Podsumowanie meczu
Liverpoolczycy „rozbebeszyli” wypukłe od głodu zwycięstw brzuchy wszystkich osób związanych z odwiecznym rywalem, Manchesterem United. Po jednostronnym widowisku przyjezdni wystawili „fakturę” na trzy bramki oraz na zasłużone trzy punkty, a zapłatę dumnie zabrali nad rzekę Mersey.
Można by rzec, że Brendan Rodgers Company poczynili na swoim przeciwniku istne harakiri, bowiem przy odrobinie szczęścia wynik mógłby być a nawet powinien być wyższy! Brzmi to okrutnie i ma tak brzmieć: wygrana 3:0 pozwoliła zachować strzępy honoru, zszarganego tak potwornie w tym sezonie.
Kto o zdrowych zmysłach poprzysiągłby, trzymając jedną rękę na Biblii, zaś drugą w górze, iż z Jonem Flanaganem i młodym, wielce chimerycznym Raheemem Sterlingiem, którego większość chciała oddać na wypożyczenie (kajam się, bo również i ja) będziemy w stanie rywalizować z ustępującym już teraz mistrzem Anglii?
Kto wierzył, że Jordan Henderson zaliczy w końcu swój wałkowany w każdym wywiadzie „PROGRES”, podkreślający jego jakość a nie tylko paplaninę od rzeczy?
Pomimo iż w niedzielę graliśmy z zespołem nie przypominającym zespołu, tylko kilkunastu facetów mających różne role na stadionie, to mimo wszystko należy sowicie obsypać naszych chłopaków pochwałami.
Choć niektórych może mierzić bezustanne kilkudniowe zachwyty nad szkoleniowcem Czerwonych, tym niemniej jednak są one w pełni uzasadnione. Najlepszym kierowcą nie jest ten, który odnotowuje bajeczne wyniki na prostych odcinkach, zaś ten, który z wyczuciem acz zdecydowanie radzi sobie na wszelakich zakrętach.
Rodgers. Ze starego rzęcha zrobił najskuteczniejszy i jeden z najefektowniejszych „bolidów” nie tylko w Premier Leauge, ale także w Europie. Podrasował domowymi sposobami każdą część składową swego tworu, podkręcił każdy podzespół do granic możliwości. Mając wąski skład i niezliczoną liczbę przewlekłych urazów, mając przez dłuższy czas do dyspozycji surowego jak klimat Szwecji Cissokho, przykładowo – pomimo kilku drobnych błędów – w każdy następny wiraż wchodził z ogromnym impetem. A bodący oponentów szpic układanki Rodgersa jest jednym z najbardziej interesujących duetów napastników na świecie, odprawiający „dance macabre” w polu karnym przeciwległym do tego okupowanego przez Simona Mignoleta.
Gerrard. Serce Liverpoolu potrzebuje adrenaliny. Jeśli drużyna nie walczy o nic, to jej serce przechodzi w stan uśpienia. Jego świetna prezencja w ostatnich miesiącach jest niczym papierek lakmusowy wielkiego postępu całej drużyny. Steven wie, że zmierzamy w dobrym kierunku. Z bocianiego gniazda, które zajmuje przez szereg ostatnich lat, w końcu dojrzał upragniony ląd.
W tym miejscu należy pochwalić każdego naszego gracza z osobna. Wszyscy tworzyli kolektyw nie tylko w szatni na tablicy z formacją, lecz w każdej sekundzie meczu. Znamienitym jest fakt jak wspaniale skuteczny i jak elastyczny jest Rodgers. Ostatnie dwa mecze udowodniły, iż potrafi ugasić pożar w zarodku decydując się na zmianę ustawienia gwarantującego stabilność defensywy.
Spektakl w Teatrze Marzeń przeistoczyliśmy bardziej w operę najwyższych lotów, której nie powstydziłby się sam Puccini. Zagraliśmy śpiewająco w każdym akcie. Pozwolę sobie więc na wprowadzenie refrenu podkreślającego długie okresy gry, a brzmiącego: „Opanowaliśmy środek pola i przenieśliśmy ciężar gry na połowę rywali, natomiast Czerwone Diabły choć kłuły się wzajemnie po «czterech literach» zachęcając tym samym do ataków, byli kompletnie bezproduktywni i oddawali nam szybko futbolówkę”.
