TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1962

Podsumowanie meczu


Liverpool po bardzo ciężkim boju i trzymającej w napięciu do ostatnich sekund spotkania bitwie zdołał z trudem pokonać dobrze poukładaną ekipę Tottenhamu. Prima Aprillis, żartowałem. Nawet największym optymistom przywdziewającym trykot Kogutów miny sczezły kompletnie już o 17:02 w niedzielę. Liverpool – Tottenham 4:0.

Niedzielny rosół, kubełki wprost z KFC, wyrywanie piór kurczakom – niedawny pojedynek na Anfield został określany w internecie w różnoraki sposób. A przecież Spurs mieli sporo okazji i długimi momentami dominowali na placu gry… żartowałem.

Ekipa Tima Sherwooda, świetnego przed laty środkowego pomocnika reprezentującego kraj znad Tamizy, nie zniosła złotych jaj, nie wykorzystała „słabości defensywnej Liverpoolu”, sami mając szpary w swoich szeregach niczym Younès Kaboul między siekaczami. Skoro jesteśmy już przy zdobywcy pierwszej bramki, przejdźmy do opisu meczu szybciej, bowiem chełpienie się zwycięstwem dawno już nie jest na firmamencie naszych priorytetów. Pokonaliśmy ostatni wiraż i czeka nas prosta, u której kresu powiewa wstęga końca sezonu.

Oto jak padły bramki:

2. minuta – Sterling otrzymuje dobry przerzut na prawą stroną stronę boiska od podrasowanego w niedzielę do 12 cylidrów Coutinho. Raheem, jak pokazały późniejsze minuty konfrontacji – najlepszy piłkarz meczu – poczekał na Glena Johnsona biegnącego na obieg za plecami. Prawy obrońca the Reds, który także był bardzo pożyteczny zarówno pod bramką Mignoleta, jak również w pobliżu świątyni Hugo Llorisa, wpadł rozpędzony w pole karne, płasko dośrodkował, lecz futbolówka trafiła między tłum obrońców w białych strojach. Najpierw Verthogen powinien wyekspediować piłkę na aut/trybuny/gdziekolwiek. Powinien, bo powiodło mu się to tak jak naszej rodzimej kadrze piłkarskiej awansować do finałów Mistrzostw Świata w Brazylii. Nie dość, że dostał „siatkę”, to jeszcze zaliczył efektowną wywrotkę. Ale spokojna głowa! – pomyśleli fani zespołu ze stolicy – jest jeszcze na swoim miejscu Kaboul! Rany boskie, to przecież Kaboul… – zafrasowali się po ułamku sekundy ci sami kibice. GOOOOOL! Kapitan przyjezdnych z gracją cechującą łyżwiarzy figurowych umieścił piłkę we własnej siatce! Na przejściu progu Anfield Road nie witamy gości gorącą herbatą i kapciami. Przystawiamy karabin do skroni i przez zaciśniete zęby wycedzamy – co robisz na mojej posesji, chultaju?!

25. minuta – składna akcja Tottenhamu… żartowałem. Nieporadność Kogutów zmusiła ich do szybkiego powrotu pod własny „kurnik”. Gerrard po przejęciu piłki natychmiastowo chciał prostopadłym podaniem uruchomić kogoś z duetu SAS. Samo zagranie było nieudane. Ale na posterunku byli zawodni obrońcy zajmującej 6. lokatę w tabeli drużyny z Londynu. Świeżo postawiony do pionu z ławki rezerwowych Dawson, który z przymusu musiał zmienić kontuzjowanego Vertonghena, wyciął solidny numer swoim partnerom z bloku defensywnego fatalnie dogrywając futbolówkę do środka, gdzie polował śmiercionośny El Pistolero. Nasz napastnik odebrał piłkę, jakimś cudem (a nie, to Luis, żadnym cudem) zabrał się z nią w stronę bramki i z ostrego kąta finezyjnie pokonał Llorisa strzałem w długi róg tuż przy słupku! To mógłbyć tylko on! Ceryfitkat jakości podbity przez urugwajskiego goleadora!

55. minuta – Coutinho odkrywa „przerębel” w kruchej środkowej formacji Tottenhamu i czym prędzej przemieszcza się w kierunku bramki rywala. Chytry strzał po ziemi jest poza zasiegiem biednego byłego bramkarza Spurs i jest już 3:0. Młodemu graczowi z kraju kawy należała się ta bramka!

75. minuta – rzut wolny z bocznych sektorów boiska. Piłkę ustawia Henderson. Silne dośrodkowanie, kotłowanina w szesnastce… piłka przechodzi wszystkich zainteresowanych i zdezorientowanego byłego golkipera Lyonu… Gooool! Tottenham ostatecznie klepie w matę.

