Pierwszy wywiad z Adamem Lallaną
Adam Lallana dzięki transferowi otworzył własnie nowy, ekscytujący rozdział swojej kariery, o czym opowiada w pierwszym oficjalnym wywiadzie, którego udzielił już jako piłkarz Liverpoolu.
Miło nam powitać cię w klubie.
I wzajemnie, jestem naprawdę przeszczęśliwy. Ciągle nie do końca mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Czekam już tylko na okres przygotowawczy i pierwszy trening.
Mógłbyś opisać, co teraz czujesz?
Ciężkie zadanie, jeśli mam być szczery. Jestem wdzięczny Southampton za wszystko, co dla mnie zrobiono w tym klubie, to po pierwsze. Spędziłem tam czternaście lat. Liverpool – klub bezsprzecznie wyjątkowy – jest kolejnym krokiem w przód. Chcę już zacząć pracować.
Po spędzeniu większości życia na południu Anglii, jak duże znaczenie mają zachodzące teraz w twojej karierze zmiany?
To wielkie wydarzenie. Nie dość, że Liverpool to klub z piękną historią, to jeszcze jest na fali wznoszącej po ostatnim sezonie. Chciałbym dołożyć do tego wszystkiego swoją cegiełkę. W dodatku wraca tu Liga Mistrzów, a zewsząd słyszę, że takiej atmosfery, jak ta we wtorkowe i środowe wieczory na Anfield, nie ma nigdzie indziej. Lambert dużo opowiadał mi o klubie – to dla mnie plus, że dalej będziemy grali razem, w jednej drużynie.
To dla ciebie ważne, że Rickie jest w Liverpoolu?
Bardzo mi pomaga. Spędziłem z nim w jednej szatni ostatnie pięć czy sześć lat, mamy wspólne osiągnięcia i dobre wspomnienia z Southampton, ale czas na nowe wyzwania. Dla niego to klub jego dzieciństwa. Dla mnie – spełnione marzenie.
Co czuje piłkarz dowiadując się, że interesują się nim the Reds?
Po pierwsze potrzeba czasu, żeby w ogóle w to uwierzyć! Na początku było z tym trochę zamieszania i wahań, cały proceder lekko się przedłużył, osobiście nie spodziewałem się, że zajmie to tyle czasu, ale takie przenosiny to dla mnie nowość. Southampton zaakceptowało ofertę klubu i poparło fakt, że wybrałem drużynę nieprzeciętną i walczącą o tytuły. Mam trzy tygodnie na złapanie oddechu i czas dla bliskich, a później przychodzę tutaj, skoncentrowany i skupiony na pracy od pierwszego treningu.
Komu powiedziałeś o transferze w pierwszej kolejności?
Tacie i żonie. Mam wśród kibiców Southampton wielu przyjaciół, ale nie mieli problemu ze zrozumieniem mojej decyzji i tego, że propozycja była praktycznie nie do odrzucenia. Mam teraz dwadzieścia sześć lat, nie mogłem wybrać lepszej drogi.
W krótkim czasie twoja kariera nabrała szaleńczego tempa: nie dość, że transfer do Liverpoolu, to jeszcze powołanie do kadry. Jak się z tym czujesz?
Jeszcze parę lat temu grałem w League One. Ale tak powinno być, że z dnia na dzień stawiamy kolejne kroki na przód, nie robiąc żadnego do tyłu, aż w końcu osiągamy sukces. Zasłużyłem na to, na grę i treningi na najwyższym poziomie, z kolegami z reprezentacji.
Jak zmieniły się teraz twoje ambicje?
Cóż, Liverpool walczy o zwycięstwo w kraju i rywalizuje w Lidze Mistrzów – nie da się ukryć, że Southampton miało inne cele. Ja starał się będę dać z siebie wszystko, i tyle.
Jak Brendan Rodgers widzi twoje zadania w drużynie?
Nie znam jeszcze szczegółów. Jedyne, co mogę stwierdzić po krótkiej rozmowie to fakt, że trafiłem na menedżera najwyższej klasy, przy którym będę mógł się rozwijać.
A jak ty sam widzisz swój wkład w kolektyw, jaki tworzą piłkarze z Anfield?
Myślę, że nie tylko go uzupełnię, ale wniosę też coś nowego. Dzięki podobnemu stylowi mojej obecnej i byłej drużyny powinienem łatwiej wejść w nowe założenia taktyczne.
