Allen o kogutach, weselu i klubie
Kupowanie prezentów urodzinowych wschodzącym gwiazdom Premier League nie jest wcale takie łatwe. W ciekawy sposób z tym problemem uporała się narzeczona walijskiego pomocnika the Reds, Joego Allena, który w swoje 24. urodziny stał się dumnym posiadaczem koguta o imieniu Bruce.
– To był całkiem nieszablonowy prezent – przyznał Allen w rozmowie z dziennikarzami Liverpoolu Echo. – Byłem bardzo zaskoczony, kiedy otworzyłem pudełko!
– Już wcześniej mieliśmy cztery kury, więc teraz powstała naprawdę ciekawa ekipa zamieszkująca specjalnie wybudowaną zagrodę.
– Moim jedynym zmartwieniem były wczesne pobudki fundowane przez Bruce’a, jednak okazało się, że nie jest tak głośny, jak podejrzewałem. Był naszym talizmanem szczęścia podczas meczu z Manchesterem United.
W poprzednim tygodniu po Twitterze błąkało się zdjęcie piłkarzy Liverpoolu razem ze swoimi kobietami, którzy świętowali urodziny Allena. Reprezentant Walii zdradza, jak to naprawdę wyglądało.
– Nie było żadnej imprezy – przyznał. – To zdjęcie zostało zrobione podczas wspólnego posiłku w okolicach Świąt Bożego Narodzenia.
– Nie mam pojęcia, dlaczego to zdjęcie wypłynęło na powierzchnię dopiero teraz. Pomyślałem wtedy „jeżeli zagramy źle na Old Trafford, ludzie będą myśleli, że to skutek świętowania moich urodzin”.
– Jestem pewien, że żaden z nas nie imprezował na kilka dni przez derbami z United, co potwierdził zresztą nasz występ.
Trudno powiedzieć, że poza boiskiem Joe nie ma co robić, mając w domu syna Alfiego oraz psa. W czerwcu bierze ślub, jednak przyznaje, że w przygotowaniach do uroczystości pełni jedynie drugorzędną rolę.
– Już wcześniej miałem wiele zobowiązań na głowie, więc musiałem powiedzieć narzeczonej, że na tę chwilę nie potrzebujemy więcej zwierząt – mówił.
– Mówiąc szczerze, to przeważnie ona boryka się z planowaniem naszego wesela. Nie mogę powiedzieć, że pomagam dużo w tej kwestii.
– Moim wytłumaczeniem jest konieczność skupienia się na graniu w piłkę. Nie mogę się już doczekać uroczystości, jednak do tego czasu mam jeszcze wiele do zrobienia.
Allen jest zachwycony powrotem do składu Liverpoolu, który to będzie potrzebował wszystkich dostępnych sił, aby uczestniczyć w wyścigu po mistrzostwo Anglii do ostatniej kolejki.
Kontuzja ścięgna udowego oraz problemy z pachwiną ograniczyły jego występy w tym sezonie do jedenastu wyjść na murawę, jednak teraz Allen jest zdeterminowany, aby nadrobić stracony czas swoimi występami do końca sezonu.
– Atmosfera wokół Melwood wręcz buzuje, w końcu jesteśmy w tej chwili w świetnej formie. Bycie częścią tego to genialne uczucie.
– Wygrana z United była wskaźnikiem tego, na co nas stać oraz naszego postępu w tym sezonie.
– Dużo frustracji przyniosły mi kontuzje. To druga strona medalu i trzeba sobie z tym radzić.
– Z bycia poza grą też można wynieść dużo ciekawych wniosków. To sprawia, że bardziej docenia się możliwość codziennych treningów i pokazywania się z jak najlepszej strony podczas meczów. Dodaje mi to jeszcze więcej chęci do gry i przyjemności z tego, co robię.
– Powrót do drużyny i bycie częścią składową dwóch zwycięskich spotkań z rzędu to niezwykłe uczucie. Mam nadzieję, że do końca sezonu będę miał okazję pomagać drużynie regularnie.
