Odejście Reiny pozostawia niesmak
Hiszpański bramkarz wystąpił w koszulce z liverbirdem w większej liczbie spotkań niż niejedna klubowa legenda, jednak opuszcza Liverpool w niełasce – pisze w Neil Jones w Liverpool Echo.
Pepe Reina rozegrał dla Liverpoolu więcej meczów niż Ray Kennedy. Zresztą niż Alan Kennedy również.
Rozegrał więcej meczów niż Graeme Souness. I Robbie Fowler, Ronnie Moran, Gordon Hodgson, Kevin Keegan czy Terry McDermott.
Tak naprawdę w historii Liverpoolu zaledwie 26 zawodników zaliczyło więcej meczów niż Pepe Reina. Zaledwie trzech z nich ma bogatszy dorobek, gdy mowa o Premier League. Wszyscy trzej to klubowe legendy the Reds.
To wszystko sprawia, że pełne uszczypliwości odejście Hiszpana po dziewięciu latach spędzonych na Anfield jest jeszcze smutniejsze.
Jeśli jego spodziewany transfer do Bayernu Monachium dojdzie w tym tygodniu do skutku, Reina opuści Merseyside w niełasce. Jego odejście spotka się – jeśli nie z całkowitą obojętnością, to z czymś bardzo zbliżonym. Mimo wszystko kibice the Reds z pewnością uronią kilka łez.
Ostatnie dni Reiny na Anfield można opisać jako piłkarski czyściec. Był kimś w rodzaju ducha podczas gorączkowego tournée po Stanach Zjednoczonych. W trakcie tegoż Brendan Rodgers rozdzielił obowiązki bramkarskie pomiędzy Simona Mignoleta – podstawowego golkipera Liverpoolu – i Brada Jonesa. 21-letni Danny Ward, który wciąż czeka na debiut w pierwszej drużynie, zasiadał na ławce rezerwowych.
Tymczasem Reina został pominięty, mógł jedynie oglądać spotkania. Trenował jak każdy, przygotowywał się jak każdy i – sądząc po zdjęciach zamieszczanych na Instagramie – integrował się z drużyną jak każdy. Tylko nie grał. Ani minuty.
Jak do tego doszło?
Przełom w relacjach pomiędzy Reiną a klubem, a dokładniej z Rodgersem, nastąpił latem 2012 roku. Rodgers przybył na Anfield w trudnym momencie. Zespół złożony za niemałe pieniądze był jednak niezrównoważony i wymagał poważnych korekt. Brakowało godnych zaufania, doświadczonych zawodników. Reinę, pomimo słabego sezonu pod rządami Kenny’ego Dalglisha, można było zaliczyć do tej grupy. Rodgers doceniał jego umiejętności rozprowadzania piłki i dowodzenia polem karnym. Donoszono, że jego pozycja w szatni była wysoka.
Problem w tym, że zaczęły pojawiać się głosy, że rozgląda się za możliwością opuszczenia klubu. Każdego lata i każdej zimy pojawiały się plotki łączące go z Barceloną, a sam Reina robił niewiele, by je zdementować. Zainteresowanie z Camp Nou, jak mówił, byłoby „trudne do zignorowania”, jednak jak dotąd był w pełni oddany Liverpoolowi.
Nie najlepiej. I w ten sposób Rodgers, początkowo prywatny użytek, zaczął opracowywać plan awaryjny.
W pierwszej kolejności na możliwego zastępcę wytypował Michela Vorma, swojego bramkarza w Swansea. Jednak później jego uwagę przykuł Simon MIgnolet. I gdy forma Reiny – choć lepsza niż rok wcześniej – pozostawała nieprzekonująca, na początku 2013 roku podjęto decyzję o zakupie nowego bramkarza do pierwszego zespołu.
Rodgers utrzymuje, że podczas kolacji poinformował Reinę o zamiarze pozyskania Mignoleta i powiedział, że ma zamiar mieć w drużynie dwóch rywalizujących ze sobą bramkarzy. Prawdę mówiąc, to nigdy nie wydawało się zbyt prawdopodobne. Kontrakt, jaki Reina podpisał w kwietniu 2010 roku, plasował go w czołówce najlepiej zarabiających w klubie graczy. Perspektywa siedzenia na ławce i czekania na mecz pucharu ligi albo kontuzję Mignoleta była absurdalna.