David Moyes nie mógł skorzystać z usług Chrisa Smallinga. Anglik wypadł ze składu niemal w ostatniej chwili na skutek kontuzji. Natomiast po drugiej stronie barykady na ławce rezerwowych zameldowali się długo wyczekiwani Sakho i Lucas Leiva. W miejsce Coutinho wprowadzony został Joe Allen, zaś Sterling ze skrzydła zawędrował do środka boiska, ustawiony na pozycji numer 10, operując za plecami naszego duetu napastników.
14.30, niedziela. Befsztyk z Czerwonych Diabłów czas zacząć przyrządzać!
3. minuta grilla. Sturridge mądrze urywa się Philowi Jonesowi co w porę zobaczył Henderson i dokładnym podaniem obsłużył swojego partnera z reprezentacji narodowej. Daniel z impetem wpada w pole karne, spóźniony obrońca United chce ratować siebie i swoją ekipę wślizgiem.. na próżno! Były piłkarz Chelsea dochodzi do pozycji strzeleckiej... prawa noga… Pudło, obok bramki! Było gorąco w szesnastce De Gei niczym w piekielnym kotle. Rubaszne śmiechy miejscowych kibiców niedługo ucichną na amen.
Opanowaliśmy środek pola i przenieśliśmy ciężar gry na połowę rywali, natomiast Czerwone Diabły choć kłuły się wzajemnie po „czterech literach” zachęcając tym samym do ataków, byli kompletnie bezproduktywni i oddawali nam szybko futbolówkę ×1.
Do tańca defensywę Diabłów cyklicznie brał Urugwajski Maserak (przepraszam Luis!). Tak było po niemal 20 minutach gry, gdy rozpaczliwie Luisa zatrzymał Fellaini. Każda akcja zaczepna gospodarzy natomiast była dławiona w zalążku.
Z sekundy na sekundę mecz się zaostrzał. Najpierw żółtko otrzymał Flanagan po przewinieniu na Januzaj, a następnie brzydkie wejście Rafaela w nogi ekspediującego daleko piłkę Gerrarda także zostało „nagrodzone” tym kolorem kartoniku.
Dosłownie kilka chwil po tym wydarzeniu Sturridge przerzuca ciężar gry na drugą stronę, gdzie czai się już Suárez. Najlepszy strzelec ligi opanowuje nieco nonszalancko piłkę, jednak pozwala mu to nabrać Rafaela... Zaraz, zaraz, Brazylijczyk ratował się zagraniem ręką! Sędzia Clattenburg nie waha się ani przez moment i wskazuje na jedenasty metr! Piłkę ustawia etatowy egzekutor rzutów karnych w ekipie z Liverbirdem na piersi...GEEEEEEEEERARD! Perfekcja! Perfekcja w każdym calu! Myli De Geę i idealnie przy słupku umieszcza piłkę w siatce! 34 minuta i zasłużone prowadzenie gości.
Chcący szybko zrehabilitować się zespół Moyesa za sprawą tego, który sprokurował rzut karny rzucił się do ataku i stworzył najgroźniejszą akcję w całym spotkaniu, oddając swój jedyny celny strzał na przestrzeni ponad 90 minut. Rafael popędził prawym skrzydłem, wycofał piłkę do ustawionego w okolicach 16 metra Rooneya... Mocny strzał broni Mignolet, ale to jeszcze nie koniec! Piłkarze w czerwonych strojach suną z dobitką! Świetnie Škrtel blokuje!
Opanowaliśmy środek pola i przenieśliśmy ciężar gry na połowę rywali, natomiast Czerwone Diabły choć kłuły się wzajemnie po „czterech literach” zachęcając tym samym do ataków, byli kompletnie bezproduktywni i oddawali nam szybko futbolówkę ×2.