Allen pierwszy raz po powrocie do składu pojawił się w meczu z Southampton, trzy tygodnie temu i grą w tamtym spotkaniu w pełni zasłużył sobie na wyjście w podstawowej jedenastce na Old Trafford.
Podczas obydwu meczów Walijczyk był ustawiany przez Brendana Rodgersa na lewej stronie ułożonej na kształt diamentu linii pomocy.
W spotkaniu wygranym z United 3:0 był jednym z najlepszych liverpoolczyków na boisku. Żaden z piłkarzy nie zdołał przekroczyć ustawionego przez Allena na poziome 91% progu skuteczności podań.
– Nie miałem wcześniej większego doświadczenia w grze w tej formacji, jednak zdążyłem ją już polubić po dwóch ostatnich meczach – mówił.
– Mam wrażenie, że drużyna dobrze spisuje się w grze w tym systemie. Razem z Jordanem, grającym po jednej stronie i ze mną po drugiej, wykorzystujemy całą swoją energię i potencjał na tych pozycjach.
– Myślę, że można powiedzieć, że to kolejna nowa umiejętność. Podoba mi się sposób, w jaki spełniam moją rolę na boisku.
Żaden z kompanów Allena z szatni nie zna go jednak lepiej, niż Brendan Rodgers. Walijczyk pracował już wcześniej pod skrzydłami północnoirlandzkiego menedżera przez dwa lata w Swansea City, zanim zaakceptował opiewającą na 15 milionów funtów propozycję dołączenia do Rodgersa na Anfield w sierpniu 2012 roku.
Allen przyznaje, że nie jest zdziwiony niebywałym wpływem menedżera na losy drużyny the Reds.
Liverpool będzie dziś w Cardiff przystępował do próby odniesienia szóstego ligowego zwycięstwa z rzędu, rozpoczynając mecz jako wicelider tabeli.
– Każdy w Swansea wiedział, że w końcu Brendan przeniesie się do większego klubu – stwierdził.
– Dokonał tu niesamowitych zmian, lecz to było nieuniknione. Większa część mojej decyzji o dołączeniu do klubu była poparta pewnością tego, że będę pracował z właściwym człowiekiem, który przywróci Liverpoolowi lata chwały. Chciałem być częścią tego.
– Jestem pewien, że jeżeli zapytacie jakiegokolwiek piłkarza, który miał okazję z nim pracować w Liverpoolu, to nikt nie będzie miał żadnych zastrzeżeń.
– Moje doświadczenie oparte na współpracy z nim w Swansea ułatwiło mi z pewnością decyzję o przenosinach. Wiedziałem, czego będą ode mnie wymagać. Brendan w ogromnym stopniu przyczynił się do poprawy mojej gry.
– Styl, jaki stara się nam zaszczepić polega na ciągłej gotowości do ataku. Chodzi o wdzieranie się za linię obrony, stwarzanie okazji i, przede wszystkim, strzelanie goli.
– Moim zdaniem to taki menedżer, z którym każdy piłkarz chciałby pracować. Pomaga w wydobyciu najlepszych cech na boisku oraz sprawia, że ma się wielką wiarę w siebie i pewność swoich umiejętności. Dzięki temu udało nam się podnieść poziom naszej gry o kilka stopni wyżej na przestrzeni tego sezonu.
W związku z tym, że Allen jest na Anfield od początku przygody Rodgersa z Liverpoolem, może przedstawić, jak wizja drużyny północnoirlandzkiego szkoleniowca rozwijała się na przestrzeni ostatnich dwóch kampanii.
Od pierwszych dni poprzedniego sezonu, grając formacją 4-2-3-1, the Reds dominowali w posiadaniu piłki, czego jednak nierzadko nie udawało się przekuć na wynik, zaś w ostatnich miesiącach liverpoolczycy tworzą drużynę, który, mimo tego, że mniej czasu ma piłkę przy nodze, posiada niezwykle efektywną ofensywę.
