Bądź też wtedy, kiedy Suárez odebrał piłkę Fonte i na siłę próbował dograć do Sturridge’a, mogąc samemu zakończyć akcję strzałem.
W 74. minucie Luis chytrze kropnął z „krótkiej nogi”, wszak piłka minimalnie minęła dalszy słupek „świątyni” „Holie Goalie”. Tuż po tym na strzał z dystansu zdecydował się Gerrard… Piękna robinsonada Boruca! Rożny. Jak go wykonaliśmy? Ano El Pistolero uderzył bezpośrednio z narożnika boiska! Artur z trudem sięga piłki!
Doliczony czas gry. Dalekie „cross” do ustawionego na szpicy Suáreza. Nasza „siódemka” ma sporo miejsca, holuje piłkę w stronę pola karnego… Balansem ciała zwodzi Fonte’a… KARNY! Bezpardonowe spóźnione wejście obrońcy. Bez dwóch zdań należała się nam jedenastka.
Piłkę ustawił Gerrard.. Prawe okienko bramki, wyśmienity strzał!
Koniec meczu. Pewne 0:3 po dość nerwowej pierwszej połowie. Cieszy czyste konto i solidna gra defensywna. Jeszcze bardziej cieszy przebudzenie uśpionego tygrysa, jakim jest nasz Urugwajczyk. Po przerwie na spotkania reprezentacyjne czeka nas prawdziwy szlagier na Old Trafford i przystąpimy do niego z wielkimi nadziejami i w świetnych nastrojach. Módlmy się o to, by tego błogostanu nie zmąciła kontuzja żadnego z naszych zawodników.
Komentarze (3)