Zapowiedź meczu
Przed nami ostatnia kolejka sezonu 2013/2014. Niedzielne spotkanie z Newcastle na Anfield będzie zwieńczeniem sezonu pełnego niespodzianek i zwrotów akcji. Miejmy nadzieję, że po 90 minutach będziemy cieszyli się z czegoś więcej niż z trzech punktów zdobytych na własnym obiekcie.
Wydaje się, jakby to było wczoraj. Obawy przed sezonem. Kilka nowych twarzy na Anfield. Wreszcie inauguracja – mecz ze Stoke, obroniony rzut karny w ostatnich minutach spotkania i trzy punkty dla Liverpoolu. Po 10 miesiącach walki w Premier League przyszedł mecz wieńczący ten wspaniały sezon. Już niebawem pierwszy gwizdek w ostatnim meczu kampanii 2013/2014. Kampanii przełomowej.
Nikt przed sezonem nie wierzył w cuda. Walka o Top 4 była szczytem marzeń nawet największych optymistów, a wizja powrotu do Ligi Mistrzów życzeniem tak ogromnym jak Peter Crouch. Po nieudanym sezonie 2012/2013 (7. miejsce w lidze, odpadnięcie z FA Cup i Carling Cup w czwartej rundzie, koniec Ligi Europy w jednej szesnastej w dwumeczu z Zenitem) kibice przecierali oczy ze zdumienia od pierwszej do chyba ostatniej kolejki obecnego sezonu. Mistrzostwo od lat nie było tak blisko, a pojedynek z Newcastle powinien wynagrodzić kibicom wszystkie łzy jakie wylali po meczach z Chelsea i Crystal Palace.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia – tak w skrócie można ocenić oczekiwania kibiców. Gdy awansowaliśmy do Top 4, wielu chciałoby mistrzostwa. Gdy marzenie o mistrzostwie pękło jak mydlana bańka, wszyscy z nosami spuszczonymi na kwintę lamentowali nad niewykorzystanymi szansami. Prawda jest krótka i wszystkim znana – Liverpool na drugim miejscu w tabeli wraca na arenę międzynarodową, a styl gry i wizja Brendana Rodgersa za sterami the Reds przykuła uwagę wszystkich europejskich klubów. Potencjalne cele transferowe powinny się zainteresować przenosinami do zespołu grającego na wskroś ofensywny, a przede wszystkim (długimi momentami – że przypomnę serię 11 wygranych w lidze) piękny futbol. Pierwszy skład i zwłaszcza bezbarwna ławka rezerwowych wymaga wzmocnień (bądź gruntownej przebudowy) na przyszły, jakże wymagający sezon.
Mimo masy straconych goli, niefortunnych bramek samobójczych i braku koncentracji zwłaszcza w drugich połowach, Liverpool zajmie bez względu na rezultat ze Srokami, miejsce na podium w najtrudniejszej lidze piłkarskiej na świecie, co mnie jako kibica Liverpoolu napawa ogromną dumą.
Mecz z Newcastle będzie ostatnim spotkaniem sezonu 2013/2014. W tym meczu do dyspozycji Rodgersa będzie nieobecny w trzech ostatnich meczach Jordan Henderson – płuca Liverpoolu i piłkarz w moim odczuciu kluczowy, którego brakowało mi najbardziej w ostatnich rywalizacjach, choć jego rola na boisku często była niezauważana przez kibiców. Anglik udowodnił swoją wartość, a bez niego drużyna, mimo powrotu Lucasa, gubiła się i chaotycznie rozgrywała piłkę. Z Hendersonem zanotowaliśmy tę niesamowitą serię 11 zwycięstw z rzędu w lidze. Bez Anglika bilans Liverpoolu to zwycięstwo, remis i porażka.
W obozie rywala, bliski zwolnienia menadżer Srok – Alan Pardew, nie zaliczy ostatnich tygodni do udanych. Ostatnich pięć meczów jego drużyny to cztery porażki i jedno zwycięstwo – w ostatniej kolejce z beniaminkiem z Cardiff. Newcastle ma zapewnione miejsce w środku tabeli i brak perspektyw na walkę o europejskie puchary, a z drugiej strony drużyna nie jest zagrożona spadkiem. Rywal idealny? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: w Premier League nie ma łatwych przeciwników. Mimo braku Papissa Cissé, który przeszedł w czwartek operację rzepki i absencji kontuzjowanego od dłuższego czasu Ryana Taylora, drużyna Alana Pardew powalczy o honor i niewielką rekompensatę dla kibiców za fatalne ostatnie miesiące w ich wykonaniu, zatem woli walki nie powinno im zabraknąć, a w tym sezonie przekonaliśmy się jak wola walki jest ważna w spotkaniach, gdzie faworyt jest z góry ustalony.
W październikowym pojedynku obu zespołów na St. James' Park padł remis 2:2 (23' Cabaye, 42' Gerrard (k), 55' Dummett, 72' Sturridge).
Nam zostaje cytując klasyków po raz ostatni w tym sezonie usiąść głęboko w fotelach, zapiąć pasy i wystartować. Tym bardziej, że jeżeli Suárez zdobędzie bramkę, będzie jedynym zawodnikiem w historii, który w jednym sezonie Premier League strzelił 32 gole. A startujemy w niedzielę o 16.00 polskiego czasu.
Warto z okazji meczu wieńczącego sezon przypomnieć sobie początek drogi the Reds w tej kampanii. A wszystko zaczęło się w… Melbourne od „You’ll Never Walk Alone”, a jakże!
Komentarze (3)
YNWA!:)