Przerwa. Prowadzimy, gramy ładnie, pewnie, bez jakichkolwiek kompleksów oraz w pełni skoncentrowani…
… czego nie można powiedzieć o Manchesterze, który fatalnie wszedł w drugą odsłonę gry! Sterling dobiega do za mocno zagranej piłki niemalże pod linią końcową. Wymienia ją z Suárezem, jednak ten osaczony przez przeciwników oddaje futbolówkę Hendersonowi. Podcinka w pole karne do Allena… Karny! Jones powalił Walijczyka! Gerrard, czy hiszpański bramkarz United… De Gea wyczuwa intencję kapitana Liverpoolu jednak nie był w stanie obronić strzału Stevena, 0:2! Eksplozja radości wszystkich piłkarzy, Gerro całuje kamerę podobnie jak w 2009 roku!
W 50. minucie, a więc 180 sekund po podwyższeniu wyniku, piłka przetacza się delikatnie po ręce Johnsona. Bądźmy jednak szczerzy – gdyby takie coś wydarzyło się po przeciwległej stronie boiska również nie domagalibyśmy się podyktowania karnego.
Opanowaliśmy środek pola i przenieśliśmy ciężar gry na połowę rywali, natomiast Czerwone Diabły choć kłuły się wzajemnie po „czterech literach” zachęcając tym samym do ataków, byli kompletnie bezproduktywni i oddawali nam szybko futbolówkę ×3.
74. minuta. Gerrard ma sporo miejsca przed polem karnym… uderza… rykoszet… po niewłaściwej stronie słupka!
77. minuta. Sturridge wpada w pole karne by za chwilę paść w nim po interwencji Vidicia… Karny! Powtórki pokazują jednak, że serbski defensor nie spowodował upadku, a Daniel, używając nomenklatury teatralnej – wczuł się w rolę i za swą kreację otrzymał profity. Vidić usunięty z boiska za drugą żółtą kartkę. Ponownie oko w oko z golkiperem gospodarzy. Tym razem Gerro zmienił róg na swój lewy i szansa na hat-trick z rzutów karnych została zaprzepaszczona przez słupek… Obramowanie bramki ratuje Manchester przed statą kolejnego gola. Jak się miało okazać, nie na długo…
Nie upłynęło wiele czasu, a El Pistolero znalazł się w sytuacji sam na sam, jednak górą w tym starciu okazał się były bramkarz Atlético Madryt.
84. minuta. Sturridge szykuje się do uderzenia sprzed pola karnego, jednak kiksuje. Kiksuje na tyle szczęśliwie, że piłka trafia do wróżbity Macieja z Anfield (przepraszam Luis po raz drugi!), który zawsze potrafi przewidzieć kierunek lotu piłki zagubionej przed bramką rywali. Świetnie opanował futbolówkę, po czym spokojnie skierował ją obok bezradnego De Gei. Manchester United – Liverpool 0:3!
I od tej pory do ostatniego gwizdka sędziego… opanowaliśmy środek pola i przenieśliśmy ciężar gry na połowę rywali, natomiast Czerwone Diabły choć kłuły się wzajemnie po „czterech literach” zachęcając tym samym do ataków, byli kompletnie bezproduktywni i oddawali nam szybko futbolówkę ×4.
Mecz, którego głównym budulcowym i spoiwem było wapno, zakończyło się pewnym zwycięstwem przybyszów z miasta Beatlesów.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów spotkanie na Old Trafford miało większe znaczenie dla the Reds. Wszakże nie możemy się tą wygraną zbyt długo napawać, bowiem najważniejsze jest to, jak zakończymy maraton pod szyldem 2013/2014.
Nie zrozumcie mnie źle, ale walczymy dalej „wyłącznie” o Ligę Mistrzów, o to, by nie stracić upragnionego przynajmniej czwartego miejsca. Niech presję o większe cele czują sfrustrowany Ramires i rozkojarzony ostatnio Kompany. Jeśli będziemy gromadzić dalej komplety punktów, zobaczymy, co przyniesie jutro.
Wszystko po to, byśmy nie okazali się pisząc żargonem podwórkowym, frajerami. Sparafrazuję hasło promujące nową płytę świetnego zespołu Luxtorpeda – jest cukrowo, ale obyśmy nie okazali się burakami. Bo jest dobrze. Ba, nawet bardzo. Gratulacje dla zespołu za kapitalne zawody!
Komentarze (4)