Zapowiedź meczu
Nadszedł czas na odrabianie zaległości w Premier League. W środowy wieczór do miasta Beatlesów przyjadą Czarne Koty i miejmy nadzieje, że przesąd dotyczących tych zwierząt o dokładnie takim namaszczeniu nie będzie dla nas złym omenem.
Drużyna Gustava Poyeta, pomimo, iż zyskała boiskowy charakter swojego trenera, to niestety dla fanów Sunderlandu ich ukochany zespół nie zdołał wykaraskać się ze strefy spadkowej.
18. pozycja jutrzejszego rywala Czerwonych obrazuje jego obecną formę. Niebywały sukces, jakim był awans do finału Pucharu Ligi, nie może przyćmić prawdziwego, dość podłego oblicza graczy ze Stadium of Light.
Ostatnich pięć spotkań to obrazoburczy przypis pod herbem Czarnych Kotów. Porażki z Norwich, Arsenalem, Hull oraz remis z Crystal Palace. Słabo. Ostatnią wygraną w lidze podopieczni Poyeta zanotowali bagatela 1 lutego, w wyjazdowym spotkaniu z przeżywającym wówczas ogromny regres formy zespołem Newcastle.
Liverpool rzecz jasna znajduje się na drugim biegunie, jeśli chodzi o samopoczucie sztabu szkoleniowego, piłkarzy oraz sympatyków dopingujących zarówno pierwszych, jak i drugich. Zmiatamy z ziemi każdego, kto napatoczy się nam pod nogi, zaś każdy przyjeżdżający na Anfield Road zabiera ze sobą powiększoną paczkę pieluchomajtek.
Pierwszy pojedynek the Reds i Sunderlandu odbył się 29 września. Zwycięstwo 3:1 ekipy Rodgersa nie obfitowało w fajerwerki. Gole strzelali wówczas Daniel Sturridge oraz powracający do gry Luis Suárez. Honorową bramkę dla gospodarzy tamtego meczu zaliczył Giaccherini.
Poyet nie będzie mógł skorzystać z Fabia Boriniego, liverpoolczyka wypożyczonego nad rzekę Wear, z powodu restrykcji nałożonych przez macierzysty klub Włocha. Kontuzjowany jest lewy obrońca Marcus Alonso, toteż i jego gry nie będziemy mogli oglądać w środę.
W poprzednich sezonach Sunderland był dla dość ciężkim orzechem do zgryzienia. Remisowaliśmy, El Pistolero nie trafiał z jedenastego metra – konkludując, mecze te bardziej niż cieszyły nasze oczy, frustrowały.
Podczas trwania tej kampanii już dwukrotnie po wspaniałej serii zaliczyliśmy dość niespodziewane wpadki. Tak było, kiedy jeden jedyny raz daliśmy się stłamsić na Anfield drużynie Artura Boruca. Podobnie, choć odwołam poprzednią tezę o wspaniałej serii, postąpiliśmy w spotkaniu z Aston Villą, kiedy to udało nam się po ciężkim boju wywalczyć zaledwie punkt.
Dlatego uważam, że największym zagrożeniem dla Liverpoolu jest utuczone ego, które może spowodować brak koncentracji. Wątpię, byśmy zlekceważyli rywala, aczkolwiek pełna koncentracja to nasz obowiązek i powinność.
Twierdza Anfield ufortyfikowana. Suárez przeładowuje broń. Sturridge zajmuje dogodną pozycję do strzału. Gerrard i Henderson gotowi do rozwożenia zaopatrzenia. Fakt, że nie mamy zbytnio możliwości zaminowania przedpola naszej bramki, zbytnio nie powinien nas martwić.
Jeśli ranimy szybko rywala, dokonamy pełnej, brutalnej dekapitacji Sunderlandu. Nie ma mowy o półśrodkach. Musimy wygrać. City i Chelsea musi czuć nasz oddech na plecach.
Mój typ: 4:1 dla Liverpoolu.
Komentarze (1)