4:0. Wynik robiący wrażenie, choć nie w pełni oddający dominację gospodarzy. Uparty obserwator mógłby się dopatrzyć słabości naszych niedzielnych opponentów w pladze kontuzji, która nawiedziła obiekt White Hart Lane. Brak Walkera, Adebayora, Chircheșa, Capue i Lameli to spory ubytek jakości. Dodajmy do tego uraz w trakcie meczu Vertonghena. Ale żeby być szczerym, słabość Tottenhamu widać w każdym pojedynku z zespołami okupującymi czołówkę tabeli.

Mohamed Salah przyznał, że Basel wyśmiało styczniową ofertę Liverpoolu, na mocy której filigranowy skrzydłowy miał zasilić szeregi Czerwonych. Koguty do swej grzędy bez zaglądania do portmonetki dokoptowywali co rusz nowy „drób”, który miał załatać dziurę po Bale’u. Przybyło wielu zawodników, więc na głębię składu nikt pod sterami Levy’ego nie ma czelności narzekać.

Pięknie oglądało się jak niedoszli liverpoolczycy – Eriksen i Sigurðsson są ośmieszani przez Sterlinga i resztę.

Duński pomocnik miał najlepszą okazję do zdobycia honorwej bramki po 27 minutach od pierwszego gwizdka arbitra, ale niesamowita interwencja Marcina ze Słowacji uratowała nas przed niechybnym trafieniem. Škrtel, Agger, Flanagan i Johnson wzbili się na wyżyny swych umiejętności, niwelując niemalże do zera zagrożenie ze strony gości.

Oprócz bramek, stworzyliśmy szereg innych sytuacji. Sterling kapitalnym pressingiem wyłuskał futbolówkę Kaboulowi pod polem karnym, doskonale dośrodkował na głowę Suáreza, jednak Lloris sparował strzał na spojenie słupka z poprzeczką. Była wtenczas 41. minuta gry.

W 54. minucie Hendo mógł ukryć twarz w dłoniach ze wstydu, kiedy po świetnej kombinacji na linii Johnson – Sterling, ten drugi wyłożył mu piłkę jak na „tacy”, lecz „płuca” the Reds po spostrzeżeniu, jak bardzo można zmarnować taką okazję, powoli wypuściły powietrze, wzdychając z niedowierzenia.

Wielokrotnie zagrażaliśmy bramkę strzeżoną przez Llorisa z rzutów wolnych – zarówno Suárez jak i Sturridge. Kontrolowaliśmy przebieg gry jak wytrawny dyrygent poczynaniami swej orkiestry. Tim Sherwood i jego podopieczni nie stanowili nawet tła dla rozpędzonych i fenomenalnie usposobionych graczy Rodgersa. Po raz kolejny należy bić pokłony sternikowi Czerwonych, który wykrzesał z Liverpoolu tlący się nieprzerwanie ogień. Ze słabej jakości tombaku wykrystalizował prawdziwe złoto.

6 kolejek do końca. 8 zwycięstw z rzędu. Teraz zawitamy na Upton Park, gdzie by podtrzymać rozpalone serca Kopities musimy zgarnąć pełną pulę. Sprint do mety wkracza w morderczą fazę i każdy kryzys będzie opłakany w skutkach. Nie mydlę już oczu – walczymy o majstra. My możemy, City i Chelsea muszą. Presja winna spłynąc po nas jak po przysłowiowej kaczce. A ze zwierzętami podobnych gabarytów przecież doskonale sobie poradziliśmy w niedzielę.

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (1)

oweniasty 02.04.2014 10:02 #
Świetnie się czyta :) Fajne podsumowanie naszej dominacji :)

Pozostałe aktualności

Keïta o obecnej formie Liverpoolu  (0)
21.12.2024 13:10, K4cper32, liverpool.com
Sytuacja kadrowa Liverpoolu i Tottenhamu  (0)
21.12.2024 11:22, BarryAllen, liverpoolfc.com
Darwin Nunez bliski zawieszenia  (2)
21.12.2024 10:51, Tomasi, thisisanfield.com
Carragher o kontrakcie Trenta  (4)
20.12.2024 23:47, B9K, Liverpool Echo
Ange Postecoglou przed meczem z Liverpoolem  (0)
20.12.2024 20:04, Klika1892, tottenhamhotspur.com
Owen: Trent może do mnie zadzwonić  (6)
20.12.2024 19:47, Vladyslav_1906, Liverpool Echo
Trening przed Kogutami - zdjęcia  (4)
20.12.2024 19:00, AirCanada, liverpoolfc.com