Przez 29 kolejek dotychczasowych kolejek the Reds zdołali strzelić aż 76 goli, a więc tylko jednego mniej od rekordu ustanowionego w sezonie 2008/2009.
– Brendan bardzo umiejętnie rozwinął każdego z nas z osobna. Każdy wciąż uczy się czegoś nowego – dodał Allen.
– Myślę, że niektórzy ludzie zagubili się w tej ciągłej gadce o tiki-tace i posiadaniu piłki w zeszłym sezonie. Sądzili, że to wszystko obraca się wokół tworzenia widowiska ładnego dla oka.
– Jednakże nam chodzi przede wszystkim o wygranie meczów i w tej kampanii znaleźliśmy kilka sposobów na to, jak to robić.
– Czasami stopień posiadania piłki nie będzie tak wysoki, jednak nam chodzi głównie o stwarzanie okazji i strzelanie bramek.
– Piękno tego sezonu stanowią również zmiany w formacji i personelu, które znacznie podniosły nasze możliwości i pozwoliły nam na lepsze zgranie się. Różnica pomiędzy tym, a poprzednim sezonem jest kolosalna.
– Do tej pory to świetna przygoda. Mamy w składzie piłkarzy pełnych głodu sukcesu i zdeterminowanych, aby osiągnąć coś w tym sezonie.
Joe Allen ostrzegł dodatkowo, że walczący o tytuł mistrzowski Liverpool nie może pozwolić sobie na obniżenie lotów podczas sobotniego spotkania z Cardiff.
The Reds celują w szóstą z rzędu wygraną w Premier League, jednak walijski pomocnik ostrzega przed niebezpieczeństwem czyhającym wewnątrz zagrożonego spadkiem zespołu Ole Gunnara Solskjæra.
– Musimy teraz pokazać, że ostatnie kilka zwycięstw nie poszło na marne – dodał Allen.
– Piłkarze Cardiff na pewno nie dadzą nam chwili odpoczynku. Będą walczyć o każdy punkt. To będzie bardzo trudny test dla nas.
– Świetny rezultat, po którym nastąpił słaby występ – widzieliśmy to w futbolu niezliczoną liczbę razy. Musimy być skoncentrowani.
– Jednak, znając charaktery chłopaków, nie podejrzewałbym nikogo o samozadowolenie. Teraz trzeba się skupić na utrzymaniu naszej serii zwycięstw.
– Będziemy musieli sprawić, żeby schodzić z boiska bez żalu, wiedząc, że zrobiliśmy wszystko najlepiej jak się dało. Jeśli zagramy tak dobrze, jak to miało miejsce do tej pory, powinno to wystarczyć do wywiezienia z Cardiff trzech punktów.
– Zapewne ludzie mogą już dostać szału od słuchania, że liczy się tyle następny mecz, ale to prawda. Każde spotkanie jest tak samo ważne, a my musimy jeszcze bardziej zwiększyć swoją czujność na tym etapie sezonu.
Zarówno Allen, jak i Rodgers znakomicie pamiętają wrogie nastawienie, z jakim przyjmowano ich w Cardiff podczas okresu, jaki obaj panowie spędzili w Swansea.
24-latek bardzo chętnie zakończyłby trwającą już 13 miesięcy niemoc strzelecką właśnie w meczu przeciwko piłkarzom ze stolicy Walii.
– Brałem udział w kilku niezwykłych derbowych meczach, kiedy grałem w Swansea. Pamiętam, że pierwszy ligowy gol, jakiego kiedykolwiek strzeliłem przypadł właśnie na meczu z Cardiff.
– Miałem wtedy zaledwie 19 lat i bardzo dobrze to wspominam. Jednym rozczarowaniem było to, że Cardiff zdołało wyrównać i mój gol nie zapewnił nam ostatecznie zwycięstwa.
– Bardzo chętnie powtórzyłbym tamto osiągnięcie. Miejmy nadzieję, że uda się już w ten weekend.
Komentarze (3)