Zapewne śledziłeś poczynania Liverpoolu w ubiegłym sezonie, widziałeś, jak otarli się o największy z możliwych sukcesów. Myślisz o pójściu o krok dalej w nadchodzącej kampanii?
Wydaje mi się, że nie tylko mnie przechodziły ciarki od samego patrzenia na piękny futbol, jaki prezentowali moi nowi koledzy. Siedziałem i myślałem sobie, że chciałbym kiedyś zagrać z nimi. Marzenia się spełniają.
Brałeś udział w wygranym przez Southampton meczu, kiedy to the Reds zostali pokonani jedną bramką. Jak się wtedy czułeś?
Oj, to był świetny dzień. Wygraliśmy, choć nikt się tego po nas nie spodziewał. Dokładnie pamiętam, oklaskiwali nas również kibice przegranych. Fenomenalni fani Liverpoolu to kolejny ogromny plus dla tego klubu.
Jak czujesz się po nieudanym wyjeździe na mundial? Jak wrócić do normalności i udanie wejść w sezon?
Bardziej przykładając się do pracy. Nie tylko ja jestem zawiedziony, ale też moi koledzy i cały kraj. Mamy kilka tygodnie na naładowanie akumulatorów przed powrotem do tego, co kochamy najbardziej – gry w piłkę. Mimo wyników sporo wynieśliśmy z tego turnieju, przyda się to nam w eliminacjach do Mistrzostw Europy.
Czujesz, że wzmocniło cię to psychicznie?
Definitywnie. Gra daleko od domu, w trudnych warunkach, dla wielu to pierwszy taki wyjazd – tego rodzaju doświadczenia mogą czynić piłkarzy tylko mocniejszymi. Następnym razem będzie lepiej.
W Brazylii miałeś okazję spędzić czas z kilkoma nowymi kolegami z drużyny. Pytałeś ich o klub?
Tak, ale częściej oni mnie: „Kiedy w końcu do nas przejdziesz?”. Uciekałem od odpowiedzi, bo wydawało mi się, że im częściej mówię: „Niedługo”, tym bardziej ciągnie się ten cały proces. Podczas wyjazdu z kadrą byłem bardziej skupiony na grze dla Trzech Lwów, ale myśl o Liverpoolu osłodziła mi nieco powrót do domu.
Jak myślisz, możesz nauczyć się czegoś od takich zawodników, jak Steven Gerrard?
Oczywiście, i to wiele. Wyrosłem na meczach z jego udziałem, był bohaterem moich kumpli z podwórka. Fakt, że zaraz zagram z nim w jednym klubie, nie tylko w reprezentacji, wydaje się być dla mnie lekko oderwany od rzeczywistości. Często znajomi pytali mnie, jaki on jest. Cóż, roztacza wokół siebie specyficzną aurę. Ale muszę oswoić się z tą myślą, przecież niedługo będziemy pracować razem dzień w dzień…
Poczuje się staro po tym, jak powiedziałeś, że oglądałeś go w dzieciństwie!
Ale tak naprawdę było! Co nie zmienia faktu, że to ciągle świetny zawodnik i może grać przez wiele, wiele lat.
Jak czujesz się z myślą, że Liverpool otwiera sezon meczem z twoim poprzednim klubem?
Gorzej byłoby, gdybym wychodził na to spotkanie dalej grając w Southampton. A jako że jestem już na Anfield, mogę się tylko cieszyć. Musiało kiedyś dojść do tej konfrontacji, a że akurat w pierwszej kolejce? Przeznaczenie. Rozmawiałem o tym z Rickiem, twierdzi, że był gotowy postawić na takie losowanie swój majątek, bo czuł, że trafimy właśnie na Southampton.
Miałeś okazję poznać już tutejszych sympatyków klubu, ale grając po przeciwnej stronie barykady. Czekasz na ich reakcję po twoich występach dla the Reds?
Ba, z niecierpliwością! Tyle słyszałem o tej wyjątkowej atmosferze i historii. Chciałbym już wyjść na boisko mając za sobą tę ścianę kibiców.
Kończąc rozmowę, co chciałbyś powiedzieć właśnie fanom Liverpoolu?
Chciałbym obiecać, że dam z siebie wszystko, wyrazić nadzieję, że szybko się zaaklimatyzuję i że pomogę w zdobywaniu trofeów. W końcu po to tutaj przyszedłem.
Komentarze (2)
ciekawie to musi tam wyglądać :D widać że od dawna obie strony były świadome że dołączy do LFC :)