Na nieszczęście – zarówno dla Reiny jak i dla Liverpoolu – decyzja Víctora Valdésa o wypełnieniu ostatniego roku kontraktu wiążącego go z Barceloną spowodowała, że „zainteresowanie” katalońskiego klubu nie zostało podtrzymane. Reina znalazł się w próżni, a Liverpool ostatecznie zdecydował się wypożyczyć go do Napoli, pod skrzydła byłego trenera Rafaela Beníteza.
Następnie Reina zdecydował się na krok, który na pewno nie poprawił jego relacji z Rodgersem – na swojej stronie internetowej opublikował „list pożegnalny” do kibiców the Reds. Oskarżył w nim Liverpool o to, że zgodził się na wypożyczenie go do Napoli bez informowania samego zainteresowanego. Stwierdził też, że chciał podjąć walkę o pierwszy skład Liverpoolu wobec niknącego zainteresowania Barçy. „Jeśli czegoś żałuję, to sposobu, w jaki odchodzę” – napisał.
Będąc szczerym, w tym momencie o karierze Reiny na Anfield można było mówić już wyłącznie w czasie przeszłym, jednak kiedy w lutym Rodgers został zapytany o szanse Hiszpana na powrót, ten użył listu do ostatecznego ucięcia wszelkich spekulacji.
„Napisał już swój list, prawda?” – odpowiedział dziennikarzom. W skrócie: nie ma powrotu.
Słowa te spełniły się co do joty. Sezon Reiny w Napoli był całkiem solidny, jednak jego marzenia o powrocie do Barcelony nigdy się nie urzeczywistniły. Tego lata Katalończycy zakontraktowali dwóch bramkarzy: Marca-André ter Stegena i Claudio Bravo. Podobnie Liverpool, również poszedł naprzód. Mignolet rozegrał debiutancki sezon, który śmiało można określić mianem „mieszanego”, jednak nadal może liczyć na wsparcie menedżera. Reina, niegdyś niezastąpiony, stracił owe wsparcie dawno temu.
Niektórzy mogą się spierać, że w swojej najlepszej formie Reina jest lepszym golkiperem. Że jego odejście ma więcej wspólnego z polityką niż z piłką nożną. Obie strony mogą mieć rację, jednak nigdy się o tym nie przekonamy. W minionym sezonie Liverpool – bez Reiny a z Mignoletem – otarł się wręcz o tytuł mistrzowski. Hiszpan może cieszyć się popularnością, jednak nie tęskniono za nim.
Transfer zdaje się pasować wszystkim stronom. Liverpool skreśli z listy płac jedną z pierwszych pozycji, dostając dodatkowo przyzwoitą opłatę. Bayern pozyska doświadczonego, uzdolnionego bramkarza, który będzie rywalizował z wyśmienitym Manuelem Neuerem. A Reina otrzyma szansę pracy w wielkim klubie pod okiem Pepa Guardioli.
Szczęśliwe zakończenie? Nie do końca. Jednak wydaje się, że mimo wszystko niezbędne. Szkoda tylko, że jego odejście nie pozostawia w ustach nieco przyjemniejszego posmaku.
Neil Jones
Komentarze (14)
Przecież już się pożegnał. Nie rozumiem Cie .
Przeczytaj tekst uważnie jeszcze raz.
http://www.lfc.pl/51609/pozegnalny-list-pepe-reiny ,proszę. Nie wiem czy należy się "piękne pożegnanie" człowiekowi ,który swoją lojalność udowadniał co rok ,pt. "może przejdę do Barcelony" ,a pół roku temu powiedział Brendanowi "papa". W profesjonalnym footballu nie ma miejsca na takie incydenty, (chyba że jest się Suarezem ,a i jak widać on potrafił przegiąć pałę) . Doskonale rozumiem zaistniałą sytuację. Poza tym to ,że Reina tyle tutaj przesiedział jest zasługą tylko i wyłącznie Barcelony . Czy jestem za "pięknym pożegnaniem" ? Nie, nikt nie jest ważniejszy od klubu.
YNWA PEPE!
Nie odszedł rok temu mimo tego, że dano mu do zrozumienia, że jest niepotrzebny. Do tego stopnia niepotrzebny, że aż klub zgodził się go wypożyczyć aby nie mieć go w szatni, bo przecież 31-letniego bramkarza nie pcha się ogrywać. Wiedział, że nikt nie da mu podobnych pieniędzy więc został sobie na kontrakcie w LFC a poszedł pociupać do Włoch.
Piszesz: "I wręcz jestem przekonana, że Reina wolałby grać, niż siedzieć na ławce, bo co jak co, ale charakteru mu nie można odmówić."
Czyżby? Właśnie widzę, idzie do Bayernu aby grać.